Biogram Mike'a Careya

Autor: Egmont Redaktor: Motyl

Dodane: 17-07-2009 18:52 ()


MIKE CAREY – autor komiksów, powieściopisarz i scenarzysta, okrzyknięty następcą Neila Gaimana. Urodził się w 1959 roku w Liverpoolu. Zanim zajął się tworzeniem komiksów, przez 15 lat pracował, jako nauczyciel. Porzucił stałą pracę, kiedy zaczął otrzymywać regularne dochody z wydawnictwa DC Comics.

Obecnie mieszka i pracuje w Anglii, w Londynie. Popularność przyniosła mu wielokrotnie nominowana do Nagrody Eisnera seria komiksowa Lucyfer, a także zbierająca doskonałe recenzje praca nad sztandarowym tytułem Vertigo – Hellblazerem. Carey stworzył również cykl powieści o Feliksie Castorze, który szybko zdobył uznanie krytyków i czytelników w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Pisze comiesięczną serię Crossing Midnight dla DC/Vertigo oraz X-Men dla Marvela.

 

 

CAREY O SOBIE

 

Urodziłem się w Liverpoolu w 1959 roku, w czasach, kiedy miasto, a właściwie port chylił się ku totalnemu upadkowi i całe zaplecze przemysłowe zaczynało się rozpadać. Podczas wojny mój ojciec służył w marynarce i kiedy wrócił do domu, nie pozostało mu nic innego, jak tylko podjąć kilka kiepsko płatnych prac w stoczni i fabrykach. Często bywał bezrobotny, ponieważ upadek przemysłu i panujący wszędzie dokoła kryzys sprawił, że pracodawcom nie zależało na stałych pracownikach. Oni po prostu szukali taniej siły roboczej. Kiedy dorastałem, moi rodzice pracowali w piekarni o nazwie Taylors Bakery i to właśnie tam zobaczyłem po raz pierwszy przedsmak piekła.

Przepraszam, jeśli zabrzmiało to zbyt melodramatycznie. Jednak mój ojciec pracował bezpośrednio przy wielkich piecach wyjmując z nich bochny chleba i kładąc je na taśmę, gdzie były następnie testowane i zawijane. Czasami zanosiłem mu obiad. Jego miejsce pracy sprawiało niewiarygodne wrażenie. Ciemno jak w środku nocy, upał nie do zniesienia, wokół pełno spoconych, harujących mężczyzn, którzy ani na chwilę nie mogli przestać pracować. Tato nosił wielkie azbestowe rękawiczki, sięgające ramion, za pomocą których wyciągał za jednym razem cały rząd form pełnych gorącego chleba. Jeśli rękawice się zsunęły z ramion lub formy były nierówno ułożone na szynach, narażało to tatę na oparzenia, ale i tak musiał wyciągać tace, ponieważ gdyby nie wyjął ich na czas, zostałyby wypchnięte przez następny rząd tac, mogłyby upaść na podłogę i ulec zniszczeniu.

Mój tato pracował przez 72 godziny w tygodniu – sześć zmian po 12 godzin w systemie dwuzmianowym, co w tamtych czasach było często praktykowane – tydzień na pierwszą zmianę (od ósmej rano do ósmej wieczorem) i następnie tydzień na drugą zmianę (od ósmej wieczorem do ósmej rano).  W ciągu roku miał 20 dni urlopu, a cała reszta jego życia wyglądała jak cholerne Syzyfowe prace. Kiedy na myśl przychodzi mi piekło, do dziś widzę przed oczami piekarnię Taylor’s Bakery.

Jak trafiłem w świat komiksów? W tamtych czasach istniało świetne brytyjskie wydawnictwo o nazwie Fantasy Advertiser, wydawane przez Martina Skidmore’a, którego właścicielem i fundatorem był Neptune – firma dystrybucyjna. Wysyłałem tam swoje recenzje i sporadyczne artykuły (z których tylko jeden został kiedykolwiek opublikowany). W późnych latach 80-tych Neptune zdecydował się na magiczny ruch i stworzył swoje własne wydawnictwo komiksowe pod tytułem Trident. Do jego dokonań zaliczyć można publikacje St Swithin’s Day Granta Morrisona i pierwszych prac Marka Millara.

Tak się złożyło, że znałem trochę Martina, a ponieważ zawsze chciałem pisać komiksy, wysłałem mu kilka pomysłów – jeden na serię psychologicznych horrorów o nazwie Legiony Piekła i drugi na groteskowo pretensjonalny komiks o superbohaterach w stylu post-Watchmen zatytułowany Aquarius. Zaakceptował obydwa scenariusze i napisałem około sześciu skryptów – po trzy pierwsze wydania obydwu serii. Ilustracje do Aquariusa stworzył Ken Meyer Jr.

I wtedy – w wyniku przebiegłego marketingowego ruchu, który miałem w przyszłości poznać – firma Neptune Distribution zbankrutowała, a moja dobrze zapowiadająca się kariera legła w gruzach. Pierwsze 17 stron Aquariusa pojawiło się tylko w antologii Toxic należącej do wydawnictwa. Dwa lata później za pomocą przyjaciela Johna Charlesa, który pracował w Trident jako grafik, odzyskałem ilustracje Kena. Wszystkie niepowodzenia dopisaliśmy do rachunku naszych życiowych doświadczeń.  

Przez Kena poznałem Lurene Haines, która działała, jako mój nieoficjalny (i nieopłacalny agent) na początku lat 90-tych. Dzięki niej opublikowałem kilka prac w Malibu’s Rock-It Comics, głównie komiksy o Ozzim Osbournie i Panterze – Pantera to pierwsza z moich odnotowanych prac, na szczęście ciężko ją znaleźć. W międzyczasie Ken zaczął pracować w wydawnictwie Caliber, gdzie współpracował z Pruettami i Garym Reedem. Malibu zostało wykupione i jak zapewne wiecie, część ich utalentowanej ekipy została wchłonięta przez firmę Marvel, a część „wyprowadzona za stodołę i zastrzelona”. Ja trafiłem do tej drugiej kategorii.

W okolicach 1996 roku Caliber skontaktował się ze mną z propozycją pracy nad jedną linią tytułów, które zamierzali wydawać. Przysłali mi 4 lub 5 jednostronicowych szkiców i wybrałem jeden, na podstawie którego stworzyłem “krótko żyjący”, ale zabawny komiks o nazwie Inferno. Inferno od początku napotykał na trudności z terminami, chociaż ja oddawałem skrypt na czas. W  efekcie czego ukazało się tylko 5 wydań - na tyle jednak dużo, bym mógł używać Inferno, jako rodzaj wizytówki wysyłając każdy kolejny wydany numer do Alisy Kwiney w wydawnictwie DC.

Zrobiłem też parę innych projektów dla Kalibra – krótkie opowiadanie dla tytułu Negative Burn pod nazwą Królowie Samobójstwa (ilustracje Paula Holdena), 48-stronicowy Doctor Faustus (ilustracje Mike’a Perkinsa). To Doktor Faustus sprawił, że Alisa zadzwoniła i zaproponowała mi serię Lucyfer, więc reasumując (pomimo kolejnych kłótni i wzajemnych oskarżeń) praca dla Kalibra była najlepszą decyzją, jaka podjąłem. 

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...