Recenzja książki „Zimne Wybrzeża” Szczepana Twardocha
Dodane: 18-09-2009 08:51 ()
„Zimne Wybrzeża” Szczepana Twardocha to przykład próby stworzenia książki inspirowanej powieściami Alistaira MacLeana. Ten mało znany dziś autor książek o tematyce wojennej i szpiegowsko–sensacyjnej dla wielu czytelników kojarzy się jednoznacznie z określonym typem powieści, w której dominuje wartka akcja, silnie zarysowane charaktery postaci i ciekawe tło wydarzeń. Przypomnę tylko kilka tytułów: „Działa Nawarony”, „HMS Ulisses”, „Przełęcz złamanego serca” czy „Stacja arktyczna Zebra”. Klimat tamtych książek przypomniałem sobie, gdy sięgnąłem po powieść Twardocha. Na miejsce akcji autor wybrał Arktykę, a dokładnie polską stację badawczą w Spitsbergen. Dobrze opisał realia życia w 1957 roku, nastroje jakie wówczas panowały w Polsce, a przede wszystkim przemyślenia i wrażenia polskiego emigranta, pracownika tajnych służb, a zarazem głównego bohatera powieści. Powoli na kolejnych kartach książki odkrywamy koleje życia bohatera. W ciekawych retrospekcjach, świetnie wplecionych w fabułę, dowiadujemy się o ucieczce z ogarniętej terrorem stalinowskim Polski, powrocie w roli agenta wywiadu, pojmaniu, brutalnym śledztwie i niemal cudownym uwolnieniu w ramach wymiany szpiegów.
Główny bohater, John Smith, zostaje zwerbowany po wywiezieniu na Zachód przez tajemniczą „firmę” i rozpoczyna szpiegowską karierę. Jednocześnie przeżywa mnóstwo wątpliwości, gdyż świetnie zdaje sobie sprawę z moralnej dwuznaczności wielu sytuacji, w jakich się znajduje, pracując jako szpieg. Nie jest supermanem czy herosem, bywa zmęczony, zmarznięty, dodatkowo często ma świadomość, że jego wysiłki mogą pójść na marne, a metody, jakimi się posługuje, nie zawsze są uczciwe. Ciekawym akcentem są wspomnienia bohatera z dzieciństwa spędzonego na Śląsku, m.in. zasad panujących w domu rodzinnym i stojącej na ich straży matki. To, wraz ze świetnymi opisami metod, jakimi posługuje się Smith, pokazuje nam nie tylko zimnego, bezwzględnego pracownika agencji wywiadu, ale przede wszystkim uwikłanego w szpiegowską grę człowieka z jego wątpliwościami i smutkami, który nie tylko myśli o zadaniu, ale nie obce są mu głębsze refleksje.
Oprócz bohatera mamy również interesujące tło: zagłębie węglowe na norweskim Spitsbergenie, gdzie Związek Radziecki posiada kilka kopalń węgla i gdzie przebiega ulotna granica między państwami ówczesnej „żelaznej kurtyny”. Opisy kopalń, osiedli, szczegóły techniczne i ich zgrabne wplecenie w fabułę udały się doskonale autorowi, który na zapoznanie się z tamtejszymi realiami poświecił sporo czasu. Mamy zatem ciekawe tło, interesującego bohatera, którego poczynania śledzimy, i… zaczyna się akcja. Niestety, zamiast wykorzystać kilka ciekawych pomysłów oraz wątków, jakie zarysowują się w książce, autor do niektórych z nich w ogóle nie wraca, a ten najważniejszy, wiążący się ściśle z działalnością Smitha, kończy w mało spektakularny sposób.
To chyba mój jedyny zarzut, chociaż napięcia w książce nie brak i sama akcja rozwija się interesująco. Do tego ten macleanowski klimat… Polecam miłośnikom książek sensacyjnych, naprawdę warto przeczytać.
korekta: Aspazja
Tytuł: „Zimne Wybrzeża”
Autor: Szczepan Twardoch
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Data i miejsce wydania: Wrocław 2009
ISBN: 978-83-245-8512-0
Oprawa: miękka
Liczba stron: 245
Dziękujemy Wydawnictwu Dolnośląskiemu za udostępnienie książki do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...