Recenzja książki "Głową w mur" Rafała W. Orkana

Autor: Krzysztof "Krzyś-Miś" Księski Redaktor: Elanor

Dodane: 03-05-2009 18:47 ()


 

O książce „Głową w mur” Rafała Orkana usłyszałem po raz pierwszy od Roberta Łakuty z Fabryki Słów. Przedstawiał on tę powieść w sposób bardzo entuzjastyczny, nie szczędząc jej komplementów. Zachęcony niezmiernie, nie byłem w stanie doczekać się premiery. Wreszcie nadszedł dzień, kiedy książka pojawiła się na księgarskich półkach, mogłem więc zasiąść do lektury. I nie zawiodłem się. 

Dzieło od pierwszych stron wciągnęło mnie niezmiernie. Jak natchniony pochłaniałem strona za stroną, przekonując się coraz bardziej, że mam do czynienia z lekturą nietuzinkową, jeśli nie najlepszym, to na pewno jednym z najlepszych debiutów w polskiej fantastyce ostatnich lat. Od samego początku na czoło wysuwa się niezwykle oryginalne i bardzo interesujące uniwersum, w którym dzieje się akcja powieści. 

Świat przedstawiony to gargantuiczne miasto Vakkerby. Przerażająco przeogromne, przytłaczające swą wielkością, złożonością, brudem i fetorem – przekleństwo i przeznaczenie każdej istoty myślącej. Mieszkają w nim ludzie wszystkich stanów – od niedostępnych arystokratów żyjących gdzieś w chmurach, poprzez mieszkających nieco niżej złotorękich, będących odpowiednikiem średniowiecznego patrycjatu, po zwykłych najemników pracy przeróżnej, legalnej i nie, aż do nizin społecznych – mutantów i okaleczonych, zajmujących najgorsze lub podziemne dzielnice biedy i nędzy. Mury miejskie zdehumanizowanego potwora mieszczą w sobie dzielnice kłującego w oczy przepychu, ciągnące się kilometrami fabryki i magazyny oraz oczywiście osiedla marginesu, gdzie nie zaglądają żadne patrole legalnej władzy, a jedynym prawem jest prawo pięści. Feudalna struktura społeczna o bardzo sztywnym charakterze i kolosalne różnice majątkowe to jednak jeszcze nie wszystko. Całe miasto zasilane jest mroczną i potężną magią brudu i pary. Poprzecinane jest kolejkami powietrznymi, zasnute tłustym dymem z fabryk, a najtańszym środkiem transportu są wydrążone odwłoki gigantycznych żuków, które przenoszą pasażerów z miejsca na miejsce za pomocą potężnej magii.

Właśnie ta ostatnia napędza i umożliwia potworne, ale skuteczne funkcjonowanie Vakkerby. Wydaje się bowiem, że wszelkie wynalazki, których świadkami jest czytelnik, są napędzane właśnie tą mroczną magią. Nie jest to jednak to, co znamy z klasycznych fantasy, nie ma tu kul ognia czy iluzji. Ta magia jest brudna, mroczna, odhumanizowana, bo czyniona na przekór naszym normom moralnym, zanieczyszczająca powietrze i ziemię odpadami, którymi karmią się najubożsi. Magiczne twory, które nierzadko przemieszczają się po ulicach i rynsztokach miasta, są nią napędzane, choć ich samoświadomość przypomina niekiedy sztuczną inteligencję, a nie maszynę czy golema ożywionych czarami. Ta magia powiązana jest z maszynami, fabrykami, odpadami i ściekami. 

Ten okrutny świat przypomina swą konstrukcją i estetyką „Dworzec Perdido” Chiny Mieville'a, ale jest wielokrotnie bardziej brudny, niemoralny, brzydki. Można by powiedzieć, że jest gorszy od jakiegokolwiek przedstawienia losu robotniczego przez któregokolwiek z twórców lub kontynuatorów socjalizmu naukowego, to najczarniejszy sen ostrego krytyka dziewiętnastowiecznego kapitalizmu. Autor postanowił ukazać świat bardzo naturalistycznie, prezentując pełnię okropieństw i zwyrodniałości, co jeszcze bardziej przemawia do wyobraźni czytelnika. Wrażenie potęguje fakt, iż bohaterowie wywodzą się z nizin społecznych, a ich życie ukazane jest jako jedno wielkie pasmo rutyny i walki o przetrwanie. Każdego z nich poznajemy w momencie, kiedy prowadzone przez niego życie, do którego zdążył się już przyzwyczaić, płata mu figla, zmuszając do zmiany przyczajeń i walki, by przeżyć. Natrafiają na splot zdarzeń, jaki zmieni ich raz na zawsze i zmusi do ruszenia w drogę, której celu nie widać. Orkan przy tym nie przejmuje się swoimi bohaterami, rzucając ich w sytuacje niemal bez wyjścia, z których nie każdy wyjdzie cało. Ukazani na początku swej drogi, jak się łatwo domyśleć, w pewnym momencie fabuły się spotkają. Każdy z nich charakteryzuje się cechami, niespotykanymi u nikogo poza nim, które zadecydują o ich wyjątkowości. Mamy więc tu klasyczny motyw fantasy – nietuzinkowego bohatera, którego czeka długa droga, gdzie dojrzeje, pozna swe możliwości, spojrzy w głąb swej duszy, stając się osobą wpływającą na losy świata. Mimo wyraźnych, dominujących elementów steampunkowych powieść ciąży więc raczej ku poetyce fantasy. 

Niestety, całą droga, jaka prowadzi od przełomowego zdarzenia do jej końca, oznaczonego spotkaniem pozostałych bohaterów, ukazana jest tylko w przypadku jednej z postaci. Pozostałe zaznaczone są w taki sposób, że autor prezentuje wydarzenia, które zmieni ich świat, a następnie spotykamy ich dopiero w momencie wspólnego spotkania. Aż prosiło się, by została tu zaprezentowana ścieżka fabularna każdej z postaci, a tak czuje się pewien niedosyt. Dla obrony powieści należy jednak przyznać, że fabuła wciąga od pierwszych stron i trzyma w napięciu do końca. Orkan świetnie wymyślił wydarzenia, które spotykają poszczególnych bohaterów, ze stalową konsekwencją wykorzystując ich błędy oraz prawdopodobieństwo zachowania się świata przedstawionego wobec ich poczynań. Mamy więc tu sporo trudnych wyborów, dramaturgii i głupiej, bezsensownej śmierci, odzierającej z wszelkiego bohaterstwa. Jak w życiu. Czasami ma się nawet wrażenie, że autor przesadza, że mógłby nam oszczędzić śmierci niektórych czy innych tragedii, jakich jesteśmy świadkami. Jednak wydaje mi się, że wydarzenia zaprezentowane na kartach powieści mają pogłębić okrucieństwo Vakkerby, być lustrzanym odbiciem miasta – okropnej i przerażającej matki (choć tu w postaci szalonego Maszynowego Boga), która wychowuje swe dzieci na swój obraz i podobieństwo.

Książka napisana jest bardzo żywym i bogatym językiem. Czyta się ją szybko i przyjemnie, mimo okropności, z którymi się spotykamy. Mamy tu trochę stylizacji, trochę rozważań nad moralnością, ale to wszystko nie zakłóca nam odbioru, wręcz przeciwnie – wartka akcja potrzebuje chwil oddechu, a te zapewnia nam autor. W konsekwencji otrzymujemy dzieło stojące na bardzo wysokim poziomie. Wydaje mi się, że „Głową w mur” może okazać się najważniejszym debiutem ostatnich lat w polskiej fantastyce. Niesamowity świat, ciekawi bohaterowie, intrygujące wynalazki i wartka akcja czynią z niej lekturę obowiązkową. Jestem pewien, że Orkan nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i następne książki jego autorstwa będą nas utwierdzać w przekonania, że mamy do czynienia z ogromnym talentem, z którego, mam nadzieję, wyrośnie wielka postać polskiej fantastyki. Z niecierpliwością czekam na kontynuację debiutanckiej powieści, aby potwierdzić swą ocenę. Jak dla mnie to rewelacja. 

 

 

Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

 

Tytuł: "Głową w mur"

Autor: Rafał W. Orkan

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Data wydania: luty 2009

Wymiary: 125 x 195

Liczba stron: 360

Oprawa: miękka


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...