Setne wydanie magazynu SFFH
Dodane: 31-10-2009 13:51 ()
Rafał Dębski, redaktor naczelny magazynu Science Fiction, Fantasy i Horror, dzieli się swoimi przemyśleniami dotyczącymi setnego numeru SFFH.
Zaniepokojonych (zwolenników abstynencji) lub ucieszonych (zwolenników „wręcz przeciwnie”) śpieszę uspokoić/rozczarować (niepotrzebne skreślić). W tytule artykułu nie chodzi o popularną dawkę alkoholu, lecz o okrągłą liczbę. Otóż – uwaga, uwaga! – niniejsze wydanie czasopisma jest de facto setnym numerem, jeśli wziąć pod uwagę ciągłość istnienia periodyku Science Fiction, który zmienił nazwę na Science Fiction Fantasy i Horror.
Nie będziemy puszczać z tej okazji petard i fajerwerków, nie będziemy strzelać z nieśmiertelnego kalichlorku, natomiast… Ale o tym za chwilę.
W tych stu numerach ukazało się kilkaset opowiadań, głównie polskich autorów, a także wiele pozycji publicystycznych. Robert J. Szmidt stworzył pismo, któremu od początku przepowiadano rychłą zgubę. Pamiętam, że wieszczono ją przez ładnych parę lat, a niektórzy wytrwali w przekonaniu o jego rychłej zagładzie jeszcze dłużej. Ale SFFiH żyje i ma się coraz lepiej. To nie triumfalizm, to zwyczajne stwierdzenie faktu.
Co natomiast przygotowaliśmy na jubileusz? Postanowiliśmy zrobić numer w dużej mierze tematyczny, poświęcony głównie opowiadaniom grozy. W końcu mamy listopad, a wraz z nim obce nam ideologicznie i geograficznie, lecz niezwykle popularne święto Halloween oraz swojskie Dziady. Dlaczego mówię o Halloween jako święcie obcym i choć obchodzi się je w ostatnim dniu października, utożsamiam tę datę z miesiącem następnym? Otóż wiąże się ono uroczystościami Samhain obchodzonymi przez dawnych Celtów na początku listopada. Jeśli wierzyć kronikom, Iryjczycy jeszcze w V w. n.e. składali wówczas krwawe ofiary z istot pierworodnych oraz co trzeciego syna. Natomiast Dziady są świętem łagodnym, mającym na celu przywrócenie spokoju zbłąkanym bądź cierpiącym duszom. I mnie osobiście bardziej się to podoba.
Niech zapowiedzią opowiadań grozy nie przerażają się ci, którzy nie przepadają za horrorem, albowiem niejedno ma on imię i niejedną twarz. Każdy z listopadowych autorów prezentuje inne podejście do tematu, będzie zatem można i przestraszyć się, i wzruszyć, i roześmiać… Ale nie uprzedzajmy wypadków. W felietonistyce jak zwykle Romek Pawlak, Andrzej Pilipiuk i Jarosław Grzędowicz. Wraca na nasze łamy Adam Cebula z kolejnym interesującym tekstem, zastępując godnie odpoczywającego Feliksa W. Kresa.
Od razu uprzedzę, iż w numerze następnym czekają na czytelników kolejne niespodzianki. W grudniu bowiem ukaże się kolejne jubileuszowe wydanie czasopisma, tym razem pięćdziesiąte. To znaczy pięćdziesiąte po zmianie nazwy na Science Fiction Fantasy i Horror. Może brzmi to trochę jak dialog z „Misia” („-Winko kupimy, córeczka mi się urodziła to jest okazja. -Znooowu??? -Nie, ta sama, co cztery lata temu. Dziecko jest dziecko, wypić zawsze można.”), ale tak się złożyło i nie chciało inaczej.
Na koniec mam do powiedzenia coś, co zaburzy nieco nastrój świętowania Wielkiej Setki, ale nie mogę pominąć milczeniem smutnego faktu. 17 września odszedł od nas w wieku 34 lat Wojtek Świdziniewski, znakomity autor i waleczny wiking. Był na początku drogi twórczej, spodziewaliśmy się po nim wiele, nawet bardzo wiele. W bieżącym numerze można przeczytać fragment jego powieści „Kłopoty w Hamdirholm”, wydanej w październiku nakładem Fabryki Słów. Ze względu na pamięć Wojtka zrezygnowaliśmy na chwilę z żelaznej zasady nieumieszczania w czasopiśmie fragmentów większych całości i rzeczy już wydanych. Zachęcam do przeczytania zarówno tego fragmentu, jak i całej książki. Warto.
Rafał Dębski
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...