Recenzja powieści „Aegipt. Samotnie” Johna Crowleya

Autor: Paweł „Falsafa” Kowaluk Redaktor: druzila

Dodane: 10-03-2009 10:58 ()


  Po pierwsze, książka jest częścią misternie skonstruowanego cyklu. Po drugie, dotyka dość skomplikowanej materii, zwanej powszechnie epistemologią. Po trzecie, odwołuje się do tradycji literackich wieków minionych. Po czwarte, nie ma tu „akcji", jest „medytacja". Jeżeli kogoś przestało interesować, nie musi czytać dalej. Ja natomiast nie przestanę pisać.

Primo: Integritate

Cykl składa się z czterech części, z których „Samotnie" stanowi pierwszą. Pozostałe to „Love&Sleep", Daemonomania" i jeszcze jedna, ale tej już czytelnikowi nie podam. Niech sprawdzi sam. Każda książek składa się z trzech części, stanowiących w sumie 12 - liczbę apostołów, ale także liczbę domów astrologicznych. Nazwa każdej z części sugeruje raczej astrologię, jednak jednocześnie w każdej z nich napotkamy aluzję do jednego z uczniów Jezusa. Na przykład w pierwszej poznajemy Rosie Mucho, która pochodzi z bogatej rodziny i właśnie rozchodzi się z mężem. Poza tym ma córkę o imieniu Sam. Fakty z jej życia przypominają historię żony Jakuba apostoła, która została porzucona w momencie powołania jej małżonka przez Chrystusa. Napotkała wkrótce bandytów, którzy uprowadzili jej syna, Samuela. Na imię miała Zuzanna, po hebrajsku Szoszana, co się tłumaczy lilia, albo róża. Poza tym, jak czytelnik zapewne wie, Jakub zwany był Większym.

Jeżeli obejmiemy naszym czytelniczym wzrokiem całość powieści, daje ona niemałą przyjemność estetyczną. Ma się wrażenie, że zaplanowano ją z dokładnością co do jednego zdania, że wszystko jest na swoim miejscu w tej wielkiej układance.

Splatają się tu nie tylko znaki i symbole, ale też przeszłość i przyszłość. Pierce Moffett, Giordano Bruno, John Dee i Edward Kelley stają się sąsiadami w sensie duchowym. Rozrzuceni po mapie wieków, pielgrzymują do krańców duszy, do krawędzi poznania, i dalej. Tam, gdzie rezyduje Bóg.

Secundo: Gnosis

Książka dotyka zagadnienia ludzkiej wiedzy. Mówi o tym, że istnieje wiele możliwych historii świata, ale jednocześnie każda z nich jest tylko opowieścią. Czasami zaskoczy nas, jak wiele zdaje się mówić, jak wielkiej wagi nabiera i jak istotna jest nasza przeszłość, dopóki nie zdamy sobie sprawy z faktu, że tak naprawdę cała jej gravitas leży gdzie indziej. Leży w tym, że historię napisaliśmy sami, żeby taka właśnie była. Ważna. Dłoń ludzka nie odkrywa młotka, który przypadkiem idealnie do niej pasuje. Dłoń ludzka ten młotek wykonała. Na swój obraz i swoje podobieństwo, można rzec.

To właśnie odkrywa Pierce i tym chciałby się podzielić ze światem, jeśli tylko ktoś go zechce posłuchać. Jednak w międzyczasie zagubi się w świecie żądzy, uzależnienia i miłości. Zagubi się w swojej własnej pysze, lenistwie i zachłyście. Tak, zachłyście, a jeżeli czytelnik uważa, że nie ma takiego słowa w polskim słowniku, to niech wie, że właśnie je dodałem dla własnych potrzeb. Co ono oznacza? Książka to czytelnikowi wytłumaczy.

Tertio: Pagatne

Tradycja i aluzja. Powieść „Samotnie" nawiązuje do poezji Luisa de Gongory, ale jednocześnie do prozy beatników. Można tu znaleźć rzeczy, które przeczytamy na Wikipedii, oraz takie, które powinniśmy wiedzieć, jeśli uważaliśmy na historii i katechezie (kto nie chodził na etykę). Czytając „Samotnie" możemy prześledzić każde nawiązanie do jego źródła, a potem powiedzieć na salonie, że czytaliśmy Crowleya, a nasi znajomi w czarnych golfach i beretach pokiwają głową za zrozumieniem. Oto staliśmy się częścią ich klubu intelektualistów.

Nie wyśmiewam tu nikogo, po prostu „Samotnie" to rozrywka specyficzna. Przyjemność z czytania ma źródło w zachwycie misternością, jak również w możliwości prześledzenia ścieżki, którą podążał umysł autora w akcie tworzenia. Umysł, dodajmy, wyćwiczony i obeznany. Umysł człowieka kulturalnego na wskroś. Na wskroś!

Z drugiej strony można by powiedzieć, że podobnie jest na przykład z oglądaniem „Simpsonów" - trzeba znać amerykańską popkulturę, żeby zrozumieć każdy żart.

Quatro: Meditatio

Doszliśmy do ostatniego szczebla w naszej Drabinie Jakubowej. Już prawie jesteśmy gotowi eksplorować rozległy świat powieści Johna Crowleya, musimy tylko wiedzieć jedną jeszcze rzecz: Nie jest ważne, co się dzieje. Istotne jest, co myśli bohater i co my myślimy czytając.

Przechodząc od akapitu do akapitu i chłonąc barokowość tego dzieła, miałem wrażenie, że jestem jakimś geniuszem, skoro rozumiem, co autor chce mi powiedzieć. Dodatkowo, większość jego odkryć zdawała się pokrywać z moimi przemyśleniami na ten temat. Dopiero odkładając książkę na półkę zdałem sobie sprawę dlaczego tak jest.

To ja tę książkę napisałem. Czytając ją dałem się prowadzić od komnaty do komnaty, widząc na ścianie freski przestawiające Hermesa, lub cokolwiek innego, co autor rzekomo chciał mi pokazać, wierząc, że znałem to już wcześniej. (Zdanie umyślnie dwuznaczne.) Ale prawda jest taka, że czytając stworzyłem tę książkę na mój obraz i moje podobieństwo.

Chyba Borges powiedział, że najlepszy sposób na czytelnika, to podsunąć mu pomysł i sprawić, że uwierzy, iż sam na niego wpadł. To właśnie zrobił Crowley - podał mi kilka pomysłów, a ja miałem wrażenie, że dzięki jego prozie udałem się w mistyczną podróż odkrywając samego siebie.

To nie moja dłoń pasuje do młotka, ale młotek do dłoni. Bo jestem człowiekiem. Tak jak Crowley. A prawda jest jedna dla nas, ludzi. I Crowley. Ją. Zna(ł).

Finis

korekta: Elanor

 

Tytuł: Samotnie 

Autor: Crowley John

Tłumaczenie:Konrad Walewski

Wydawnictwo:Solaris

Cykle:Aegypt

Cykle numer:1

Data wydania:2008-10-29

Forma:Powieść

Gatunek:Science fiction

ISBN:83-89951-00-2

Liczba stron:460

 

Dziękujemy Wydawnictwu Solaris za udostępnienie książki do recenzji.

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...