Relacja z 4. edycji Ecchiconu

Autor: Magdalena Kącka Redaktor: Wesoła Magda

Dodane: 02-03-2009 21:06 ()


Ecchicon to konwent o dużej renomie znany nie tylko z erotycznej konwencji. Organizatorzy kazali sobie czekać na czwartą odsłonę konwentu 14 miesięcy, jednak było warto.

Impreza odbyła się w gimnazjum nr 20 przy ulicy Raszyńskiej w Warszawie. Jest to samo centrum miasta. Zadowoleni mogli się poczuć zarówno miejscowi, jak i przyjezdni – na stronie bardzo dobrze wytłumaczone było, jak dojechać. Gorzej było z wejściem. Pierwsze, co zobaczyłam (nie widząc jeszcze budynku szkoły, który był za zakrętem), to gigantyczna kolejka. Jako posiadaczka vipowskiej wejściówki próbowałam się przepchać, jednak i to było bardzo utrudnione. Ludzie przy bramie byli tak mocno zbici, że trzeba się było pchać na siłę, by przejść. Przez bramę przepuszczano po kilka osób, by przy dyżurce nie panował chaos. Niestety, tego również nie uniknięto. Nieporozumieniem okazał się podział dyżurek na dwie - według alfabetu. Osoby siedzące na akredytacji często nie potrafiły odpowiedzieć na zadawane pytania i miały nikłą wiedzę na temat konwentu.

Po dopełnieniu formalności zostałam pozytywnie zaskoczona upominkami od organizatorów. Każdy uczestnik, który zarezerwował dwudniową wejściówkę, otrzymał bardzo ładną, zrobioną specjalnie na tę okazję smycz, ecchiconowy długopis, przypinkę oraz ładną plakietkę. Rangi różniły się kolorami, na każdej znajdowała się inna grafika. Jako że smyczy było w nadmiarze, w niedzielę każdy, kto nie dostał jej pierwszego dnia, mógł ją odebrać za darmo.

Informator przygotowany był w formie niewielkiej książeczki z opisem atrakcji oraz rozpiską godzinową. Do tego dołączona była duża tabela A4 ze wszystkimi atrakcjami. Trzeba przyznać, że program robił wrażenie. Oprócz bloków tematycznych (dwie panelówki i dwie konkursówki) punkty programu odbywały się w main roomie, salach - projekcyjnej, artystycznej, konsolowej, karaoke, gier japońskich oraz DDR roomie - czy na boisku. Było w czym wybierać. Często zdarzały mi się sytuacje, kiedy nie wiedziałam na co się wybrać, a nawet gdy zdarzała się lekka nuda, to i tak mogłam wybrać którąś z wielu sal, gdzie ciągle coś się działo. Wszystko to przy świetnym wyposażeniu. W salach konsolowych znajdowały się duże monitory, najnowsze konsole, zaś pomieszczenia wyposażone były w rzutniki czy inny potrzebny sprzęt. Sala gimnastyczna, przerobiona na main room, poszczycić się mogła całkiem niezłą sceną z ciekawym oświetleniem i siatkami maskującymi.

Dużym plusem była też ilość wystawców. Oprócz wydawnictw było sporo prywatnych stoisk, na których można było kupić wszystko, od komiksów, przez maskotki, po torby ekologiczne czy biustonosze z „Hello Kitty”. Niestety, wystawcy zajmowali większość korytarzy, przez co w szkole cały czas panował ścisk.

Dał się on odczuć w całym budynku. Praktycznie wszędzie porozbijane były obozy konwentowiczów, dla których zabrakło miejsca w sleepach (których i tak było 11). Zajęte były wszystkie wolne miejsca od schodów po parapety. Na szczęście nie zgłoszono sytuacji, w której rzeczywiście nie było gdzie spać. Uczestnikom zapewniono czyste toalety oraz łazienki, a także bufet z ciepłymi posiłkami. Obsługa w tym roku poprawiła się zdecydowanie w stosunku do poprzednich edycji. Często można było zobaczyć biegających helperów, którzy stale dbali o porządek. Widać to było zwłaszcza w niedzielę, gdy tłok na korytarzach nieco zmalał.

Dobrym pomysłem było wprowadzenie ograniczenia wiekowego. Wpuszczane były tylko osoby powyżej 15 roku życia, a i te, o ile nie ukończyły 18 lat, musiały posiadać zgodę rodziców. Dzięki temu na korytarzach można było zobaczyć nieco „poważniejszych” ludzi. Z całą pewnością wpłynęło to na frekwencję konwentu, jednak i bez tego na imprezę przybyło ponad 1300 uczestników.

W programie nie było wielu dziur. Tylko nieliczne punkty zostały odwołane. Większość przesunięć w programie miała miejsce w nocy (punkty programu odbywały się non-stop, od 12 w sobotę do 15 w niedzielę). Problematyczna była sala gimnastyczna, na której ciągle wszystko się opóźniało i ciężko było trafić na wyczekiwaną atrakcję. Największym hitem odbywającym się w main roomie był oczywiście cosplay. Ta najpopularniejsza atrakcja każdego mangowego konwentu zaczęła przyciągać ludzi już na godzinę przed rozpoczęciem, wszyscy jednak musieli czekać przed salą, gdyż w niej odbywała się próba. Z minuty na minutę tłum ludzi gęstniał, by na pół godziny przed rozpoczęciem zamienić się w zbitą kolumnę, praktycznie nie do przebycia. Na cosplayu pojawiło się ponad 60 osób, prezentując wysoki poziom strojów.

Konwent zdecydowanie poprawił się w stosunku do poprzednich edycji. Widać to było praktycznie w każdej dziedzinie: poprawił się barek (na poprzednim Ecchiconie była to zasłonięta prześcieradłem wnęka), była lepsza obsługa, ładniejsze identyfikatory,  czytelniejszy program i poprawiono wiele innych aspektów – ogólnie organizacja (tak, była jeszcze gorsza) stała na dobrym poziomie. Trzeba przyznać, że ekipa organizująca konwent uczy się z edycji na edycję, robiąc coraz lepszy konwent.

Podsumowując, uważam Ecchicon za bardzo udany. Wszyscy ludzie, z którymi rozmawiałam, byli zadowoleni z konwentu, mimo tego, iż musieli długo stać w kolejce lub mimo, iż nie spali w najlepszych miejscach. Organizacja przynajmniej początkowo wydawała się fatalna, jednak myślę, że Rogerowi i jego ekipie można wybaczyć naprawdę dużo.

 

Korekta: Levir

 

Zobacz także relację z trzeciej edycji Ecchiconu.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...