"Piątek trzynastego" - recenzja
Dodane: 24-05-2009 15:46 ()
W latach 70. i 80. poprzedniego stulecia dużą popularnością cieszyła się nowa fala horrorów. Wampiry ustąpiły na krótki moment miejsca innemu fenomenowi kina grozy - slasherom. Coraz częściej na ekranach królowali bezwzględni rzeźnicy, psychopatyczni mordercy czy postacie z piekła rodem. Wśród całej tej menażerii zabójców prym wiódł Jason – bohater jednej z najdłuższych serii w historii kina. Swoją popularnością przebił dwóch kolegów po fachu: Freddy’ego Kruegera, z którym stoczył wyrównany bój, a także Michaela Myersa.
Kiedy światło dzienne ujrzała pierwsza odsłona „Piątku trzynastego” nikt nie spodziewał się, że obraz doczeka się tylu kontynuacji, a Jason na dobre wpisze się do panteonu najbardziej krwiożerczych postaci przeniesionych na celuloid. Tym bardziej, że pierwsza część nie dawała ku temu żadnych podstaw, bowiem to jego ukochana rodzicielka rozpętała piekło nad Crystal Lake. Amerykańskie kino nie znosi próżni. Voorhees powrócił wielokrotnie i do dziś straszy dzieci w kinach.
Twórcą remake’u „Piątku trzynastego” jest Marcus Nispel, który wcześniej udanie reaktywował inny kultowy horror - „Teksańską masakrę piłą mechaniczną”. W przypadku jego najnowszej produkcji można przytoczyć znaną maksymę, iż „nic dwa razy się nie zdarza”. Nowe perypetie Jasona i jego weekendowe wypady po świeże, ludzkie mięso nie różnią się znacząco od poprzednich. Amerykańska młodzież w przeciągu trzech dekad nie nauczyła się niczego. Nadal brylują głupie nastolatki, a ich partnerzy są spragnieni trawki i seksu. Najlepszym miejscem na takie połączenie wrażeń jest oczywiście legowisko psychopatycznego mordercy. Młodzi niczym baranki idą na rzeź.
Fabuła nowej wersji jest dosyć pretekstowa. Grupka przyjaciół udaje się do Crystal Lake w określonym celu, chcą się wzbogacić na sprzedaży trawki. Znajdują tam wszystko, co chcieli, a nawet więcej. Oto, ku ich zdumieniu, pojawia się miejscowy strażnik zieleni i nieustępliwy orędownik ochrony przyrody. Kiedy Jason pragnie powiedzieć im „dzień dobry” to odcięte uszy, urywane kończyny zaczynają swobodnie latać, a nawet grill z ludzkiego mięsa jest na porządku dziennym. Początek obrazu jest mocny, potem napięcie sukcesywnie spada. Taki rozwój wypadków nie powinien dziwić. Gdyby pozwolić Voorheesowi na zabijanie wszystkich w okolicy to zapewne exodus pobliskich mieszkańców byłby nieunikniony. A bohater bez swoich zabawek (ludzi do masakrowania) jest zwyczajnie nudny.
Po miesiącu od niewinnej zabawy Jasona z żądną wrażeń młodzieżą, w okolicy pojawia się Clay, szukający zaginionej siostry. Autochtoni nie są dla niego zbyt mili, radząc, aby zostawił sprawę w spokoju i wziął czym prędzej nogi za pas. Policja również nie pomaga. Chłopak po drodze napotyka grupkę wczasowiczów, którzy jadą mile spędzić weekend nad pobliskim jeziorem. Z ich strony również nie znajduje wsparcia. Bohaterowie nie zdają sobie sprawy, że blisko ich miejsca wypoczynku znajduje się królestwo Jasona. Ten nie lubi, gdy mu się przerywa spokojną i cichą kontemplację na łonie matki natury. Wyuzdana i hałasująca młodzież działa mu na nerwy, więc za sprawą nieodłącznej maczety idzie zaaplikować kolejną lekcję dobrego wychowania wśród leśnej głuszy. Stosuję tą samą zasadę co zawsze - bezwarunkowe upuszczanie krwi z pacjentów.
Marcus Nispel nakręcił sprawny, niskobudżetowy obraz, gdzie aktorstwo z zasady jest zepchnięte na dalszy plan. W wielu elementach – słynna maska hokejowa Jasona, campus w Crystal Lake czy też wygląd stodoły na uboczu – przywołał wspomnienia z poprzednich epizodów. Akcję symbolicznie rozpoczął w 1980 roku, czyli daty produkcji pierwszego filmu serii. Charakterystyczny motyw muzyczny również został zaczerpnięty z oryginału. Zatem, czy powstał dobry obraz?
Bardziej udane są nowe wersje „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” i „Halloween”. Przy „Piątku trzynastego” postawiono wyłącznie na rzeź. Zabrakło kilku detali. Jason morduje praktycznie zawsze tak samo, a pod ręką ma cały wachlarz możliwości - najróżniejszych narzędzi. Obraz upijającej się i naćpanej młodzieży to standard. Szkoda, że raz nie postawiono na bardziej wymagających przeciwników dla niego. Szczególnie brak reakcji miejscowych na opowieści o tajemniczym mordercy z Crystal Lake. Jedna nawiedzona babcia to stanowczo za mało.
„Piątek trzynastego” to obraz wyłącznie dla wielbicieli gatunku oraz bohaterów pokroju Jasona, Myersa czy Kruegera. Za rok ten ostatni również powróci na ekrany kin, czyli „comeback” zaliczy całe demoniczne trio. Tylko, ile razy można pokazywać to samo?
Czy powstaną następne odsłony cyklu? Otwarte zakończenie może to sugerować. Należy pamiętać, że ewentualna kolejna część przyniesie dwusetną ofiarę z rąk Jasona, a producenci takiej okazji raczej nie przepuszczą.
3/10
Tytuł: "Piątek trzynastego"
Reżyseria: Marcus Nispel
Scenariusz: Mark Swift, Damian Shannon
Obsada:
- Derek Mears
- Jared Padalecki
- Travis Van Winkle
- Amanda Righetti
- Arlen Escarpeta
- Danielle Panabaker
- Jonathan Sadowski
Muzyka: Steve Jablonsky
Zdjęcia: Daniel Pearl
Czas trwania: 97 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...