„Dinomanta" #1: „Prolog" - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 26-04-2016 08:01 ()


Zastępy demonów zstąpiły na Ziemię niosąc ze sobą śmierć i pożogę w brutalnych wojnach, przez które ludzkość musiała skryć się w zbudowanych wcześniej schronach. Apokalipsę przeżyli tylko nieliczni, którzy, gdy kończy się woda i pożywienie, zmuszeni są wyjść na powierzchnię w poszukiwaniu pożywienia i ratunku dla ludzkości. Wydaje się znajome, prawda? A jeśli dodać do tego fakt, że po okresie dominacji rasa ludzka nie jest już najpotężniejsza, gdyż na świecie znów pojawiają się ogromne... gady niczym dinozaury, które wyginęły wiele milionów lat temu. Czy teraz całość staje się bardziej oryginalna?

Tak mniej więcej kształtuje się świat wykreowany w nowej serii wydawnictwa Sol Invictus – Dinomanta. Po rozwiniętej i wykształconej rasie ludzkiej ślad zaginął, zastąpiony przez zdziczałe plemiona. Losy świata zataczają niejako koło, na Ziemi znów zaczynają niepodzielnie panować ogromne stworzenia, a rasa ludzka czeka na spełnienie się przepowiedni, zwiastującej nadejście bohatera i przywódcy, który da jej odrodzenie i niepodzielne panowanie w otaczającym ich świecie. Ok, nie jest to może szczyt oryginalności (mi osobiście tytuł ten przywodzi z kilku względów na myśl nieco „Tequilę”), ale wrzucenie do swojego komiksu wspomnianych już wcześniej gadów dodaje mu nutkę świeżości.

Pierwszy zeszyt jest tylko zapowiedzią – i to dość skromną w zdradzanie szczegółów - tego co powinno wydarzyć się w przyszłości. Nie wiemy nic ani o świecie wykreowanym przez autorów, ani o czasie, w którym akcja się dzieje. Wszystko jest nieco tajemnicze, ale i nieco anonimowe. Bardzo dużą rolę natomiast odgrywa tu narrator, który w początkowej fazie opowieści przedstawia genezę historii, którą umieszczono w niejakiej Preambule Księgi Natchnionej, odpowiednika Biblii.

Odpowiedzialny za scenariusz Michał Robert Rudzki nie kryje się z tym, kto ma być owym wybrańcem, którego prawdopodobnie poznajemy już w pierwszym krótkim zeszycie. Będzie to wędrowny handlarz, który posiadł niezwykle przydatną w takim świecie moc. To on jest też głównym bohaterem tego prologu. Całość, choć poprzez sposób prowadzenia narracji, jest dość poważna, to jednak autorzy nie zapominają o humorze, który towarzyszy w zasadzie wszystkim komiksom spod znaku SIK. W Dinomancie również takiego sytuacyjnego humoru nie brakuje, przez co przełamuje on tę poważną konwencję całości. Na chwilę obecną jednak dość ciężko wyrazić jednoznaczną opinię na temat tej serii, gdyż niewiele o niej wiemy, nie jest też jasne i oczywiste, w którą stronę podąży dalej. Prolog stanowi tylko wprowadzenie do wykreowanego świata i zawiera kilka scen akcji toczących się w ponurej dżungli nieznanego miejsca. Jak już wspomniałem, duża część komiksu rozgrywa się w dymkach narracyjnych i monologach głównego bohatera, gdzie jest powiedziane najwięcej. Dialogów nie brakuje i zwrócimy na nie uwagę głównie ze względu na dość specyficzny język, którym posługują się postaci, że choćby wspomnę „To nasz Człap. Pierwsiśmy go znaleźli!”.

Przyznam szczerze, że równie trudno jest obecnie ocenić mi kreskę towarzyszącą temu komiksowi. Rysunki Filipa Gutowskiego są dość nierówne i w moim przekonaniu nie do końca spójne. Odnoszę wręcz wrażenie, że za plansze odpowiadały dwie różne osoby. Być może to wpływ Jakuba Oleksówa, który współpracował przy tym komiksie. Kreskę Gutowskiego charakteryzuje „grube” i wyraziste konturowanie, przez co jest też dość kanciasta. Kwestią gustu jest czy tego typu rysunki uznamy za efektowne czy raczej nie trafią one w nasze gusta. Rzuca się też nieco w oczy to, że pewne kadry mogą być inspirowane komiksami takimi jak Wiedźmin czy... He-Man, ale to może być tylko kwestia przypadku i złej interpretacji z mojej strony. Rysownikowi oddać natomiast trzeba, że wybrał sobie bardzo dynamiczny sposób kadrowania. Nie ma tu miejsca na ułożone równomiernie kadry. Cały komiks to duża swoboda w tym względzie, co nadaje komiksowi rozmachu. Nie do końca natomiast przypadły mi do gustu nałożone kolory, które choć żywe, i zgodnie z zasadami utrzymane w zielonej kolorystyce, to jednak nieco nienaturalne... komputerowe. W kilku przypadkach korzystanie z pomocy technologicznej jest aż nadto widoczne (vide okładka czy efekt rozmazanego tła na jednym z kadrów). Brakuje w nich realizmu ręcznej pracy, którą ja osobiście bardzo lubię. Przykładem może być Rafał Szłapa, który też przecież „pomaga” sobie pracą na komputerze, a jednak wygląda to w jego wypadku doprawdy fantastycznie. Plusem natomiast są gady, których na kolejnych stronach nie brakuje. Wyglądają efektownie i pozostaje mieć nadzieję, że wraz z rozwojem akcji będzie ich coraz więcej i będą zróżnicowane gatunkowo, by uniknąć monotematyczności.

Nie podejmę się jednoznacznej oceny pierwszego odcinka serii. Z jednej strony dość przewidywalny (wykorzystanie w pewien sposób apokalipsy), a z drugiej z elementami wyróżniającymi się spośród innych tego typu tytułów. Połączenie survivalu z konwencją bardzo nietypowego superhero też robi swoje. Za mało wiadomo natomiast o bohaterach i wykreowanym świecie, aby całkowicie odrzucić lub - wręcz odwrotnie - w pełni móc cieszyć się tą serią. Pozostaje więc poczekać na rozwój wypadków i śledzić losy Dinomanty, aby wypracować sobie zdanie na jej temat. W tej chwili jest to spora zagadka, na której rozwiązanie przyjdzie nam nieco poczekać.

Tytuł: „Dinomanta" #1: „Prolog"

  • Scenariusz: Michał Rudzki
  • Rysunek: Filip Gutowski
  • Wydawnictwo: Sol Invictus
  • Kolor: Jakub Oleksów, Iga Stolpe
  • Liczba stron: 32
  • Format: 170x260 mm
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Wydanie: I
  • Data wydania: 04.2016
  • Cena: 10 zł

  

Dziękujemy wydawnictwu Sol Invictus za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus