Mirror's Edge - recenzja
Dodane: 06-03-2009 10:15 ()
Korekta: Motyl
Sprawa z ambitnymi produkcjami wygląda jak loteria - albo się uda, albo nie. Obecnie przeciętny gracz jest zasypywany tonami podobnych produkcji, które rzadko kiedy prezentują jakieś nowatorskie czy odkrywcze pomysły tudzież rozwiązania. Dlatego też miło jest od czasu do czasu pograć w coś, co wymyka się wszelkim schematom. Taką grą na pewno jest „Mirror's Edge" studia Electronic Arts Digital Illusions Creative Entertainment (w skrócie DICE) - znane przede wszystkim ze świetnej serii shooterów „Battlefield".
Zamieszać w kociołku
Zobaczmy, co takiego mamy w tej grze: silnik graficzny Unreal Engine 3 ze specjalną modyfikacją dotyczącą oświetlenia, ciekawą tematykę (Le parkour), kontrowersyjne przedstawienie akcji (perspektywa pierwszej osoby w typowo zręcznościowej grze), a także Rhiannę Pratchett jako głównego scenarzystę (zgadza się - córkę słynnego Pratchetta, tego od „Świata Dysku"). Jak widać, mieszanka iście niezwykła, ale pozostaje pytanie - jak to sprawdza się w praktyce? Cóż, zdania są bardzo podzielone. Duża ilość osób odbiła się od tego tytułu już po pierwszych kilkunastu minutach, ale tyle samo jednak odnalazło się w tej produkcji. „Mirror's Edge" to jedna z tych gier, które ciężko jest ocenić.
Ogólnie cała produkcja opiera się na bieganiu po dachach budynków (aczkolwiek nie zawsze), wykonując przy tym karkołomne ewolucje oraz iście zabójcze skoki. Wszystko po to, aby uciec goniącej nas policji lub doścignąć nasz cel. Samo bieganie, wspinanie się i skakanie sprawia dużo radości, a umieszczenie wszystkich tych elementów w perspektywie pierwszej osoby pozwala się wczuć w rolę bohaterki. Duża zasługa jest tutaj od strony dźwiękowców - szybszy oddech, głośniejsze bicie serca odgrywają naprawdę bardzo sugestywną rolę. Człowiek ma wrażenie jakby to nie Faith (główna bohaterka), lecz on sam uciekał.
Oprócz dość szerokiego wachlarza sztuczek związanych z ucieczką, Faith dysponuje również arsenałem ciosów i kopnięć. Oczywiście broń palna w grze występuje, ale odgrywa ona znikomą rolę. Po pierwsze, dlatego, że najpierw trzeba przeciwnika rozbroić (co nie zawsze jest dobrym pomysłem, szczególnie gdy wokoło latają kule), a po drugie ma ona ograniczoną ilość amunicji. Ponadto Faith porusza się wtedy wolniej i nie może korzystać ze swoich ruchów. „Mirror's Edge" to jedna z tych gier, w których lepiej jest zwiać zawczasu niż wdawać się w niepotrzebną strzelaninę. Takie rozwiązanie podkreśla jeszcze bardziej uczucie „zaszczucia" i podnosi poziom adrenaliny we krwi, w bardziej stresowych sytuacjach.
Jeżeli komuś się wydaje, że całe te sprinterskie sztuczki (szczególnie w pierwszoosobowej perspektywie) nie są dla niego, niech lepiej jednak najpierw spróbuje jak to wygląda. W grze występuje coś, co nazywa się „Wzrokiem Runnera", a działa na tej zasadzie, że podświetla na czerwono wszelkie miejsca, po których można się wspiąć, skoczyć czy otworzyć (jeśli są to np. drzwi). Toteż prawie zawsze wiadomo, gdzie trzeba biec. Jeśli mimo tego ktoś się zgubi, pozostaje jeszcze specjalny klawisz, który wyśrodkuje obraz na miejscu, w które mamy się dostać. Niestety nie zawsze to działa i zdarzają się momenty, w których za bardzo nie wiadomo, co trzeba zrobić. Nie byłby to problem gdyby nie tłumy policji, która ma w zwyczaju najpierw strzelać, a potem zabierać do kostnicy. Rzecz jasna, wypadki chodzą po ludziach i nie raz się zdarzy, że albo dostaniemy kulkę w plecy albo źle wykonamy skok i skończymy jako czerwona plama na chodniku. Na szczęście checkpointy są dość gęsto rozmieszczone (w grze nie ma opcji quicksave), więc niepowodzenia specjalnej irytacji nie wywołują.
Run Faith, ruuuun...
Niestety, „Mirror's Edge" nie jest pozbawiony wad - i to zarówno tych bardziej technicznych, jak i związanych z samym pomysłem. Nie da się ukryć, że gra jest bardzo liniowa. Zwykle mamy jedną słuszną drogę, która prowadzi do celu. Na domiar złego biegamy po lokacjach bardzo podobnych do siebie, co po pewnym czasie powoduje znużenie. Zawód powoduje również fabuła, która przedstawia się dość płytko, a jej zakończenie zawodzi (chociaż należy pamiętać, że w założeniach miała to być trylogia). Cóż, córce słynnego pisarza chyba jednak jeszcze trochę brakuje kunsztu - wszak samo nazwisko to niewiele.
Nie da się zaprzeczyć, że ME wygląda cudownie - wszystko jest bardzo kolorowe i skąpane w blasku słońca (tak pięknego nieba już dawno nie widziałem). Widać, że twórcy się postarali. Szkoda tylko, że gra potrafi sprawić nieliche kłopoty na niektórych komputerach. Dopiero patch jest w stanie je rozwiązać. Gra obsługuje technologię PhysX, wprowadzoną w kartach Nvidii Jednak, jeśli nie posiada się mocnego sprzętu, nie warto z niej korzystać. „Mirror's Edge" potrafi zwolnić do takiej szybkości, że granie staje się w ogóle niemożliwe - co jest o tyle dziwne, że sam program jest bardzo dobrze zoptymalizowany i nawet na słabszych komputerach chodzi bez problemu.
Polska wersja przygód Faith została w pełni zlokalizowana (oprócz napisów w samej grze). Nie byłoby to niczym złym, gdyby nie fakt, że na różnych komputerach dialogi mają różną głośność. Musiałem specjalnie włączać napisy, aby dowiedzieć się, co mówią postacie. Dialogi były tak ciche w porównaniu z dźwiękami otoczenia, że nie byłem w stanie nic zrozumieć (co gorsza, w przerywnikach filmowych głos się urywał). Nawet bawienie się suwakami głośności w opcjach nic nie pomogło. Najciekawsze jest to, że angielska wersja nie ma takich problemów - cóż, EA już nie raz udowodnił, że jest naprawdę dziwną firmą.
The End
Mimo pewnych niedociągnięć i błędów, „Mirror's Edge" jest dość ciekawą pozycją. Nie mogę jej szczerze polecić wszystkim, gdyż jest to tytuł zbyt nowatorski, aby mógł przekonać do siebie każdego. Jeżeli będziecie mieli okazję w niego zagrać, to spróbujcie - a nuż się wam spodoba.
Moja ocena: 8/10
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...