"Samotność anioła zagłady" - recenzja książki Robera J. Szmidta

Autor: Michalina "Em" Deniusz-Rosiak Redaktor: Sienio

Dodane: 05-01-2010 16:45 ()


Dobra… Chcesz posłuchać, jaki to apokaliptyczno-psychologiczny kotlet został wysmażony ostatnio? Nie powiem, całkiem smaczny, choć ostry, aż łzy wyciska, jeśli jesteś wrażliwy. Posłuchaj zatem o ostatnim Aniele Zagłady…

Do książki podeszłam z niejakim sceptycyzmem. Myślałam, że rzeczywiście będzie to coś z rodzaju „angelologicznych” dzieł takich jak prace Kossakowskiej. A tu od okładki po ostatnią stronę mamy mocną, męską literaturę, począwszy od zniszczenia świata, przez samotną wędrówkę po Stanach na coraz to lepszych motorach aż po… Nie, nie będę wam zdradzać. Powiem jednak tyle – po raz pierwszy od dawna przeczytałam coś, co było postapokaliptyczne, ale nie tandetne, powtarzalne i przewidywalne.

Początkowo mamy do czynienia ze zwykłą wojskowo-miłosną historyjką. On żołnierz, ona żołnierz, na jednej zmianie siedzieli… Niestety nic nie zdążyli zrobić, bo nagle okazało się, że jest alarm. Szybko do pulpitów, przejrzenie danych… Ta, Ruskie atakują. Odpowiadać ogniem? Aktywować? A jeśli to tylko ćwiczenia? Gorzej jeśli nie – wtedy świat pójdzie się… odświeżyć na 10-letnim spacerku. Tyle bowiem potrwa hibernacja wybranych, którzy po tym czasie zasiedlą nowy świat, wolny od wojen, choć kompletnie zniszczony. Piękne założenia, na dodatek realne – obecnie używane bomby nie zostawiają promieniowania, za to niszczą wszystkie oparte na białku formy życia. Czyszczenie Ziemi, proszę bardzo, to nie my zaczęliśmy. W trakcie, gdy na zewnątrz trwa piekło, nasi bohaterowie idą spokojnie spać na najbliższą dekadę.

Ale coś idzie wbrew planom…

Bo maszyny nie umieją myśleć. Nie umieją zinterpretować czegoś, co ludziom wydawałoby się proste i zrozumiałe. Dzięki małej omyłce, nieprzewidzianej sytuacji, mamy wybudzonego już po 3 latach Adama… Czyż nie ironia, że pierwszy człowiek na nowym, pustym świecie, nosi to samo imię, co pierwszy człowiek w ogóle?

Cóż, mówi się trudno, zabiera swoje manatki i idzie się przejść. Samotnie, dodajmy. Tylko gdzie, skoro cały świat jest jednym wielkim cmentarzem? Ano, w instrukcji napisane jest, że są komory zapasowe dla takich jak nasz Adam pechowców. Na drugim końcu Stanów Zjednoczonych. A raczej tego, co kiedyś Stanami było. I tu zaczyna się problem. Czy wspominałam, że benzyna była w tych czasach ekologiczna? Czyli białkowa? No, dziękujemy samochodom. Do tego pogoda troszeczkę się rozchwiała…

Jestem raczej zwolenniczką horrorów wampirzych, starych kryminałów, od czasu do czasu jakiegoś romansu historycznego. Czemu więc sięgnęłam po tę książkę? Cóż, odskocznia przydaje się każdemu, nie wolno się zamykać na nowości. I choć liczyłam na coś zupełnie innego, jestem zadowolona.

Szmidt bez wątpienia potrafi pisać dobrą literaturę. Taką, którą się będzie pamiętać, a w czasie czytania – przeżywać. I nie chodzi tu o znany i często (nad)używany zabieg pisania z perspektywy bohatera. Autor nie tylko to robi, ale i robi to dobrze. Pisać każdy może i nic tu nie pomoże – no, poza krytyką czytelników. A ja, przyznać muszę, nie mam zbytnio do czego się przyczepić. Akcja, filozofia, wątki miłosne, momenty jak z horroru, nawet psychodeliczne – jest wszystko. Tak, techniczno-mechaniczne zagadnienia dla fanów tematu też się znajdą.

Książka wydana jest w standardowym już dla Fabryki Słów rozmiarze, do którego większość czytelników zdążyła się już przyzwyczaić. Dodatkowo „przybrudzone” karty idealnie pasują do książki traktującej o świecie po zagładzie. Wydaje się, że czytamy jakieś zapiski głównego bohatera, a nie dzieło literackie. Po raz pierwszy od dawna czytałam książkę z Fabryki pozbawioną ilustracji. Żadnej grafiki, poza tą na okładce. Ale z drugiej strony, co by tu rysować? Pustynia, jaka jest, każdy wie. Facet brnący przez opuszczone miasto też nie będzie zbyt malowniczy. Może to i lepiej. Kto by miał czas rysować, gdy trzeba się przedrzeć przez cały kontynent? A to książka w formie wspomnień bohatera – więc pasuje.

Na koniec pozwolę sobie stwierdzić jedno… Chwała Windowsowi za jego błędy. Czemu? Przeczytajcie, to się dowiecie…

Korekta: Elanor

 

  • Robert J. Szmidt
  • „Samotność anioła zagłady”
  • Fabryka Słów
  • Lublin 2009
  • 336 stron

 

Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie książki do recenzji. 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...