"Dystrykt 9" - recenzja druga

Autor: Maciej Kuczyński Redaktor: Motyl

Dodane: 21-10-2009 15:56 ()


W 2005 roku Neill Blomkamp stworzył krótkometrażowy film science-fiction o życiu pozaziemskich uchodźców w afrykańskim getcie. Pomysł był na tyle ciekawy, że zainteresował się nim sam Peter Jackson. Twórca kinowej wersji tolkienowskiej sagi wyciągnął rękę do młodego reżysera. Zasiadając tym razem na stanowisku producenta, Jackson dał zielone światło Blomkampowi i niemały budżet, aby ten mógł przenieść swoją wizję  na duży ekran w bardziej hollywoodzkim stylu.

Historia rozpoczyna się krótkim wstępem, w którym to dowiadujemy się jak w 1980 roku nad Johannesburgiem zawisł olbrzymi statek kosmiczny. Ludzie oczekują na wrogi atak lub olbrzymi postęp technologiczny. Nic z tych rzeczy. Lewitujący kosmiczny moloch okazuje się być wypełniony setkami zagłodzonych i chorych galaktycznych uchodźców. Istotom podobnym do przerośniętych krewetek rząd RPA zgodził się udzielić schronienia. Stworzył im getto, które w ciągu dwudziestu lat zmieniło się w siedlisko nędzy, zbrodni i rozpusty. Praworządni obywatele zniesmaczeni sytuacją w „Dystrykcie 9” wymuszają na władzach likwidację tegoż obiektu i przeniesienie wszystkich jego mieszkańców w bardziej odosobniony rewir. W tym momencie poznajemy również głównego bohatera, Wikusa Van De Merwe (Sharlto Copley). Jest on bardzo nierozgarniętym pracownikiem Multi-National United (MNU), prywatnej spółki, która ma na celu przeprowadzenie eksmisji „krewetek” oraz po cichu liczy, że uda jej się złamać kod genetyczny obcych, umożliwiający korzystanie z ich technologii.

Zbrojne wywłaszczanie kosmitów z ich domostw przerywa wypadek, w którym Wikus, zostaje zainfekowany tajemniczą substancją. Ta doprowadza do powolnej przemiany gapowatego bohatera w jedną z istot pozaziemskich. W mgnieniu oka staje się on kluczem do złamania kodu DNA kosmitów i tym samym głównym celem MNU. Zmuszony jest uciekać i szukać lekarstwa, a jedynym miejscem gdzie może odnaleźć pomoc okazuje się Dystrykt 9.

Od razu rzuca się w oczy, że film operuje ciekawym tłem społecznym. Kreuje się na naszych oczach nowy apartheid, który zastąpił ten stary. Najpierw biali prześladowali murzynów, a teraz pojawiają się nagle kosmici, na których czarnoskórzy mieszkańcy biorą odwet za wszystkie cierpienia jakie zgotowała im wcześniej rasa biała. Dodatkowo Wikus na skutek przemiany staje się tym, czym tak bardzo gardził i zaczyna odczuwać piętno uprzedzeń ze strony najbliższych mu osób.

Niestety, reżyser nie postępuje konsekwentnie z własnoręcznie naszkicowanym pomysłem oscylującym w kręgach problemów rasowych. Porzuca go na rzecz kina akcji, które wraz z trwaniem filmu pokazuje wiele dziur fabularnych i sprawia, że zadajemy  pytania, na które sam reżyser niekoniecznie znałby odpowiedzieć. Pytanie pierwsze, skoro kosmiczni goście dysponują technologią, o jakiej my możemy jedynie pomarzyć, to dlaczego jawią się jako prymitywne osobniki, które nie są w stanie użyć własnego arsenału, aby się obronić? Po drugie, przez dwadzieścia lat, kiedy nad Dystryktem 9 unosi się statek uchodźców, nikt nie zdołał go zbadać ani do niego wejść, czemu? I w końcu trzecie. Jeżeli film od początku kręcony jest jako telewizyjny reportaż interwencyjny, z postaciami wypowiadającymi się wprost do kamery, a kamera śledzi losy bohatera, oznacza to, że jest operator, który go nagrywa. Inne wydarzenia są przedstawione jako wycinki audycji, reportaży z dzienników, wywiadów, itp. Pojawiają się sytuacje prezentujące chociażby poczynania kosmitów z wnętrza ich domostw. Tym okolicznościom nie towarzyszy Wikus, ani jak to można odczytać z fabuły, nikt inny, kto mógłby je uwiecznić na kamerze. Stąd rodzi się pytanie, uwydatniające brak konsekwencji w realizacji formalnej filmu - kto to nagrywa?

"Dystrykt 9" to obraz, który po bardzo dobrym wstępie, prezentującym swoistą oryginalność i ciekawy pomysł, przeradza się w hollywoodzkie kino SF nabrzmiałe od efektów specjalnych i wybuchów. Bardzo dobre pomysły podciągnięte pod tematykę społeczną schodzą niepotrzebnie na dalszy plan. Te i inne rzeczy, z ręką na sercu, można jednak wybaczyć Neillowi Blomkampowi, ponieważ jest to jego pierwszy tak poważny film. W jakiś sposób musiał spłacić kredyt zaufania zaciągnięty u Petera Jacksona i sponsorów z fabryki snów, dodając fajerwerki, aby rozjaśniły sale kinowe pełne przede wszystkim widzów, a nie socjologów.   

 

Zobacz także:

Tytuł: "Dystrykt 9"

Reżyseria: Neill Blomkamp

Scenariusz: Neill Blomkamp, Terri Tatchell  

Obsada:

  • Sharlto Copley
  • Jason Cope
  • Nathalie Boltt
  • Sylvaine Strike
  • Jed Brophy
  • Robert Hobbs
  • Nick Blake

Produkcja: Peter Jackson, Bill Block, Ken Kamins

Muzyka: Clinton Shorter  

Zdjęcia: Trent Opaloch  

Montaż: Julian Clarke

Czas trwania: 112 minut

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...