Miejsce: Oaza

Autor: Agnieszka "Duszka" Tambor Redaktor: Siman

Dodane: 03-11-2006 21:44 ()


„Zastanawiałeś się kiedyś nad barwą wszechświata, biały człowieku? Są takie noce, że księżyc peszy się ich urodą i chowa za horyzontem ze swoim bladym światłem. Wtedy w miejscach, gdzie żaden zbłąkany, tchórzliwy podróżnik nie kaleczy ciemności nocy ostrzami świateł, można dostrzec prawdziwy kolor wszechświata. Nie jest on wcale czarny i mroczny, ale spleciony ze srebrzystych sieci milionów gwiazd ponakładanych na siebie warstwami tak gęsto, że nie ma między nimi miejsca na ciemność. To taka noc. I takie miejsce.”

 

Teraz, kiedy patrzę na to z perspektywy czasu jestem pewien, że Indianiec był psycholem. Nigdy nie wiadomo na co się trafi podczas wędrówki przez pustynię, szczególnie gdy nie masz pojęcia gdzie idziesz. W nocy na jest tam zimno, cholernie zimno, choćbyś miał gacie i rękawiczki z najgrubszej skóry i ciepłą czapkę od babci. Miałem w dupie to, czy podnosząc głowę ujrzałbym najpiękniejszy widok w moim życiu. Gdyby ktoś kazał mi patrzeć na gwiazdki, przywalił bym mu w mordę tak mocno, żeby mógł sobie obejrzeć je z bliska.

 

Tym bardziej wkurwiało mnie, że nie mogłem. Ten pieprzony Indianiec – Piaskowy Lis był moim jedynym ratunkiem i nie mogłem go nawet tknąć. Inaczej zamarzłbym na tym cholernym piachu, patrząc na prawdę o wszechświecie.

 

„Matka pustynia kryje wielkie skarby. Bogactwo jest niebezpieczne. Omamia umysł i kradnie dusze. Rodzi strach i nieufność. Patrzysz na ludzi i wiesz, że wszyscy ci zazdroszczą i chcą cię wykorzystać. Kiedy bogaty człowiek umiera, to tylko formalność. Dla świata umarł już dużo wcześniej. I nie będzie nikogo, kto by po nim odziedziczył jego fortunę i nikogo kto by go szukał.

 

A dobra Matka Pustynia prowadzić będzie wędrowców z dala od niebezpieczeństwa. Wie, że lepiej umrzeć w jej objęciach z pragnienia niż stracić rozum i dusze.”

 

Znowu pieprzył. Dużo bezpieczniej bym się czuł, gdybym miał gamble na benzynę i jechał w tym momencie swoją maszyną po autostradzie i nie musiał szukać nieistniejących skrótów przez pustynie z jakimś posranym Indiańcem.

 

„To tutaj”

 

I o co mu chodziło? Kupa złomu zakopana w piachu. Widziałem mnóstwo złomu w moim życiu, nigdy nie było z niego żadnego pożytku. Cholerne szczury potrafiły wybrać wszystko do ostatniej śrubki, jeżeli miało chociaż pozory wartości.

-Auuuu.

Cholerna pustynia, jakbym szedł przez smołę, dopiero teraz poczułem jak bardzo uciążliwa może być ta ciemność, kiedy było na co wpadać. Po co ten psychol mnie tu przyciągnął? Na pewno nie ma tu nic ciekawego i w dodatku śmierdzi trupem…

 

 

Wtedy zapaliło się światło. Zacisnąłem oczy. Boże, jakie to było jasne! Kiedy mogłem już je otworzyć zrozumiałem o co chodziło Piaskowemu Lisowi. Skubaniec włączył prąd. Przy zrobionej ze złomu chacie dostrzegłem alternator. Przed nią stały dwa skórzane fotele wyjęte chyba z wartego miliony Merca oświetlone przez blask wypadający na zewnątrz przez drzwi. Indianiec był w środku. Otworzył okno, a właściwie podniósł i podparł na prętach maskę samochodową, która robiła za otwierana do góry okiennicę. Światło padło na „złom’. Jak żyje nie widziałem TAKIEGO „złomu”. Nowiutkie motocykle stały w rządku, nawet lakier im się nie zarysował, jakby pustynia bała się dotknąć tego miejsca. Obok stały silniki, błyszczały jak świeżo wypolerowane, a dalej dziesiątki równo poustawianych baków z benzyną. O matko! Jeżeli one były pełne… Patrzyłem właśnie na fortunę. Mógłbym za to rządzić swoim własnym małym miastem do końca życia! Czemu do cholery nikt tego nie pilnował!

 

„A dobra Matka Pustynia prowadzić będzie wędrowców z dala od niebezpieczeństwa…”

 

Po pierwszym szoku postanowiłem wejść do chałupy. Skubana była zbudowana z równiutkich kostek złomu jak z cegieł. Czym to było połączone, że tak się trzymało kupy?

 

Wszedłem do środka i zrozumiałem o czym całą drogę gadał Piaskowy Lis. W skórzanym czarnym fotelu za solidnym pięknie rzeźbionym dębowym biurkiem leżał człowiek. Musiał leżeć od wieków. Zwłoki zdążyły wyschnąć na wiór. W granatowym garniturze, ze złotymi spinkami, wyglądał jak jedyny pan i władca tego miejsca. Niestety martwy.

 

„… i nie będzie nikogo, kto by go szukał…”

 

Kiedy opuszczałem Oazę z Piaskowym Lisem i zapasem wody, wystarczającym by dojść do miasta i by nie móc udźwignąć nic innego. Obiecałem sobie, że wrócę. Zabrałem tylko złotego Rolexa i rejestrację z jednego Harleya. Zegarek wymieniłem na miesiąc żarcia i zakwaterowania u samego burmistrza miasta, do którego po tygodniu dowlekliśmy się z Piaskowym Lisem. Rejestrację przykręciłem, kiedy tylko zarobiłem na nowy motor. Mówię ci stary, w życiu nie widziałeś tak pięknej. Możesz pójść obejrzeć przed bar. Tylko nie dotykaj! Do Oazy nigdy nie udało mi się wrócić. Nie widziałem też więcej Piaskowego Lisa.

 

 

Jak wykorzystać Oazę?

 

Ta lokacja jest zbiorem wszelkiego bogactwa. Możesz tam umieścić wszelkie marzenia swoich graczy. Oczywiście dość duże by nie mogli ich wynieść lub musieli wybrać między upragnionym przedmiotem, a zapasami wody niezbędnymi do przeżycia na pustyni. Można także dać im furtkę do zdobycia, czego pragną, ale okupioną odpowiednim do przedmiotu kombinowaniem i znojem. Opis można oczywiście wzbogacać według upodobań. W okolicznych wioskach krążą o niej legendy. Wreszcie, co pewien czas wyruszają tam ekspedycje, wracając z niczym lub nie wracając w ogóle. A to już przecież dobry materiał na przygodę…

 

„Był u nas kiedyś Stary Bob. Mieszkał gdzieś na skraju miasta. W życiu miał tylko jedną pasję – starego Jaguara z 85’ roku. Samochód był cudowny i zabytkowy. Bob lubował się w zdobywaniu do niego części po całych stanach. Marzył, że kiedyś złoży go w całość i wyjedzie do Nowego Yorku. Któregoś dnia trafił przypadkiem do Oazy. Zobaczył tam kompletny silnik do swojego jaguara w idealnym stanie. Nie zdołał go zabrać. Obiecał sobie, że wróci. Od tej chwili Oaza stała się jego obsesją. Cały czas organizował wyprawy. Z którejś z kolei w końcu nie wrócił…”

 

Redagował: Siman i Sienio


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...