„Miasto ślepców” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Kiriana

Dodane: 16-04-2009 10:01 ()


Fernando Meirellesa cenię za jego poprzednie, znakomite obrazy – „Miasto Boga” i „Wiernego ogrodnika”. Zwłaszcza ten drugi obraz na długo zapadł mi w pamięci. Na jego najnowsze dzieło – „Miasto ślepców” czekałem z wielką niecierpliwością, a ową podsycała tematyka oraz książka, na podstawie której została oparta fabuła filmu. Meirelles zaskoczył mnie tylko jednym – brakiem atutów, którymi dysponował do tej pory.

Powieść Saramango posiada ogromny potencjał, tylko w niewielkim stopniu wykorzystany w obrazie. Akcja filmu rozgrywa się w nieznanym mieście, kontynencie, czasie – antyutopia. Obserwujemy, jak społeczność metropolii krok po kroku dotyka nieznana plaga – epidemia ślepoty. Początkowo wydaje się, że są to pojedyncze przypadki, jednak szybko okazuje się, iż zaraza zatacza coraz szersze kręgi. Ludzkość jest bezbronna – niczym ślepiec poszukujący po omacku drogi do wyjścia.

Mereilles płynnie portretuje nadchodzącą apokalipsę – coraz więcej ludzi dotyka tajemnicza choroba, przestają funkcjonować podstawowe jednostki, powoli zamiera ruch na ulicach, które w końcu pustoszeją. Władze nie widząc innej możliwości, starają się izolować zainfekowanych od zdrowych, umieszczając ich w zamkniętym szpitalu na kształt przypominającym getto albo więzienie. Na każdym z oddziałów zaczynają się tworzyć mikrospołeczności osadzonych. Wśród nich panuje chaos, dla nich jest to niecodzienna sytuacja i starają się do niej przystosować. Reżyser nie oszczędza nam widoków ekskrementów i fekaliów sugerując, że epidemia ślepoty prowadzi ewidentnie do regresu cywilizacyjnego. Z czasem wśród ślepców dochodzi do walki o władzę i pożywienie. Samozwańczy król trzeciego oddziału poprzez anarchię wprowadza własne prawa. Moralność umarła wraz ze wzrokiem – ślepcy wyzbyli się jakichkolwiek zasad, jak ludzie pierwotni rozpoczynają walka o ogień, którym w tym przypadku są niezbędne do przeżycia środki.

Jedyną osobą, wybrańcem, który nie zapadł na nieznaną chorobę, jest żona okulisty, która z własnego wyboru postanowiła nie opuszczać męża. To ona bierze na siebie ciężar opieki nad niewidomymi. W pewnym momencie kobieta zostaje ukazana u kresu swoich sił zarówno fizycznych, jak i psychicznych cała sytuacja wydaje się ją przerastać, a ona sama przeklina dzień, w którym również nie straciła wzroku.

Niewątpliwie silną stroną produkcji są zdjęcia, sugestywne starające się jak najlepiej przybliżyć nam świat niewidomych oraz obraz postrzegany oczami jedynej widzącej bohaterki. Przez sporą część czasu wszystko otrzymujemy rozjaśnione tła i rozmazany obraz, aby jak najbardziej uprawdopodobnić świat ślepców. Eksperyment twórczy dla jednych może być trafnym zabiegiem, dla innych jaskrawe światła mogą utrudniać oglądanie filmu.

Niewidomi tworzą własną społeczność, jednakże cała sytuacja w szpitalu wydaje się niewiarygodna za sprawą żony lekarza. To ona dzierży w dłoni dużo potężniejszą bron niż rewolwer jednego z niewidomych. Posiada dar widzenia, który w jej sytuacji wiele upraszcza i wyjaśnia. Wprawdzie korzysta z tej możliwości, co twórcy pokazują pod koniec obrazu, ale mogłaby ukrócić cierpienie i upodlenie ludzkie już na samym początku. Czemu tego nie robi? Zabrakłoby podstaw do nakręcenia filmu. W zamian tego dostajemy studium ludzkiej bezmyślności, głupoty, zabawy w silniejszego prowadzącej do degrengolady społecznych zachowań. Z biegiem filmu ukazywanie coraz to bardziej mrocznej i nieludzkiej duszy osadzonych staje się po prostu nudne i jest pretekstem do przedstawienia kolejnych wynaturzeń i wyuzdania. W jednej z kluczowych scen w filmie, kobiety z oddziału idą w ramach zapłaty za jedzenie do rządzącej braci. Scenarzysta stara się nas przekonać, że ludzie znajdujący się w trudnej sytuacji są w stanie wyzbyć się własnej godności bez walki, jakichkolwiek buntów, głosów sprzeciwu. Z marszu skazuje wszystkich na potępienie. Z założenia neguje argument, iż wśród ślepców nikt nie ma przewagi, wszyscy są równi wobec swojego upośledzenia.

Mimo tych wszystkich przykładów twórcom nie udało się nadać bohaterom silnych osobowości, a mieli do dyspozycji całe grono solidnych aktorów. Na pierwszy plan wybija się Julianne Moore, ale to za sprawą znaczącej roli w obrazie. Natomiast Mark Ruffalo, Danny Glover czy Alicia Braga pozostają bezbarwni. Na uwagę zasługuje postać kreowana przez Garcię Geal Bernala, który z szarego człowieczka przemienia się w żadnego władzy dyktatora, pokazując, jak tłumione emocje potrafią zmienić człowieka w obliczu zagłady.

Studium zachowań ludzi odizolowanych od reszty społeczeństwa jeszcze można w ciemno przyjąć, jednakże zakończenie pozbawia sensu cały film. Co było przyczyną ślepoty, co ją wywołało? Gniew boży, niszczycielska działalność człowieka, przypadek, matka natura postanowiła spłatać nam figla? Czy była to tylko lekcja, która miała pokazać, co może czekać ludzkość w obliczu podobnej apokalipsy. Ludzie poświęcali się na darmo w imię niczego. Głównym narzędziem twórców do zobrazowania całej sytuacji wydaje się jedynie mroczne i wyuzdane zakamarki ludzkiej świadomości.

„Miasto ślepców” rozczarowuje, same ambicje nie wystarczyły do przeniesienia na ekran wyjątkowego dzieła Saramango. Może dlatego, że oczekiwania z ekranizacją powieści noblisty, jak również nazwisko reżysera pozwalało uwierzyć, że powstanie kolejne wspaniałe arcydzieło. Tymczasem otrzymaliśmy dramat kobiety, która nie pozostała obojętna na los ślepców, a to ona przecież miała największą przewagę, Ten element twórcom zwyczajnie umknął. Pozostali ślepi na wołanie książki Saramango.

 5/10

Tytuł: Miasto ślepców

Reżyser: Fernando Meirelles

Scenariusz: Don McKellar

Obsada:

  • Julianne Moore
  • Mark Ruffalo 
  • Danny Glover
  • Gael García Bernal

Muzyka: Marco - Antônio Guimarães

Montaż: Daniel Rezende

Zdjęcia: César Charlone

Kostiumy: Renée April

Czas trwania: 120 minut


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...