X-Men Origins: Wolverine - recenzja
Dodane: 05-08-2009 20:45 ()
Korekta: Motyl
"X-Men Origins: Wolverine" to kolejna gra, która powstała na podstawie filmu, będącego ekranizacją komiksu Marvela. Dzisiaj coś takiego już nikogo nie dziwi. Twórcom kończą się pomysły, a strach przed inwestowaniem pieniędzy w nowe rzeczy w dobie kryzysu zmusza do eksploatacji znanych marek. O ile w większości przypadków, gry na podstawie filmów są niezbyt udanymi potworkami, tak tym razem studio Raven Software pokazało, że jak się chce, to można.
Geneza fabuły
Komputerowa wersja Genezy X-Men-ów jest nie tylko odzwierciedleniem historii znanej z dużego ekranu, ale także pewnym jej uzupełnieniem. Rozbudowany został wątek związany z Afryką, ucieczką z bazy wojskowej Strykera czy też pościgiem za Gambitem. Rzecz jasna, część wydarzeń całkowicie odbiega od tego, co mogliśmy zobaczyć w kinie, jednakże najczęściej ma to dobre uzasadnienie fabularne. Osobiście polecam najpierw obejrzenie filmu, a następnie odpalenie gry. W ten sposób nikt nie powinien popsuć sobie zabawy.
Krwawa sieczka
Przejdźmy teraz do tego, co najważniejsze, czyli samej esencji rozgrywki. „Wolverine" to typowa gra akcji, w której sterując Loganem musimy kosić kolejne zastępy wrogów. A tych na pewno nie zabraknie. W czasie całej zabawy będziemy musieli stawić czoła hordom najemników, afrykańskich szamanów, żołnierzy, robotów, mutantów, potworów z najgłębszych czeluści ziemi, czy też nieudanych eksperymentów. Jest w czym wybierać, a z każdym przeciwnikiem walka wygląda zupełnie inaczej (nie wspominając o bossach, na których trzeba znaleźć odpowiedni sposób). Podczas rozgrywki gracz zdobywa punkty doświadczenia, które pozwalają awansować mu na wyższe poziomy, zwiększając tym samym ilość życia i umożliwiając podnoszenie statystyk (np. obrażeń zadawanych szponami) oraz odblokowywanie nowych zdolności.
Trzeba przyznać, że twórcy naprawdę się postarali, jeśli chodzi o postać Logana. Wszystkie jego skoki, świdry, cięcia czy piruety cieszą oko, a widok szponów przechodzących przez ciało przeciwnika i tnących je wpół wywołuje uśmiech na twarzy. W zależności od użytego ciosu, czy ustawienia wobec wroga (np. za plecami), włącza się odpowiednia animacja pokazująca w najdrobniejszych szczegółach ostatnie chwile naszej ofiary. Nie ma wątpliwości, że jest to gra tylko dla dorosłych - krew leje się wszędzie, a odcięte kończyny fruwają na lewo i prawo. Niesamowite wrażenie robi także zdolność Rosomaka do regeneracji - rany na jego ciele pojawiają się w czasie rzeczywistym, ukazując wszelkie organy oraz kości, a także w czasie rzeczywistym się odbudowują i goją. Wygląda to naprawdę niesamowicie i efektownie.
Technologia robi swoje
Całość napędzana jest przez silnik Unrela Engine 3. Trzeba przyznać, że lokacje (ich zróżnicowanie jest naprawdę ogromne), jak i same postacie, wyglądają przyzwoicie, chociaż można zauważyć tu i ówdzie tekstury o niższej rozdzielczości. Widać, że tytuł był tworzony na różne platformy. Pocieszeniem może być fakt, że nawet na słabszym sprzęcie gra chodzi płynnie, rzadko kiedy schodząc poniżej 25 klatek na sekundę. Tak naprawdę największą jej wadą jest liniowość, a także pewna monotonia, która wkrada się po dłuższej rozgrywce. Od połowy gry musiałem się zmuszać, żeby siedzieć przy niej dłużej niż pół godziny.
Dla kogo?
Dla fanów komputerowe przygody Wolverine'a będą pozycją obowiązkową, dla innych miłą rozrywką na leniwe popołudnia. Jeżeli ktoś po zagraniu poczuje niedosyt, to nie ma się czym przejmować - zakończenie daje jasno do zrozumienia, że kontynuacja to tylko kwestia czasu.
Moja ocena: 7/10
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...