„Za garść posoki” - recenzja

Autor: Dariusz Cybulski Redaktor: Motyl

Dodane: 18-04-2009 12:15 ()


Czytając „Za garść posoki”, nie musicie być fanami spaghetti westernów, czy też mojego ulubieńca Jamesa Coburna. Możecie być fanami Dody lub Jenny Jameson, bo główna bohaterka ma cechy jednej z wymienionych pań – inteligencję i duże „D”. Jedynie, co jest niezbędne do przeczytania tego dzieła, to podejście: zafundujcie sobie odrobinę czystej rozrywki, a wtedy będziecie się bawić przy tym komiksie jak mało kto.

Czas zatem „zapodać małe co nieco” o… scenariuszu, rysunku i bohaterce. Seksowny – zagubiony przybysz trafia do wyludnionego miasta, opanowanego przez dwie konkurujące „bandy nieumarłych”. Znajduje tu jedynego żywego, barmana-kolaboranta, a wyścig pt.: "kogo tu zabić" przyprawi Cię o dreszcze. Czyli trwa akcja pozbyć się umarlaka, niech nie fika i nie bryka...

Akcja napędza się sama od strzelaniny do… strzelaniny. Kevin Eastman („człowiek orkiestra”, obecnie redaktor „Heavy Metal”) wykorzystał znane spaghetti-westernowe chwyty, dołożył sprawdzone wątki z s-f, horrorów i doprawił to czymś, co sprzedaje się zawsze - golizną.

Natomiast Simon Bisley uwielbia rysować wyraziste kobiety na tle scen przemocy. Nie ma komiksu, w którym by nie lała się hektolitrami posoka i wylatywałyby flaki i inne hardkorowe przysmaki. Czarno biały, szkicowany ołówkowy rysunek ma dla mnie wielką wartość i właśnie taki występuje w tym dziele. Przyznam jednak, że wygląda to tak, jakby brakowało tu utrwalenia - przejechania jeszcze tuszem, by nasycić te „bezeceństwa”, jakie wyczynia bohaterka. Można też zauważyć, że postać głównej bohaterki jest wyróżniona pod każdym względzie, szczególnie w biuście. Ten „walor” wylewa się z każdego kadru.   

Wydawnictwo Hella Komiks postarała się o twardą oprawa, kredowy papier i przyzwoitą cenę. Klimatycznie dobrana czcionka do dymków oraz zręcznie (nie drętwo) zrobione tłumaczenie. To atuty tego wydania.  

Wady, czyli pulpa - album nie każdemu się spodoba, to pewne. To komiks, który nie jest czytadłem z wielkim przesłaniem, to utwór lekki, dla prostych ludzi, ciężko pracujących w fabrycznych biurach, intelektualnie zmęczonych burżujów, czekających na wiosnę, mających już dość zimy. Po prostu masz wybór czytelniku! Kontynuując jednak wątek wad – pulpy, to są to fonty do rożnego typu „pif pafuf”, „blam blam” (np.: str.74) i innych dźwiękonaśladowczych wyrazów (i w mordę jeża), wydanie oryginalne ma tak samo spartaczone napisy. Nic dodać, nic ująć. Już tak to zostanie na stałe. 

Podsumowując, „Za garść posoki” to komiks, który jest takim miksem – pastiszem, karykaturą, połączeniem westernu, horroru, science fiction i pornola. Przeczytasz, postawisz w biblioteczce i zapomnisz, lecz gdy będziesz chciał pokazać fenomenalne rysunki Simona Bisleya, to chwycisz po niego od razu. (Najlepsze jest to, że „Doktorze Clooney, ta hybryda żyje" i ma się dobrze, a nawet po przeczytaniu nie ma się dziwnych odruchów, nerwowych tików, czy też innych gastrycznych reakcji).

Historyjka wykorzystana już w wielu dziełach, opowiedziana tysiąc razy, nie straciła nic na swojej powtarzalności. Dlatego też szczerze polecam zakup „Za garść posoki”. Mam nadzieję, że Hella Komiks zafunduje nam już niedługo kolejne dzieło tego duetu - „F.A.K.K. 2”.

 

Tytuł: „Za garść posoki”

  • Scenariusz: Kevin Eastman
  • Rysunek: Simon Bisley
  • Wydawca: Hella Komiks
  • Data wydania: 12.2008 r. 
  • Liczba stron: 96
  • Format: 230x305 mm
  • Oprawa: miękka
  • Druk: cz.-b.
  • Cena: 32 zł

Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...