„Infiltracja” - recenzja
Dodane: 11-11-2006 07:35 ()
Martin Scorsese uchodzi za reżysera, dla którego zawsze chcą pracować największe, filmowe gwiazdy. Podobna sytuacja pojawiła się w przypadku „Infiltracji”. Jednak nie zawsze wszystkie gwiazdy prezentują zbliżony poziom aktorski.
Fabuła filmu nie jest zbyt skomplikowana i bazuje na obrazie „Infernal Affairs: Piekielna gra”. Akcja rozgrywa się w dwóch strukturach: policyjnej i mafijnej. Billy Costigan (Leonardo DiCaprio), policyjny tajniak, przenika do mafijnego świata, aby rozpracować Franka Costello (Jack Nicholson). Jednak boss przestępczego półświatka również ma swoją wtykę w policji. Jest nim Colin Sullivan (Matt Damon), utalentowany kadet, który bardzo szybko pnie się po szczeblach zawodowej kariery. Przez sporą część filmu widz otrzymuje psychologiczny wizerunek „dwóch” tajniaków. Jak bardzo różni się życie Billy’ego i Colina widać na pierwszy rzut oka. Costigan z czasem zaczyna mieć dość swojego zadania. Poniewierany zarówno przez kolegów, jak i mafijnych „przyjaciół”, zdaje się kroczyć po cienkim lodzie. Granica między przestępcą a policjantem w jego przypadku praktycznie ulega zatarciu. Sullivan prowadzi bardziej unormowane życie, ale i dla niego zachcianki Costello stają się uciążliwe w kontynuowaniu dalszej kariery zawodowej. Przebywanie zbyt długo w takim towarzystwie wywołuje problem z określeniem własnej tożsamości.
Mocne, męskie kino, tak można w skrócie napisać o najnowszym „dziele” Scorsese. Jednak jest to kino, które trochę nuży. Intryga rozwija się zbyt długo, widz otrzymuje motywy zupełnie niepotrzebne dla dalszego prowadzenia akcji. Gdy akcja zbliża się do kulminacyjnego momentu, pojawia się rozczarowanie. Przemoc, krwawa jatka, przewidywalność i brak elementu zaskoczenia, właśnie te cechy dominują w zakończeniu filmu. Budowane napięcie rozmywa się w natłoku rozmów, nie dając oczekiwanego rezultatu.
Silnym punktem filmu jest obsada. Najlepszą kreację w „Infiltracji” stworzył DiCaprio. Trochę słabiej, ale nadal na swoim przyzwoitym poziomie pokazali się weterani kina: Jack Nicholson i Martin Sheen. Ciekawa i pełna potencjału rola Marka Wahlberga została całkowicie zaprzepaszczona. Grany przez niego Dignam w pewnym momencie znika i w moim odczuciu powraca zbyt późno. Natomiast jestem rozczarowany rolą Matta Damona, który mało przekonująco zagrał Sullivana. Jego postać jest bez wyrazu, charakteru i charyzmy. Jako jeden z głównych bohaterów intrygi jest zwyczajnie miażdżony przez kreację DiCaprio. Ze znanych aktorów w obsadzie pojawia się jeszcze Alec Baldwin, który lata świetności ma już raczej za sobą. Jego kreacja w „Infiltracji” wywołuje uśmiech politowania na twarzy.
Podsumowując, warto obejrzeć „Infiltrację”, ale należy pamiętać, że daleko jej do słynnych „Chłopców z ferajny”. Scorsese zaprezentował nam kawałek rzetelnej roboty, ale nic ponad to. Brakuje nowych elementów, przede wszystkim fabuły, która w większym stopniu wciągnęłaby widza. Jedynie co pozostaje to aktorstwo oraz dwuipółgodzinny seans na twardych, kinowych siedzeniach.
Ocena: 6/10
Tytuł oryginału: „The Departed”
Reżyser: Martin Scorsese
Scenariusz: William Monahan
Obsada:
- Leonardo DiCaprio
- Matt Damon
- Jack Nicholson
- Martin Sheen
- Vera Farmiga
- Mark Wahlberg
- Anthony Anderson
- Ray Winstone
- Alec Baldwin
Muzyka: Howard Shore
Zdjęcia: Michael Ballhaus
Czas trwania: 152 minuty
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...