"D'Artagnan: Dziennik kadeta" - recenzja

Autor: Dariusz Cybulski Redaktor: Motyl

Dodane: 05-12-2009 21:15 ()


Dzieło francuskiego pisarza Aleksandra Dumasa „Trzej muszkieterowie” należy do klasyki literatury gatunku płaszcza i szpady. Dotychczas zostało zaadaptowane przez wiele różnych dziedzin sztuki (kino, muzykę, teatr), a także przez moje ukochane medium, czyli komiks. Dumas zainspirował się pamiętnikami gaskońskiego muszkietera Charlesa de Batza. Sukces przerodził się w kontynuacje - zarówno książkowe: „Dwadzieścia lat później”, „Wicehrabia de Bragelonne”, jak i filmowe: „Czterej muszkieterowie”, „Powrót muszkieterów”.  

Kolejnego przekładu, zarówno scenariuszowego, jak i rysunkowego - mam nadzieje, że nie (tylko) dla kasy, podjął się Nicolas Juncker, z wykształcenia historyk. Artysta bliżej nieznany polskiemu czytelnikowi, posiadający interesujący, a także charakterystyczny styl rysunku (nazwany przeze mnie cartoon death head). Sięgając po „Dziennik kadeta”, wiedziałem o czym będzie ten tytuł i czego się będę mógł po nim spodziewać. I oto wyniki moich spostrzeżeń.

Niewiele jest chyba osób, które by nie słyszały o D'Artagnanie z Gaskonii i trzech muszkieterach (nie mylić z siecią handlową) Atosie, Portosie i Aramisie - bohaterach gotowych na każde poświęcenie, łamaczach niewieścich serc, ale także niewiernych kochankach, lubiących sobie popić i wspólnie się zabawić. Dzieło Aleksandra Dumasa należy do kanonu literatury przygodowej, więc szaleńczych zwrotów akcji w tym komiksie nie brakuje. Nicolas Juncker (także Francuz) starał się najwierniej zobrazować atmosferę panującą za czasów Ludwika XIII, którą uzupełnił znakomitą satyrą.

Nie dane jest nam za często delektować się dobrym komiksem historycznym, tym bardziej oddającym klimat epoki siedemnastowiecznej Francji. Album „D'Artagnan: Dziennik kadeta” ironicznie pokazuje mentalność oraz „wieśniactwo” zachowań i obyczajów ówcześnie żyjących ludzi. Dostaliśmy pozycję z pietyzmem ukazującą losy muszkieterów, a w szczególności tytułowego bohatera.  D'Artagnan jest zakochany na zabój w Konstancji Bonacieux, wmieszany w różne intrygi, uwielbia pojedynki i walkę o władzę, która związana jest ze znanymi z powieści czarnymi charakterami: Milady de Winter oraz przebiegłym kardynałem Richelieu.

Trzeba zauważyć że postać D'Artagnana posiada kluczowe znaczenie dla określania poziomu adaptacji „Dziennika kadeta”, bo wokół niego osnuta jest przewodnia warstwa fabularna. Pierwowzór literacki odbiega szczególikami od adaptacji komiksu. Musicie ocenić sami („gdyż diabeł tkwi w szczegółach”), która wersja Gaskończyka bardziej przypada wam do gustu. Czy będzie to książkowy odpowiednik, będący zawsze szarmancki, dowiadujący się po czasie o wydarzeniach dziejących się wokół niego i działający zgodnie z kodeksem zasad? Czy może komiksowy - jeździec bez głowy, a zarazem słaby myśliciel, czasem bezradny i nie zawsze honorowy, ale nadrabiający wszystkie braki butą, troszkę rolowany przez przyjaciół?

Przyjaźń jest bardzo ważna i na niej opiera się świat, lecz moc tego albumu tkwi w ironicznym poczuciu humoru oraz sposobie, w jakim „Dziennik kadeta” pokazuje relacje międzyludzkie. Bohaterowie nie zawsze są honorowi...”Jak to Atos stracił moje 500 pistoli w grze” (samo życie), jednak mimo wszystko są przyjaciółmi na dobre i złe.

Wiadomo, że w komiksie scenariusz nie istniałby bez grafiki. Rysunek Nicolasa Junckera  jest specyficzny dzięki pomysłowej kompozycji plansz. Historia dziejącą się w czasie rzeczywistym jest utrzymana w kolorowych planszach, zaś tło rysowane za pomocą szkiców to wspomnienia i przemyślenia  D'Artagnana. Dzięki powyższemu podziałowi czujemy jakbyśmy byli w środku akcji. To świetny zabieg techniczny.

Autor w znakomity sposób stosuje proporcje, nie stroni od golizny i scen przemocy, a także zręcznie lawiruje między tymi elementami. Rysunki twarzy najczyściej są cartoonowe, dość proste – przypominają trupie główki, małe oczka na tle dużej głowy. W momentach zwrotów akcji, pojedynków oczy i usta zamieniają się w wulkany ogromnych wytrzeszczy! Czarno białe szkice, czyli sceny rozgrywające się w głowach bohaterów są uszczegółowione i ciekawie skomponowane. Nicolas Juncker napracował się przy tym dziele. Trzy lata pracy nie jednego rysownika i scenarzystę mogłoby doprowadzić do nerwicy. Mimo to powstał świetny album.

Znalazłem też słabsze elementy tego tytułu, to praca kolorysty Grega Salsedo. Paleta barw jest mało wyrazista i smutna. Zastanawiałem się z czego to wynika, na pewno nie doboru materiałów do druku. Jedna z moich koncepcji to, że miał to być celowy zabieg, aby bardziej uwiarygodnić ówczesne czasy, ale przepraszam czy wtedy nie było wesołych, słonecznych dni?

Pod względem edytorskim komiks został sprawnie wydany: świetnie dobrana czcionka (brawa dla Arkadiusza Salomońskiego), twarda okładka, papier kredowy, etc. Cena porównywalna do cen konkurencji. Powiecie "to już było, niczym ten tytuł mnie nie zaskoczy"... Na okrasę dodam także: Één voor allen, allen voor één! ("Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego"). Komiks przeczytałem kilka razy i wiem, że za jakiś czas znowu sięgnę po niego, bo to dobre czytadło na długie zimowe wieczory. Sami się przekonajcie!

Tytuł: "D'Artagnan: Dziennik kadeta"

  • Scenariusz: Nicolas Juncker
  • Rysunek: Nicolas Juncker
  • Tłumaczenie: Katarzyna Sajdkowska
  • Wydawca: Taurus Media
  • Data wydania: 11.2009
  • Liczba stron: 264
  • Format: B5
  • Oprawa: twarda
  • Druk: kolor
  • Cena: 99 zł

Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...