Recenzja książki „Łups!” Terry’ego Pratchetta
Dodane: 05-08-2009 12:37 ()
Terry Pratchett to jedno z bardziej znanych nazwisk na rynku fantastycznym. Jego powieści ze Świata Dysku (do tej pory ukazało się 37) stanowią swego rodzaju kanon humorystycznej fantasy, a nazwisko autora stało się symbolem. Wpisałem w Google „polski Pratchett” i znalazłem tę frazę użytą w odniesieniu do Ewy Białołęckiej, Romualda Pawlaka, Andrzeja Pilipiuka i nie tylko. Zdaje się, że Pratchett równa się humor. I rzeczywiście, nie mogę mu odmówić kunsztu w tej dziedzinie.
Świat Dysku to miejsce, gdzie mitologie i wierzenia są rzeczywistością. Płaska ziemia oparta jest na grzebiecie czterech słoni, które z kolei stoją na skorupie wielkiego żółwia unoszącego się w niezmierzonej przestrzeni kosmosu. Wątki fantastyczne rodem z Tolkiena czy Howarda (autora opowieści o Conanie) przeplatają się ze współczesnymi; na przykład, główny bohater korzysta z chochlika Gooseberry, działającego tak jak dostępne w naszym świecie Blackberry, tyle że w oparciu o magię. Poza tym wampiry składają śluby nie gryzienia ludzi na podobieństwo anonimowych alkoholików. Lekarzami są często „Igory”, stwory oparte na drugoplanowej postaci z klasycznych amerykańskich filmów o Frankensteinie.
Akcja „Łups!” przenosi nas do miasta Ankh-Morpork, gdzie Sam Vimes, komendant straży miejskiej, musi powstrzymać nadciągającą wojnę pomiędzy krasnoludami a trollami. Sytuacja sięga zenitu, kiedy zamordowany zostaje przywódca religijny krasnoludów. Sam będzie musiał podjąć drastyczne w skutkach działania, które zmienią oblicze świata na zawsze... Ale tylko trochę.
Główny bohater, wspomniany komendant Vimes, jest doświadczonym człowiekiem, kiedyś awanturnikiem, a obecnie oddanym ojcem. Walczył ze smokami i ratował miasto przed zagładą, a teraz codziennie o szóstej wieczorem czyta swojemu synkowi jego ukochaną książeczkę i... nadal ratuje miasto przed zagładą.
Podwładni Vimesa to naprawdę kolorowa hałastra. Mamy tu dwie nie mogące dojść do porozumienia policjantki; wilkołaka Anguę i wampira Sally. Sierżant Marchewa jest prawowitym następcą tronu Ankh-Morkork, ale woli nie mówić o tym głośno. Poza tym jest człowiekiem z urodzenia, ale krasnoludem z wychowania. Natomiast Nobby Nobbs, by dowieść, że jest człowiekiem, musi pokazać zaświadczenie.
Akcja powieści jest dynamiczna, a jednocześnie zabawna, nastrojowa i tajemnicza. Miejsca zmieniają się jak w kalejdoskopie, podobnie konwencje. Czytelnik przyjrzy się z bliska społeczności krasnoludów – żyjąc w mieście zatraciły część swojej tradycji, której strażnikami są mistyczni głębinowcy. Trolle z kolei to żyjące kamienie, których świat przypomina filmy o mafii. Zderzenie tych dwóch kultur prowadzi do serii przemyśleń na temat różnic rasowych i religijnych, oraz wynikających z nich konfliktów. Pomimo lekkiego tonu i nastawienia raczej na rozrywkę, książka sięga do korzeni tego typu sporów i tłumaczy je w dość ironiczny, ale przerażająco trafny sposób.
Interesująca jest też dość silna metafizyka stworzonego przez Pratchetta świata. Tutaj nienawiść i chęć zemsty staje się na wpół inteligentną istotą duchową, która stanowi realne zagrożenie. Miłość ojca do syna tworzy silną formę magii, która przekracza bariery wymiarów. Jednocześnie poczucie obowiązku Vimesa przyjmuje kształt duchowego opiekuna-strażnika.
Od strony językowej, niestety, powieść nie wypada najlepiej. Styl jest zagmatwany i często spotyka się wyrażenia zupełnie niezrozumiałe, na przykład „znowu jesteście szybkie” w sensie „musicie wracać do pracy” (str. 255), czy „stanął, kołysząc się jak posąg” (str. 301). W gęstwinie niezręcznych zwrotów przepada ogromna większość humoru słownego obecnego w oryginale, a także właściwa Pratchettowi lekkość pióra.
Reasumując, książka zapewnia sporo dobrej rozrywki, szczególnie jeśli ktoś nie jest za bardzo wyczulony na niuanse stylu. Fabuła nie nudzi, akcja gna wciąż do przodu, a humor ma nieodparty urok. Polecam miłośnikom dowcipnej prozy, przygodowej fantastyki i zaangażowanej metafizycznie antropologii. No, może z tym ostatnim trochę przesadziłem.
Korekta: Motyl
Tytuł: Łups! (Thud!)
Autor: Terry Pratchett
Przekład: Piotr W. Cholewa
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2009
ISBN: 978-83-7548-130-2
Liczba stron: 334
Zobacz też:
Recenzja książki "Prawda" Terry'ego Pratchetta
Druga recenzja książki "Prawda" Terry'ego Pratchetta
Recenzja książki "Złodziej czasu" Terry'ego Pratchetta
Recenzja książki "Straż nocna" Terry'ego Pratchetta
Recenzja książki „Potworny regiment” Terry’ego Pratchetta
Dziękujemy Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie książki do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...