Recenzja książki "Przedksiężycowi" Anny Kańtoch

Autor: Inken Redaktor: Elanor

Dodane: 01-05-2009 20:50 ()


Oto świat składający się z wielu wersji. Większość wionie grozą przemijania. Ale jest też jedno wspaniałe, piękne oblicze. Niedoskonali mieszkańcy lądują w niszczejącej wersji. Czy można bezkrytycznie żyć w takiej rzeczywistości?

Anna Kańtoch nie kojarzyła mi się wcześniej z żadną konkretną twórczością. Jednak sięgnęłam po „Przedksiężycowych” po zapoznaniu się z umieszczonym w Internecie fragmentem. Zawierzyłam autorce i nie zawiodłam się.

Tytułowi Przedksiężycowi to istoty, które rządzą światem. Jest on raczej dość skromny, ponieważ składa się z jednego miasta, w którym liczba mieszkańców skokowo maleje. Skokowo to bardzo dobre określenie, bowiem zależnie od odkryć dokonanych przez mieszkańców Lunapolis, Przedksiężycowi decydują jak wielki Skok w przyszłość dokonają wybrani mieszkańcy miasta. Wszystko zdąża do tajemniczego Przebudzenia, a ludzie, którzy nie przetrwali Skoku, zostają w przeszłości, gdzie bardzo szybko umierają ze starości, głodu, czy w wypadku spowodowanym wzrostem entropii. Ich miasto się sypie, natomiast Lunapolis przyszłości żyje dalej.

Głównym bohaterem powieści jest Finnen, młody artysta malarz, jako że każdy mieszkaniec miasta musi być w czymś dobry, mieć jakieś zdolności. Tego wymagają od swoich podwładnych Przedksiężycowi - doskonalenia się. Tylko tacy ludzie są w stanie przetrwać Skok. Finnen jest dobrym malarzem, choć nie genialnym. Jest też całkiem dobrym poetą i aktorem. A wszystko wzięło się stąd, że jego matka postanowiła kupić synowi geny, które dadzą mu zdolności w różnych dziedzinach sztuki. Nikt nie wie, które zdolności czy geny pozwolą na wykonanie Skoku.

Finnen wybiera się więc ze swoją piękną kochanką o doskonałych genach na plac Wodny, gdzie zbierają się tłumy ludzi pewnych tego, że przetrwają i będą mogli świętować. Chłopak ma duszę na ramieniu, bo chociaż wydawało mu się, że Skok to fascynujące wydarzenie, godne obrazu, który namalował, i który uznał za całkiem dobry, to nagle boi się, że zostanie w tyle. Jednak tym razem nie zostaje. Tak samo jak pewna dziewczyna, która w przypływie romantycznych uczuć, przeświadczona o swej bliskiej śmierci, przywdziała nawet żałobną suknię. W ten sposób Finnen poznaje Kairę. Dziewczyna pochodzi z dziwnej rodziny i sama też jest dość dziwna. Obdarzając chłopaka całkowitym i naiwnym zaufaniem, wciąga go w swój świat.

Jednocześnie poznajemy też Daniela Pantalekisa, którego śmierci domaga się jego współzałogant już w pierwszym zdaniu powieści. Podróżują oni w kilka osób w statku kosmicznym i nie są zadowoleni, kiedy po obudzeniu z hibernacji okazuje się, że są zupełnie gdzie indziej, niż być powinni, a to za sprawą Daniela właśnie. Sensory statku wykrywają jednak tajemniczą pustą planetę, na której - jak marzą członkowie załogi - mogą znajdować się cenne artefakty. Rzeczywiście są tam. Jednak jest to świat przeszłości Lunapolis, już bez ludzi i z rozpadającymi się budynkami, w którym entropia jest tak wielka, że zginąć można od potknięcia. Komuś jednak zależy na tym, by Daniel Pantelekis przeżył.

Gdybym miała umiejscowić gatunkowo tę powieść, użyłabym nazwy New Weird, chociaż bardziej dlatego, że trudno gdzie indziej wcisnąć „Przedksiężycowych”, a samo New Weird nie jest łatwo jednoznacznie zdefiniować. Ale nic na siłę. Anna Kańtoch stworzyła świat intrygujący, choć - jak być może dało się zauważyć - niewesoły. Stąd i lektura nie jest szybka, łatwa i przyjemna. Do czytania zachęca jednak chęć przekonania się, jak w przeszłości Lunapolis może radzić sobie człowiek z innego świata, albo dlaczego brat Kairy chciał ją już dwukrotnie zabić, a ona wciąż mu ufa. A przede wszystkim, kim są Przedksiężycowi, którzy z taką łatwością decydują o życiu lub śmierci swoich podwładnych.

Świat, w którym sztuka stoi na pierwszym miejscu jest wynaturzony. Już chociażby przez fakt, że tylko ci zdolni mogą przetrwać. Tak naprawdę nie ma tam miejsca na indywidualność, bo wszystko podporządkowane jest nie tyle sztuce, co chęci przetrwania. Artyści tworzą więc na siłę, by tylko udowodnić Przedksiężycowym, że właśnie oni mają prawo przeżyć. Sztuka ma też nadrzędną rolę względem użyteczności. Budynki wywinięte są na lewą stronę, czyli widać rury wszelkich instalacji, a dodatkowo, by tworzyły artystyczne wzory, dodawane są rury i rurki, które nie mają żadnego praktycznego zastosowania, a jedynie uzupełniają zamysł architekta. Architekta-artysty zapewne.

Cały strach mieszkańców Lunapolis wychodzi jednak przed Skokiem. Ludzie żyją chwilą, przerażeni tym, że mogą zostać i szybko umrzeć. A czy naturalne jest to, że mimo iż ludzie w przeszłości nie umierają natychmiast, bliscy uznają ich od razu za martwych? Nie wszyscy, ale znakomita większość.

Nie da się zaprzeczyć, że Anna Kańtoch napisała dobrą książkę. Niestety jest to tom pierwszy. Przyjdzie poczekać pewnie na następną część. Powieść spokojnie polecam osobom, które szukają czegoś niesztampowego. Przy czym nie odpowiadam za to, jak akcja rozwinie się dalej. Na razie można mieć nadzieję, że Anna Kańtoch stworzyła wyjątkową historię.

 

Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

 

Tytuł: "Przedksiężycowi"

Autor: Anna Kańtoch

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Wymiary: 125 x 195

Liczba stron: 432

Oprawa: miękka


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...