Tomb Raider - historia serii

Autor: Paweł "Ivan" Iwanowicz Redaktor: Ivan aka Immortal

Dodane: 30-10-2006 12:25 ()


 

            Po fatalnym „The Angel of Darkness" myślałem, że to już koniec opowieści o dzielnej pani archeolog. Core Design (dotychczasowy producent wszystkich Tomb Riderów) wbiło ostatnie gwoździe do trumny Lary Croft i nic nie wskazywało na to, aby jej los się odmienił. Na szczęście nad grobem naszej ulubienicy zapaliło się światełko, a ona sama dostała do ręki łom, aby wydostać się z trumny. Zaraz potem trafiła w opiekuńcze ramiona panów z Crystal Dynamics, czego efektem jest Tomb Raider: Legend. Ale wszystko po kolei...

 

MIŁE ZŁEGO POCZĄTKI...

 

            Wszystko zaczęło się w 1996 roku, kiedy to na ekrany naszych komputerów zawitała pierwsza część Tomb Raidera. Głównymi atutami były grafika oraz sposób prowadzenia rozgrywki (widok TPP). Dodatkowo zróżnicowane lokacje (świątynie starożytnego Rzymu, jaskinie Peru, egipskie grobowce oraz Atlantyda) w połączeniu z ciekawą fabułą zapewniały godziny świetnej zabawy. W dwa lata po premierze pierwszej części ukazał się darmowy dodatek „Tomb Raider: Unfinished Buisness", który poszerzał wątki znane z wersji podstawowej.

            Niecały rok przed ukazaniem się dodatku do pierwszego Tomb Raidera, gracze dostają możliwość zagrania w drugą część przygód Lary. „Tomb Raider II: The Dagger of Xian" (1997), bo taki tytuł nosi najnowsza odsłona, oferuje nam przede wszystkim lepszą grafikę oraz możliwość sterowania pojazdami. Niedługo potem ukazuje się kolejny darmowy dodatek, o podtytule „Golden Mask", wprowadzający w sumie pięć nowych poziomów, z czego jeden bonusowy. Według niektórych, właśnie od tego momentu serię zaczyna prześladować fatum - potem ma być już tylko gorzej.

            Trzeci Tomb Raider ujrzał światło dzienne w 1998 roku i nosił tytuł „Adventures of Lara". Jedyną zauważalną innowacją jest możliwość własnoręcznego wyboru kolejności poszczególnych misji. W serię zaczynają grać już tylko najwięksi fani. Tak samo jak w przypadku dwóch poprzednich części, ukazuje się dodatek (The Lost Artifact). Ma to miejsce w roku 2000 i przeciwieństwie do poprzedników, jest on płatny. Składa się z sześciu dodatkowych poziomów i oprócz specjalnych sekretów nie wprowadza niczego nowego.

            I znowu mamy do czynienia z zawirowaniem czasowym, gdyż czwarta część serii ukazuje się w... 1999 roku. Nosi tytuł  „The Last Revelation". Oferuje, oprócz znacznie poprawionej grafiki, rozległe poziomy oraz powraca do mechanizmów rozgrywki znanych z pierwszej części. Fani mają nadzieję na odmianę losu Lary... ale do czasu. Okazuje się bowiem, iż w czwartej części pani archeolog rzekomo ginie.

            Wszyscy pogrążają się w żałobie do grudnia 2000 roku, kiedy to dostajemy możliwość poznania pewnych faktów z życia Lary Croft. Piąta część (Tomb Raider V: Chronicles) nie zaskoczyła nikogo. Grafika pozostała prawie nie zmieniona od czasów czwartej części, rozgrywka była nadal taka sama a opowiedziana historia (wspomnienia znajomych o Larze) w żaden sposób nie wciągała graczy. Wydawało się, że to już koniec, ale Core Design miało inne plany.

            Rok 2003 na zawsze wrył się w pamięć fanom serii. Jest to data powstania szóstej części cyklu. Tomb Raider VI: The Angel of Darkness był owym przysłowiowym gwoździem do trumny. Jak się okazało, Lara nie zginęła, lecz wydarzenia z czwartej części pozbawiły ją częściowo pamięci. Resztę historii możecie sobie sami dopisać, gdyż wszystko co wymyślicie i tak będzie lepsze od tego, co zaserwowali nam twórcy gry. Szósta część oprócz nieciekawej fabuły napchana była różnego rodzaju błędami, które nie raz uniemożliwiały dalszą rozgrywkę. To był już koniec końców. Wiadome było, że seria umarła. Ale...

 

...LECZ KONIEC WYŚMIENITY

 

            Okazuje się, że nie wszystko stracone. Eidos postanawia coś zrobić w tej sprawie. Zatrudnia ekipę z Crystal Dynamics. Panowie czynią cuda i już na początku 2006 roku trafia w nasze ręce siódma i zarazem najlepsza (wg mnie) część cyklu. Wprowadzono tyle nowości, że na każdym kroku jesteśmy zaskakiwani zupełnie czymś innym.

            Po pierwsze zmienił się wygląd głównej bohaterki. Zrobiła się ona bardziej kobieca i zaokrąglona w pewnych miejscach. Na szczęście nie zrezygnowano z przesadnie dużego biustu - co jak co, ale jest to w pewien sposób znak rozpoznawczy serii. W dodatku Lara dostała nowy wachlarz ruchów, przez co bardziej teraz przypomina Księcia Persji (chociaż od ściany odbić się nie potrafi, czego osobiście bardzo żałuję). Wszelkie elementy zręcznościowe są teraz czystą przyjemnością, a nie niekończącą się mordęgą. Silnik, który zastosowano w grze, ma bardzo duże możliwości. Strona graficzna prezentuje się naprawdę wyśmienicie (przy najnowszych kartach dostępny jest tryb Next Generation, który oferuje niesamowitą wręcz grafikę). Widoki potrafią zachwycić i nie mówię tu tylko o naszej pani archeolog. Mało tego, zaimplementowano silnik fizyczny. Co prawda jest on widocznie wykorzystywany w zaledwie kilku miejscach, ale i tak robi wrażenie (wreszcie przesuwanie skrzyń nie jest tak łatwe, jak choćby w Soul Reaver'ze). Zmianie uległ także ekwipunek jakim dysponujemy. Oprócz starych, sprawdzonych pistoletów (z nieskończoną amunicją), będziemy mogli nieść ze sobą dodatkowo jedną broń (karabiny, strzelby, granatniki), kilka granatów, trzy apteczki, latarkę, lornetkę ze specjalnym trybem do wykrywania mechanizmów oraz przedmiotów, które można poruszyć oraz magnetyczną linkę(niezawodna przy pokonywaniu przepaści).

            Sama historia przedstawiona w najnowszej części Tomb Raidera prezentuje się bardzo ciekawie. Naszym głównym zadaniem będzie odkrycie powodu zaginięcia matki Lary (powiem tylko tyle, że zakończenie gry zdradza niejako dalszą treść kolejnej części). W czasie naszej podróży po różnych zakątkach świata odwiedzimy takie miejsca jak Peru, Kazachstan, Boliwia, Japonia czy Ghana. Będziemy mieli także do czynienia z retrospekcjami oraz interaktywnymi filmikami. Pod względem akcji, jest to jedna z najlepszych gier tego roku.

            Cały czas chwalę Tomb Raidera i wydawałoby się, że nie ma on żadnych wad. Niestety aż tak różowo nie jest, chociaż nie są to poważne błędy. Występuje tutaj dość dobrze znany problem z przenikaniem postaci przez tekstury (standardowa bolączka wszystkich części), oraz blokowaniem się w pewnych miejscach. Małe jest także zróżnicowanie ruchów podczas walki, a przeciwnicy nie stanowią żadnego wyzwania (z wyjątkiem bossów, na których jak zwykle trzeba znaleźć odpowiedni sposób). Nie każdemu przypadnie też do gustu autocelowanie - niestety, Tomb Raider: Legend jest tytułem głownie konsolowym, więc pewnych rzeczy uniknąć się nie dało.

            Mimo wszystko, jest to chyba najlepsza część serii. Każdy fan i tak w nią zagra, a reszta? Śmiało, spróbujcie - na pewno się nie zawiedziecie.

 

Moja ocena Tomb Raider: Legend: 8+/10

 

Galeria ze screenami (Tomb Raider: Legend)


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...