Mantikora oczami Sienia

Autor: Michał "Sienio" Sieńko Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 08-11-2006 22:44 ()


 

Lubartowski konwent rozpoczął się 27 października i trwał trzy dni. Imprezę zorganizowali: Klub Fantastyki „Zielony Smok" oraz Lubartowski Ośrodek Kultury. Mantikora odbyła się w Gimnazjum nr 2 im. Henryka Sienkiewicza w Lubartowie, koło Lublina, na ul. Lubelskiej 68. Koszt akredytacji wynosił 8 złotych.

Opis konwentu zacznę od podróży, gdyż ona w dużej mierze rzutuje na humor i nastrój podczas nadchodzącej imprezy. Całe szczęście, z Lublina do Lubartowa nie jest daleko, bo warunki jazdy nie należały do zbyt komfortowych i na dłuższą trasę okazałyby się bardzo uciążliwe. Nieprzyjemny ścisk i tłok w PKS-ie rewanżowało miłe towarzystwo, dzięki czemu trasa wydała się jeszcze krótsza niż w rzeczywistości była.

Po opuszczeniu autobusu od razu ukazała się szkoła, w której miał odbyć się konwent. Po drugiej stronie ulicy czekał duży budynek, a na jego froncie u góry przymocowano banner. Nie sposób było nie trafić.

Obsługa siedząca przy akredytacji początkowo miała problem z przyjęciem uczestników, ale z tego, co się orientowałem, z biegiem czasu nabierali coraz większej wprawy, dzięki czemu nie było problemów przy dyżurce. Większość kłopotów rozwiązywana była na bieżąco, w miarę szybko i trafnie.

Po tych kilku pierwszych pozytywnych wrażeniach, przyszła kolej na pierwsze rozczarowanie - spowodowane brakiem uprzątniętych sal. W pomieszczeniu, do którego trafiliśmy, ławki i krzesełka zajmowały „normalną" pozycje, całe wyposażenie (makiety, ozdóbki, szkielety, etc.) sali również. Jest to małe niedopatrzenie, ale jednak mające jakieś znaczenie. Na usprawiedliwienie organizatorów powiem, że może trafiliśmy na taki stan rzeczy dlatego, że przybyliśmy godzinę przed rozpoczęciem konwentu. Kto wie, może zdążyliby zająć się salami, gdybyśmy przybyli nieco później?

Cóż można powiedzieć o programie? Na pewno przeważają plusy. Choć konwent nie był duży, to organizatorzy postarali się tak zaplanować atrakcje, by każdy znalazł coś dla siebie. Znaczącą rolę odegrała tu ekipa Lubelskiego Stowarzyszenia Fantastyki „Cytadela Syriusza", która wspomogła imprezę kilkudziesięcioma punktami programu.

Aby nie pozostać gołosłownym, powiem coś o różnorodności programu. Na Mantikorze nie mógł nudzić się ani fan gier planszowych, ani fabularnych, ani także bitewnych. Karciankowców zaś było niewielu, aczkolwiek ci także mieli co robić.

Dla planszówkowców zorganizowany był Games Room. Rebel przysłał kilka fajnych tytułów, więc lwia część uczestników skoncentrowała się na poznawaniu nowych gier. Furorę robiła „Jenga" oraz „Wings of War". Nieśmiertelny Jungle Speed również znalazł grono adoratorów, a turniej cieszył się dużą popularnością i wysokim poziomem rozgrywki. Nie zabrakło też takich tytułów jak: „NS Hex", 'Osadnicy z Catanu" (niestety w informatorze napisano „Katanu"), a także „Gry o Tron".

Gdy już rozpocząłem temat turniejów, nawiąże do konkursów. Te były liczne, niektóre ciekawe, niektóre nie, czasami śmieszne, a inne brutalne, kolejne zaś po prostu nudne. Nagrody zaś nie były nadzwyczajne. Spowodowane to było małą ilością sponsorów, ale mimo to, większość ludzi odbierało „trofea" z uśmiechem na ustach i satysfakcją.

Gracze oraz Mistrzowie Gry mogli spędzać czas na prelekcjach, wieczorami zaś wziąć udział w sesjach lub LARPach. Obfitość takich punktów programu, w stosunku do ilości uczestników na konwencie, sprawiała, że wybór pozostawał naprawdę szeroki.

Bitewniakowcy mieli duża salę, w której odbyły się dwa turnieje: Konfrontacji i WFB. Tego typu punkty programu trwają dość długo, więc fani poruszani małymi figurkami nie narzekali na brak zajęć.

Miłośnicy gier karcianych mogli zagrać w „Anioły", a także w „Anachronizm". Pierwsza gra, nie cieszyła się zbyt dużą popularnością, ale za to druga owszem. Anachronizm zyskał sobie wielu fanów po konwencie.

Ogromnym, może nawet największym plusem tej imprezy, były darmowe posiłki dla prelegentów i gości. Środki na dożywianie konwentowiczów organizatorzy otrzymali z Programu Młodzież. Jeśli ktoś nie chciał się dożywiać grochówką, bigosem i kanapkami ze smalcem, mógł przejść się do konwentowej knajpki lub zjeść coś w szkolnym barku. Pizzeria oddalona była o zaledwie kilka minut. Droga zaś okazała się prosta, więc nie było problemu z dotarciem na miejsce. Schodki dopiero zaczynały się w barze...

Dla konwentowiczów z identyfikatorem czekała zniżka na piwo i pizze. Niestety, obsługa była mierna, a na zamówienie czekało się o wiele za długo, a sam rabat nie mógł zrefundować czasu przeznaczonego na oczekiwanie.

Z ciekawszych zajęć na konwencie można było zobaczyć pokaz Fire Show, a wieczorem po występie poćwiczyć taniec z ogniem, choć tylko i wyłącznie na sucho. I dobrze, bo szkoła poszłaby z dymem bardzo szybko. Inną, ciekawą atrakcją była rockoteka. Piątkowy wieczór można było spędzić na parkiecie, tańcząc do najpopularniejszych kawałków rocka.

Konwent niestety nie był tak różowy, jak mogło by się wydawać po tych kilku zdaniach. Miał też kilka wad. Jedną z nich było przygotowanie organizatorów. Gdyby poświęcili choć trochę więcej czasu przed imprezą, wielu nieciekawych sytuacji można by uniknąć. Mimo to, z problemami radzono sobie dość dobrze. Zawiodło też kilka twórców programu. Nie dojechało wydawnictwo Gozoku, kilka prelekcji się nie odbyło, a niektóre były słabo przygotowane.

Podsumowując konwent udany, z wieloma plusami i nie dużą domieszką minusów. Należy się pochwała organizatorom, a także uczestnikom, za dobrą zabawę i niezgorsze zachowanie podczas imprezy. Oby więcej takich imprez, bo małe konwenty, a na pewno tegoroczna Mantikora do takich się zalicza (ok. 200 osób), mają swój specyficzny klimat. Życzymy powodzenia podczas tworzenia następnej edycji i do zobaczenia za rok!


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...