"Inu Yasha" tom 19 - recenzja

Autor: Tomasz Kawecki Redaktor: Motyl

Dodane: 08-08-2009 14:43 ()


Każda manga posiada swoje wady, niedociągnięcia oraz słabsze momenty. Podobnie jest z dziełem Rumiko Takahashi – nie jest to seria doskonała. Niemniej jednak uważam, że pozytywnych aspektów tego tytułu jest zdecydowanie więcej, a sama historia w niej opowiedziana, chociaż złożona i wielopłaszczyznowa, to nie jest zbyt zawiła, a zwyczajnie wciąga. Czy podobnie jest w przypadku dziewiętnastego tomu?

Zacznijmy od początku. Poprzedni epizod zakończył się przybyciem Kaguro, której celem jest „przechwycenie” młodszego braciszka Sanago – Kohaku. Po co? Dlaczego? Jaki w tym interes ma główny „zły” serii – Naraku ? Cóż, zostaje to wyjaśnione już na początku, który porusza właśnie niedokończony wątek Kohaku. W tym miejscu można zauważyć, że autorka „odskoczyła” na moment od wzniosłego, uczuciowego klimatu, cechującego  poprzednie przygody bohaterów. Nie chcę zdradzać szczegółów zakończenia wątku braciszka Sanago, powiem jednak, że pozytywnie mnie zaskoczył. Nie jest może wyjątkowo genialny, i prawdę mówiąc nie zapada głęboko w pamięć, jednak śledzenie akcji w nim zawartej jest przyjemne, a chyba o to chodzi w czytaniu jakiejkolwiek komiksu.

Prawie cała druga połowa tomu to jedna z wielu pobocznych historii, kiedy to Inu-Yasha wraz z „drużyną” ratują biednych, prostych chłopów przed jakże złym, podstępnym, parszywym i nienawidzącym ludzi demonem. Tym razem jest to nienazwany demon (przynajmniej ja nigdzie nie znalazłem jego imienia), dowodzący grupą bandytów, którzy mówią do niego po prostu „szefie”. Wygląda zupełnie jak człowiek, jest jednym z wielu mniej istotnych antagonistów tejże serii, któremu przypodobał się miecz Inu-Yashy. Analogicznie do wątku Kohaku, ten też jest interesujący, ale nie wybitny. Czyta się go całkiem miło, nie wymaga zbyt intensywnego myślenia. Ot, taka lekka przyjemność bez zobowiązań.

Kiedy główny bohater wpada w znany z poprzednich tomów „demoniczny trans”, w tym samym momencie wchodzi najukochańszy braciszek Inu-Yashy – Sesshomaru (przeglądając anglojęzyczne strony o tej mandze, zauważyłem wręcz gigantyczną rzeszę jego fanek). Jak już mówiłem, nie lubię zdradzać szczegółów zakończenia jakiejkolwiek historii, dlatego powiem jedyne, że gorąco zachęcam sięgnąć po ów tom, choćby z żywej ciekawości, co wydarzy się dalej. Mówię tu o ostatnim rozdziale, o którym nie wspomnę ani słowa. Jest… dziwny, jednak uważam, że ciekawość będzie was zżerać przy jego czytaniu.

Słowem zakończenia będzie krótkie podsumowanie strony graficznej tomu. Kreska nie zmieniła się zbytnio od ostatniego razu. Jest prosta, przejrzysta, a pojedynki są nie tyle ucztą dla oczu, co pełnią rolę estetycznych przerywników pomiędzy wnoszącymi coś do fabuły dialogami. Ogólnie powiem, że mimo kilku rozwiązań fabularnych dziewiętnasty tom to relaksująca „przyjemność bez większych zobowiązań” (brzmi jak reklama pewnego, czekoladowego batonika na „P”).

 

Tytuł: „Inu Yasha” tom 19

  • Scenariusz: Rumiko Takahashi
  • Rysunek: Rumiko Takahashi
  • Tłumaczenie: Monika Nowakowska
  • Wydawca: Egmont
  • Data wydania: 25 maja 2009 r.
  • Stron: 184
  • Format: 115x180 mm
  • Oprawa: miękka
  • Druk: cz.-b.
  • Cena: 17 zł

Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...