"Ostatni dom po lewej" - recenzja
Dodane: 23-08-2009 21:08 ()
Amerykański horror i remake to dwa słowa, na dźwięk których serca miłośników kina grozy zaczynają bić mocniej. Ostatnimi czasy hollywoodzkie produkcje mające straszyć widzów coraz częściej są obiektem krytyki, drwin oraz powszechnej opinii, że należy omijać je z daleka. Poza taśmową produkcją kolejnych „Pił” na ekranach królują przeróbki kanonu – „Halloween” „Piątek trzynastego”, „Teksańska masakra piłą mechaniczną”, „Wzgórza mają oczy” oraz dzieł importowanych z Europy czy Azji. Tytuły można wymieniać do woli. Kolejne projekty tylko utrzymują w przekonaniu, że tendencja ta nie słabnie, a wręcz przeciwnie, nasila się. Mówiąc kolokwialnie, otrzymujemy szereg pozycji na tzw. „jedno kopyto”. Czym od tandety różni się „Ostatni dom po lewej”?
Dennis Iliadis wziął na warsztat debiut guru amerykańskiego przemysłu grozy, Wesa Cravena. Nie ustrzegł się powielania schematów, czego można się było spodziewać po niskobudżetowej produkcji. Stworzył obraz sugestywny w swej wymowie, brutalny, każący zastanowić się nad istotą ludzkiej natury. Udanie połączył thriller, dramat rodziny z kinem gore.
Zaczyna się niemrawo, jak w familijnej produkcji. Szczęśliwa rodzinka - on lekarz, ona nauczycielka - udają się na wakacje do letniskowego domku położonego w kompletnej głuszy, gdzie trudno znaleźć żywego ducha (co najwyżej w lesie napotkać korniki). Ich dorastająca córka, Mari, postanawia pojechać do miasta na spotkanie ze starą przyjaciółką. Dziewczyny próbując się rozerwać trafiają prosto do gniazda os - kryjówki bezwzględnych morderców. W jednych chwili zostają brutalnie sprowadzone na ziemię, a sielankowy ton opowieści zmienia się w mroczne kino obfitujące w moc siniaków, kopniaków i krwawych ran. Desperacka walka o życie ze zwyrodnialcami z góry skazana jest na niepowodzenie. Przypadek sprawia, że oprawcy trafiają prosto do domu Mari, gdzie zostają przyjęci z otwartymi ramionami. Aż do momentu, kiedy okazuje się, że skrzywdzili córkę swoich dobroczyńców…
Rozwój wypadków jest łatwy do przewidzenia. Kto będzie górą w potencjalnie nierównej konfrontacji? „Ostatni dom po lewej” różni się od innych horrorów, nastawionych wyłącznie na krwawą jatkę, aktualnym tematem dotykającym każdej rodziny. Co byście zrobili, gdyby wasze dziecko spotkała krzywda, a jej sprawcy pozostawali na wyciągnięcie dłoni? Jak daleko jesteście w stanie się posunąć? Czy chęć zemsty może przyćmić zdrowy rozsądek? Mordercom ręka nie drży przed pozbawianiem życia, natomiast przeciętny zjadacz chleba może nie znaleźć w sobie wystarczającej siły do przekroczenia moralnych i etycznych barier. Niestety Illiadis upraszcza głębszą wymowę filmu poprzez eskalację brutalności i sadyzmu. Pokutę za grzechy w rozumieniu Paula Kerseya zmienia w bezpardonową samoobronę przed zbirami. Mimo to końcówka jest mocna, krwawa i trzyma w napięciu do finału.
Aktorsko obraz prezentuję się całkiem przyzwoicie. Prym wiedzie zdemoralizowany do szpiku kości Krug (Garret Dillahunt) w roli głowy przestępczej „rodziny”. Na przeciwległym biegunie mamy Johna (Tony Goldwyn) jako opokę swojej familii - człowieka szlachetnego, dobrodusznego, na co dzień ratującego życie ludzkie. Monica Potter, znana z występu u boku Morgana Freemana w „W sieci pająka” również wypada nieźle, szczególnie w scenie z jednym z oprawców. Na uwagę zasługuje też rola Spencera Trata Clarka jako Justina, marnotrawnego syna Kruga – zakompleksionego, skrytego i całkowicie stłamszonego przez ojca nastolatka, którego wewnętrzna niechęć i odraza do rodziciela, narasta przez cały czas, aby znaleźć swoje ujście w finale.
„Ostatni dom po lewej” odsłania najciemniejsze zakątki ludzkiej duszy, zezwierzęcenie człowieka. Jest także przestrogą, bowiem często słyszymy o zaginięciach młodych ludzi. W końcu, to obraz brutalnej rzeczywistości, gdzie życie ludzkie nie prezentuje większej wartości. Podejmując walkę z bezwzględnymi mordercami trzeba liczyć się z możliwością przekroczenia pewnych granic, nawet jeżeli tego nie chcemy. Często przeżycie jest uzależnione od silnej woli oraz przyjęcia reguł przeciwnika. Należy przy tym się zastanowić, jak głębokiego spustoszenia w naszej psychice dokona krwawa vendetta. Trauma pozostaje w świadomości na całe życie, a strach przed obcymi jest jej nieodzownym towarzyszem. Czy cena, którą trzeba zapłacić nie jest zbyt wysoka, a satysfakcja z zemsty na pewno wymaże z pamięci wszystkie złe wspomnienia?
5/10
Tytuł: "Ostatni dom po lewej"
Reżyseria: Dennis Iliadis
Scenariusz: Carl Ellsworth, Adam Alleca, Mark Haslett
Obsada:
- Sara Paxton
- Monica Potter
- Tony Goldwyn
- Garret Dillahunt
- Spencer Treat Clark
- Riki Lindhome
- Joshua Cox
Zdjęcia: Sharone Meir
Muzyka: John Murphy
Czas trwania: 109 minut
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...