"Zmierzch": "Przed świtem" część I - recenzja
Dodane: 30-11-2011 21:34 ()
Twórcy ekranowej sagi „Zmierzch” pozazdrościli czarodziejom z Hogwartu rozbicia ekranizacji ostatniego tomu na dwa filmy i postanowili zaaplikować rządnym krwi oraz wrażeń widzom podwójną dawkę emocji. W przeciwieństwie jednak do Harry’ego Pottera i jego przyjaciół, w tym przypadku trudno mówić o udanym zabiegu, co jednak nie przeszkodziło obrazowi Billa Condona zarobić blisko 300 milionów dolarów podczas weekendu otwarcia na świecie.
Związek Edwarda i Belli wstąpił na nowy etap – trwają przygotowania do uroczystości zaślubin. Rodzice młodej pary nie kryją wzruszeń, z decyzją panny młodej nie może się pogodzić Jacob, natomiast chyba największe wątpliwości trapią Bellę, dla której zmiana stanu cywilnego może oznaczać kres obecnego życia. Czy ofiara jaką poniesie warta jest tak wielkiego poświęcenia? Czy związek wampira i kobiety mimo przeciwności losu ma szansę na przetrwanie?
Na pewno nie w tak nudnym i monotonnym obrazie jaki zaserwował nam Bill Condon. Główny grzech produkcji przejawia się w nieumiejętnym stopniowania napięcia. Papierowe postaci uginają się pod naporem infantylnych dialogów, a zmęczonym bohaterom patetyczne słowa coraz trudniej przeciskają się przez gardła. „Przed świtem” potwierdza tylko wcześniejsze obawy, że trio czołowych odtwórców ról nie jest w stanie udźwignąć ciężaru filmu. Bez charyzmy, bez pomysłu na swoje kreacje, przypominają protagonistów drugorzędnych telenowel. Relacje między nowożeńcami są mało przekonujące, chłodne, mimo że poza filmową rzeczywistością Kristen Stewart i Robert Pattinson stanowią parę. Na niekorzyść produkcji przemawia również deficyt akcji, która z powodzeniem przerywałaby nieudolne sceny romantyczne. Na długo przed premierą głośno mówiono o pikantnej scenie miłosnych uniesień Belli i Edwarda. Zastanawiano się nawet nad ustanowieniem wyższej kategorii wiekowej dla filmu. Oczywiście z burzliwych zapowiedzi nic nie wyszło.
W obrazie razi ponownie karykaturalne ukazanie wampirów – zawsze o nieskazitelnych makijażach i przypudrowanych twarzach. Krwiopijcom udanie wtórują wilkołaki, z rzadka korzystający z rozumu zamiast mięśni i bezcelowo ganiający po lesie. Największy śmiech wywołuje jednak scena po napisach przedstawiająca Aro Volturi w obecności dwóch sługusów dukających niczym przedszkolaki. Wiadomo nie od dziś, że najlepiej rządzi się podwładnymi pozbawionymi funkcji kreatywnego myślenia, ale bezmózgie wampiry to lekka przesada – zombiaki to nie ta bajka.
Co zapada w pamięć po najnowszym dziele Condona? Niepokojąca wizja ślubu, w której zaproszeni goście kończą jako przystawka dla wampirów – stos trupów cieszy oko. Kolejnym punktem wartym uwagi są przemówienia weselnych gości, a w szczególności dwójki najbardziej utalentowanych aktorów z grona mizerii zatrudnionej na potrzeby produkcji. Mowa o ojcu Belli, Billym Burke’u oraz klasowej koleżance Jessice – granej przez Annę Kendrick (nominowana do oskara za kreację „W chmurach”). Resztę należy pominąć milczeniem.
Condon z powodzeniem mógłby reżyserować filmy przyrodnicze, bo lubuje się w ujęciach krajobrazów okraszonych nastrojową muzyką, a nie potrafił z wątku zakazanej miłości wykrzesać nawet krztyny dramaturgii. Emocjonalna pustynia w „Przed świtem” straszy widza od pierwszych minut, a przeciętne aktorstwo i niezmienne grymasy na twarzach Edwarda i Belli sprawiają, że po seansie ma się uczucie zmarnowania nie tyle pieniędzy, co czasu, którego nikt nie zwróci. Całe szczęście, że małżeńskie pożycie bohaterów zostało pozbawione „atrakcji” trójwymiarowych, bowiem wtedy byłby to koszmar nie do zniesienia. Odradzam.
2/10
Korekta: Ania Stańczyk
Tytuł: "Zmierzch": "Przed świtem" część I
Reżyser: Bill Condon
Scenarzysta: Melissa Rosenberg
Na podstawie powieści Stephenie Meyer "Przed świtem"
Obsada:
- Robert Pattinson
- Kristen Stewart
- Taylor Lautner
- Peter Facinelli
- Kellan Lutz
- Elizabeth Reaser
- Nikki Reed
- Jackson Rathbone
- Michael Sheen
- Billy Burke
- Anna Kendrick
Muzyka: Carter Burwell
Zdjęcia: Guillermo Navarro
Montaż: Virginia Katz
Kostiumy: Michael Wilkinson
Czas trwania: 108 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...