GTA IV - recenzja

Autor: Paweł "Ivan" Iwanowicz Redaktor: Ivan aka Immortal

Dodane: 09-07-2009 16:10 ()


Korekta: Motyl

 

W życiu każdego recenzenta przychodzi moment, kiedy dostaje do ręki tytuł, który powala nie tylko ogromem marketingowej machiny, ale także swoją złożonością. Przed nieszczęśnikiem staje wtedy poważne zadanie, od którego zależy jego wiarygodność i ciężko wypracowana opinia. W takiej właśnie sytuacji znalazł się autor niniejszej recenzji. Ale dość tego malkontenctwa, pora zakasać rękawy i stanąć na wysokości zadania - ktoś ten tekst przecież musi napisać!

 

Zacznijmy od początku. Gry z serii GTA powinny być znane każdemu, kto choć trochę interesuje się tematem rozrywki komputerowej. Wszak jest to najpopularniejsza, sandboxowa produkcja, jaka kiedykolwiek powstała (sandboxowa - czyli taka, która oferuje otwarty świat z całkowitą swobodą rozgrywki oraz brakiem wyraźnego końca). Do tej pory pamiętam długie wieczory, które, szczeniakiem będąc, spędzałem przy drugiej części „Grand Theft Auto". Pamiętam też, jak nie mając jeszcze Internetu wraz z kolegami robiliśmy wypady do pobliskiej kafejki, żeby pościągać najnowsze screeny z nadchodzącej, trzeciej części. Wraz z kolejnymi latami mieliśmy okazję poznać całkiem nowe miasta (Vice City, San Andreas), postacie i niesamowite historie. W najnowszej odsłonie mamy wszystko to, co było najlepsze w poprzednikach, plus wiele innych, jakże znaczących atrakcji - sam nawet nie wiem, od czego zacząć.

 

Schemat rozgrywki jest praktycznie niezmieniony od czasów pierwszego GTA - przemieszczamy się po mieście za pośrednictwem dowolnego środka transportu (helikopter, łódź, samochód, motor, metro czy pieszo), nosimy wszystkie możliwe typy broni (uzi, M16, wyrzutnię rakiet, shotguna, granaty czy choćby snajperkę)  i wykonujemy zadania dla różnych typów z równie różnych powodów. A wszystko to, by doprowadzić główny wątek do punktu kulminacyjnego.

 

Cała akcja rozpoczyna się w momencie, gdy główny bohater gry, Nico Bellic, na pokładzie statku przypływa do Ameryki, a dokładniej do dobrze znanego z trzeciej części Liberty City. Niko jest weteranem wojny w Jugosławii i przypłynął do kraju wielkich marzeń na zaproszenie swojego brata, aby zacząć całkiem nowe życie. Dość szybko się okazuje, że przeszłość nie daje o sobie zapomnieć i puka do drzwi naszego bohatera z ciężką giwerą w ręku.

 

O ile na początku wszystko rozgrywa się dość powoli, dając graczowi czas na zaznajomienie się z miastem, o tyle w późniejszych etapach gra staje się bardzo dynamiczna. Liberty City, wzorowane na Nowym Jorku, w najnowszej odsłonie bardzo przypomina swój pierwowzór. Miasto zostało podzielone na trzy wyspy, połączone ze sobą mostami. Tak samo jak w trzeciej części, tak i tu musimy poczekać, aż zostaną one odblokowane (policja ustawiła barykady w związku z zagrożenie terrorystycznym).  Każda wyspa charakteryzuje się własną, specyficzną atmosferą. Największe wrażenie robi chyba druga, z ogromnymi drapaczami chmur, mnóstwem wszelakich billboardów i luksusowymi autami. Widać, że twórcy się postarali, gdyż każda lokacja ma swoje charakterystyczne miejscówki, jak choćby wesołe miasteczko czy plac budowy - dla amatorów wycieczek w sam raz.

 

Jeżeli chodzi o samą rozgrywkę, to doczekała się ona licznych modyfikacji. Przede wszystkim Nico dostaje telefon, którego przyjdzie mu dość często używać. Nie tylko do odbierania rozmów czy smsów, ale także robienia zdjęć oraz dzwonienia do różnych osób. Każda postać, która stała się przyjacielem naszego bohatera jest dodawana do książki telefonicznej. W każdej chwili możemy do kogoś zadzwonić i spróbować umówić się np. na piwo, rzutki, kręgle czy przedstawienie w teatrze. Rzecz jasna komputer nie pozostaje nam dłużny i sam także próbuje nas od czasu do czasu gdzieś wyciągnąć. Trzeba przyznać, że momentami jest to miła odskocznia od głównego wątku.

 

Wzorem poprzednich części, zadania możemy przyjmować w dowolnej kolejności od różnych osób. Ich zróżnicowanie jest na tyle duże, że praktycznie za każdym razem jesteśmy zaskakiwani nowością. Oczywiście większość misji sprowadza się do udania się w konkretne miejsce, rozpoznania ofiary i jej natychmiastowej eksterminacji, ale przy każdym takim wydarzeniu jest tyle różniących się elementów, że ciężko dostać uczucia znużenia. Ciekawą opcją jest możliwość podejmowania decyzji, które mają znaczący wpływ na fabułę gry. Dostępne są tylko w z góry określonych  momentach, a ich skutków nie widać od razu, co nie pozwala na oszukiwanie typu „a zrobię save'a, zobaczymy, co będzie". Chociaż gra nadal nie posiada zapisu w dowolnym momencie, co czasem potrafi zirytować, oferuje system autozapisów po każdej misji, co niejako ułatwia życie.

           

GTA IV śmiga na całkiem nowym silniku, co przekłada się nie tylko na efekty graficzne, ale również na fizykę. Jeżeli wbiegniecie na ulicę, to bardziej niż pewne, że zostaniecie potrąceni przez kogoś, gdyż droga hamowania okazała się za długa. Pojazdy teraz ulegają realistycznym uszkodzeniom i nie ma najmniejszego problemu, aby zabić kogoś drzwiami od auta. Szyby również da się powybijać, z czego dość chętnie korzysta Nico, podczas kradzieży samochodów. To tylko niektóre ze smaczków, jakie czekają graczy. Rockstar bardzo przyłożył się do tego, aby gra jak najwierniej odwzorowywała rzeczywistość. Przechadzając się po Liberty City usłyszymy języki różnych narodowości, w tym także polski, natomiast nikogo nie powinno zaskoczyć, gdy nagle staniemy się ofiarą rabunku.

 

W grze zawarto ogromną ilość przeróżnych drobiazgów, które potrafią zaskoczyć. Sam, mimo że GTA skończyłem jakiś czas temu, nadal napotykam się na rzeczy, jakich wcześniej nie zauważyłem. Ta pozycja to niekończąca się paczka niespodzianek.

 

Jednakże nie ma róży bez kolców, a gry bez błędów. Największy minus najnowszego GTA to bardzo słaba optymalizacja. Nawet na najniższych detalach gra potrafi mieć swoje kaprysy, co skutecznie utrudnia zabawę. Na szczęście  niedawno pojawił się patch, który większość problemów z grafiką likwiduje - jednakże krwi napsutej nie zapomnę. Problemem są też zabezpieczenia, które mogą uniemożliwić instalację gry. Wszystko dzięki systemowi SecuROM, który w kręgach graczy obrósł już legendą. Irytujące jest również to, że trzeba przeprowadzić autoryzację przez Internet, zarejestrować się w Rockstar Games Social Club i Games for Windows LIVE, jeżeli ktoś chciałby grać przez sieć lub mieć możliwość nagrywania filmików z gry. Wszystko dałoby się przełknąć, gdyby nie problemy podczas rejestracji czy uruchomienia usługi LIVE.

 

Potencjalnych nabywców może odstraszyć również cena, która została ustalona na kwotę 159 złotych. W dzisiejszych czasach takie pieniądze zwykliśmy płacić za edycje kolekcjonerskie, a nie podstawowe wydania gry.

 

Jeżeli jednak jesteście gotowi wydać sporą sumkę i przebrnąć przez proces instalacji, a Wasz komputer poradzi sobie ze sprzętożerną produkcją, na pewno się nie zawiedziecie. GTA IV to rozbudowana pozycja, z wciągającą, wielowątkową fabułą, która dostarczy wiele niezapomnianych chwil.

 

Moja ocena 8/10

 

Galeria z gry


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...