Recenzja książki "Na tropie wampira" Mike'a Resnicka

Autor: Inken Redaktor: Słowik

Dodane: 18-12-2009 13:25 ()


Jeśli na Manhattanie stoi Vampire State Building, a na ulicach są żółte słonie zamiast taksówek, to z pewnością nie jest to nasz Manhattan. W takim razie, jak może tam wyglądać zagadka kryminalna rozwiązywana przez naszego detektywa?

{obrazek http://www.fabryka.pl/mini/cd3bfb6698c4a495c88180808186411c__136_.jpg}

Drugi tom przygód detektywa Johna Mallory'ego oraz jego dzielnych wspólników pełen jest przygód i nagłych zwrotów akcji. Pojawiają się w nim też trupy, ale one zazwyczaj wstają i idą sobie dalej. Konwencja świata pozwala na prawie wszystko, zwłaszcza, że trwa wigilia Wszystkich Świętych, a na innym Manhattanie oznacza to całą noc uciech i szaleństw z różnego rodzaju potworami. Miasto jest zakorkowane bawiącymi się na ulicach ludźmi i człekopodobnymi stworami. Jednak detektyw Mallory nie ma tej nocy czasu na rozrywki. Chce znaleźć pradawnego wampira, który odpowiedzialny jest za niezdrową bladość cery co najmniej dwóch osób. Być może nie przykładałby tak dużej wagi do szybkiego rozwiązania zagadki, gdyby nie fakt, że to właśnie jego współpracownica jest podejrzanie blada i ma zawroty głowy.

Jeśli ktoś nie zna wcześniejszych przygód Mallory'ego, opisanych w „Na tropie jednorożca", wcale nie musi się tym faktem zrażać. Bohater jest w mieście wciąż nowy i co krok spotyka rzeczy, których jeszcze nie zna, dając tym samym czytelnikowi możliwość poznawania reguł rządzących  Manhattanem. Jest to świat, w którym nikogo nie dziwi dokarmianie harpii, wampirze problemy z zatrudnieniem, czy zaczarowane lustra pokazujące na żądanie różne filmy, na przykład porno.

Detektyw Mallory pozwala się wprowadzić w życie wampirów biorąc na współpracownika jednego z nich, dość pokracznego i raczej tchórzliwego przedstawiciela nieumarłych. Do towarzystwa przyłącza się również smok piszący powieści detektywistyczne, pragnący skonfrontować swoje wyobrażenia z rzeczywistym zawodowcem. Nie należy też zapominać o dziewczynie-kocie Felinie, którą chyba lepiej ubierać niż żywić. Bohaterowie wędrują i jeżdżą z miejsca na miejsce, rozmawiają z różnymi istotami, zazwyczaj uzyskując jedynie strzępy informacji.

Konstrukcja powieści zasadza się na dialogach. Właściwie nie ma w książce strony, na której nie byłoby jakichś rozmów. Pomijam w tej chwili dodatki na końcu tomu. Nawet część „potyczek" z przeciwnikami rozgrywana jest za pomocą szermierki ciętymi ripostami. Opisy są ograniczone do minimum. Sytuacje, osoby i otoczenie zakreślane są przez autora kilkoma słowami, pozostawiając resztę wyobraźni czytelnika.

Mike Resnick zbudował świat Manhattanu z klocków upstrzonych odwołaniami do przeróżnej klasyki. Są tu cytaty z Monty Pythona, czy nawiązania do bohaterów filmów Fritza Langa. Zapewne wielu z tych zabaw intertekstualnych nie jestem w stanie wyłapać, ale zakładam, że czytelnik bardziej obeznany z kulturą popularną może mieć przyjemność w odnajdowaniu wszystkich smaczków. Szkoda tylko, że prawie cała książka opiera się tak naprawdę na takich nawiązaniach. Opowieść jest zabawą w postmodernizm i nie wnosi niczego do kwestii wampirów, detektywów czy innych tematów, które występują w książce.

Dodatkowo dialogi, które są podstawą powieści, zostały przesadnie ugrzecznione. Bohaterowie zwracają się do siebie uprzejmie, i choć stanowi to element ironii, to „potyczki" słowne, długie dyskusje albo podsłuchiwanie rozmów w chwili, gdy postaciom teoretycznie brakuje czasu powoduje, że książka tym bardziej traci na realności. Wygląda to tak jakby autor chciał na siłę upchnąć jak najwięcej pomysłów. Nie każdy czytelnik przełknie bez zastrzeżeń taką dawkę przytyków, wymówek i pokpiwania. Nie każdego też przekonają do siebie sami bohaterowie, którzy wprawdzie pokazani są jako istoty posiadające zalety i wady, ale absolutnie nie są przekonywujący. Akcja momentami przeskakuje do przodu przy wykorzystaniu lubianego przez wielu pisarzy deus ex machina, a główny bohater będąc w końcu detektywem, który teoretycznie powinien sprawdzić każdy trop i ufać tylko sobie, przyjmuje na słowo zapewnienia podejrzanych albo odpuszcza sprawdzanie niektórych śladów dochodzenia.

Być może jestem jak ten łuskowaty Jim Chandler, który pisze niesprzedające się kryminały, nie wiedząc tak naprawdę niczego o pracy detektywa, ale Resnick mnie nie przekonuje. Nie przekonuje mnie też wymieniając nazwy odwiedzanych miejsc, opowiadając ich historie tylko po to, żeby zabłysnąć dowcipem. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że cała książka, jak i jej poprzedni tom oraz zapewne następne pisane są w pewnej konwencji. Jeśli komuś taki sposób tworzenia historii odpowiada, to z pewnością książka Resnicka sprawi mu przyjemność. Ja jednak wolę „Kirinyagę" tegoż autora.

korekta: Motyl

 

Tytuł: Na tropie wampira

Autor: Mike Resnick

Tytuł oryginału: Stalking the Vampire: A Fable of Tonight

Tłumacz: Schmidt Robert J.

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Rok wydania: 2009

Oprawa: Miękka

Format: 12.5x20.5cm

Ilość stron: 440

ISBN: 9788375741308

 

Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie książki do recenzji.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...