Recenzja książki "Imperium czerni i złota" Adriana Tchaikovsky'ego

Autor: Dominika "Elanor" Kurek Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 17-05-2010 23:07 ()


Niewiele jest dla czytelnika fantastyki dziwniejszych i przyjemniejszych odczuć niż sięganie po nową książkę - i nowy świat - o których prawie nic jeszcze nie wiemy, przezwyciężanie silniejszego czy słabszego sceptycyzmu wobec rzeczy nieznanych i odkrywanie, że wszystko gra - że w przedstawione uniwersum można się zanurzyć, że jest barwne, postaci do nas przemawiają, a cała historia jest warta poznania. Właśnie odkryliśmy dobrą powieść.

Takie właśnie odczucia towarzyszyły mi przy lekturze "Imperium czerni i złota", książki, po której, przyznaję, spodziewałam się zaledwie kolejnego przeciętnego utworu fantasy. I poniekąd nim jest - to rzeczywiście pierwsza część nowego, długiego cyklu, i rzeczywiście osadzona jest w świecie fantasy, choć daleko mu do stereotypu pełnego elfów i smoków. Ale jest to przede wszystkim książka w najlepszej tradycji tego gatunku.

Świat zaprezentowany w debiutanckiej powieści Adriana Tchaikovsky'ego różni od typowego fantasy co najmniej kilka aspektów. Po pierwsze, tłem przedstawionej historii nie jest jakże klasyczne pseudo-średniowiecze. To raczej uniwersum po swoistej, jeszcze nie całkiem zakończonej, rewolucji przemysłowej. Około pięćset lat przed akcją książki nastąpił przełom - do tej pory pogardzane rasy tzw. pojętnych wzięły w swoje ręce losy świata i za pomocą inżynierskich umysłów oraz zdolności konstruktorskich odmieniły jego przyszłość. Dzięki ich staraniom powstały powtarzalne kusze, machiny latające, a nawet początki kolei. Te technicznie uzdolnione ludy odsunęły w cień starsze rasy, przywiązane do tradycji, dawnych obyczajów, a nawet - być może - nie traktowanej przez wszystkich poważnie magii.

To jednak nie wszystko. Pomysłem, który przynajmniej na pierwszy rzut oka najbardziej odróżnia "Imperium czerni i złota" od powszechnie rozpoznawalnego standardu fantasy, są same rasy. Gatunek ludzki jest tu podzielony na odmiany noszące nazwy rozmaitych owadów - związane z nimi jeśli nie duchowo, to przynajmniej pewnymi cechami i talentami. Każda z ras posiada swoją odmianę sztuki - osiąganych dzięki medytacji szczególnych zdolności, których nie należy mylić z czarami. Tak więc przykładowo modliszkopodobni są doskonałymi wojownikami, w czym pomagają im specjalne kościane wyrostki na przedramionach, mrówce potrafią połączyć swoje umysły w jedność i porozumiewać się telepatycznie, zaś osy posiadają zdolność żądła - potężnego, przypominającego wyładowania elektryczne ataku.

I to właśnie niejako wokół os toczy się akcja książki. Ich Imperium, mające za swój sztandar tytułowe barwy czerni i złota, szykuje się do inwazji na Niziny. Jest o tym w każdym razie przekonany Stenwold Maker, stary żukowiec, inżynier i historyk, który od lat stara się przekonać do swoich poglądów innych mieszkańców Kolegium, słynnego miasta i centrum nauki. Mało kto jednak podziela jego ponure wizje. Stenwold werbuje więc na własną rękę pomocników - zbrojnych, ale przede wszystkich wywiadowców, którzy mają pomóc mu przygotować Niziny do stawienia czoła nieuniknionemu atakowi. Główne role w książce gra zatem grupka wychowanków Stenwolda, których łączy młody wiek, otwarte umysły i chęć pomocy ojczystym ziemiom, ale dzieli między innymi pochodzenie z różnych owadzich ras. A jednak zamiast tych jakże klasycznych bohaterów uwagę czytelnika zwraca raczej ich główny antagonista, Thalryk, oficer wywiadu os, który przyćmiewa pozostałe postaci niemalże od pierwszego pojawienia się na kartach książki. Dobrze opisany, nieprzesadzony czarny charakter to rzecz nieczęsta w typowych powieściach fantasy, tym bardziej więc należą się Tchaikovsky'emu brawa za zarysowanie postaci na tyle bezwzględnej, by była ciekawa, ale jednocześnie na tyle ludzkiej, by była wiarygodna.

"Imperium czerni i złota" w odpowiednich proporcjach łączy w sobie pomysłowy świat, nie na tyle jednak niezwykły, by przeszkadzał w odbiorze fabuły, z akcją, nie na tyle jednak dominującą, by przysłoniła rozmach przedstawionego świata. Powieść momentami nieodmiennie kojarzyła mi się z prozą Tada Williamsa, a choć nie jest aż tak jak ona atrakcyjna językowo, w podobny sposób przypomina, że tradycyjne fantasy wcale jeszcze nie umarło.

 

P.S. Nie można się przecież obyć bez odrobiny krytyki, ale w tym przypadku należy się ona nie autorowi, a wydawnictwu. Choć książka, jak zwykle w przypadku Rebisu, wydana jest estetycznie i solidnie, jej strona redaktorska szwankuje - nie brak tu literówek, a zgubienie kursywy oznaczającej zawarte w narracji przemyślenia bohaterów sprawia, że niektóre fragmenty są dla czytelnika co najmniej konfundujące.

 

 

 

Tytuł: "Imperium czerni i złota"

Tytuł obcojęzyczny: "Empire in Black and Gold"

Autor: Adrian Tchaikovsky

Tłumacz: Andrzej Sawicki

Wydawca: Dom Wydawniczy Rebis

Rok wydania: 2009

Liczba stron: 632

Okładka: broszurowa klejona

ISBN: 978-83-7510-295-6


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...