„Final Fantasy” - recenzja

Autor: Michał 'Saladyn' Misztal Redaktor: Dagobert

Dodane: 13-10-2006 22:38 ()


Od czego zacząć? Najlepiej chyba od początku albo od stwierdzenia, że film nie ma absolutnie nic wspólnego z serią japońskich gier cRPG, choć to pierwsze skojarzenie, jakie samo się nasuwa się na myśl po przeczytaniu tytułu. Każda gra z serii (obecnie jest już bodajże z dziesięć części) była oddzielną historią, podobnie jest w wypadku tego nietypowego filmu. Dlaczego nietypowego? O tym i innych rzeczach zamierzam właśnie opowiedzieć.

Final Fantasy jest w pełni cyfrową produkcją. Nie chodzi bynajmniej wyłącznie o dobrą jakość obrazu i dźwięku oraz iście hollywoodzkie efekty. Również bohaterowie filmu i cała sceneria zostały sztucznie wygenerowane. Jest to jeden z powodów, dla których warto obejrzeć film. Aktorzy z „krwi i kości” użyczyli jedynie swoich głosów. Twórcy zachwalali swoje dzieło, jak tylko mogli. Kilka razy doszły mnie słuchy, ile to osobno animowanych włosów ma główna bohaterka. I wyszło bardzo ładnie. Odwzorowano poruszanie się i mimiki niezłe, choć przy niektórych „zbliżeniach” facjaty są zbyt idealne. Może przydałby się mały pieprzyk gdzieniegdzie? No ale – może skupmy się na samej treści filmu.

Produkcja niewątpliwie fantastyczna. Główną bohaterką jest nadobna dziewoja doktor Aki Ross, która ma jakieś koszmarne sny, później zwiedza zniszczone miasto w poszukiwaniu ducha, wpada w tarapaty i zostaje uratowana przez oddział komandosów z przyszłości. Wygląda to trochę jak bełkot. Film zaczyna się niejako „od środka”. Dopiero później widz dowiaduje się, że na ziemię spadł meteoryt, z którego wylazła cała menażeria tzw. fantomów, niewidzialnych istot, które z uporem maniaka zajmują się konsumpcją dusz wszystkich żywych istot na planecie. Ziemia się lekko wyludnia, ludzie wegetują w metropoliach otoczonych barierami energetycznymi, które trzymają kosmitów na dystans. I co dalej? Homo sapiens są lekko znudzeni tą sytuacją i chcą ją możliwie szybko zmienić. Wojskowi budują i umieszczają na orbicie wielkie działo plazmowe i zamierzają zrobić z meteorytu kosmitów jesień średniowiecza. Grupa biologów, w skład której wchodzi wspomniana dr Ross, ma inne rozwiązanie. Mianowicie chcą stworzyć tzw. falę energetyczną, która szybko i bezboleśnie wykasuje wszystkie fantomy. W tym celu Aki lata sobie swoim statkiem i zbiera kawałki łamigłówki, którymi są tzw. duchy. A może nimi być wszystko. Zwierzę, roślina, czy nawet materiał genetyczny ze zużytej prezerwatywy. A jak się już uzbiera tego sztuk osiem to po najeźdźcach. Zdaję sobie sprawę, że to wszystko brzmi cholernie nieskładnie i niewiarygodnie, ale nie martwice się – wszakże nawet bohaterowie mają problemy z przyswojeniem tej „wiedzy".

W trakcie filmu pani doktor dostaje obstawę w postaci oddziału siepaczy „Delta Eyes”. Mają fajne zbroje, wielkie spluwy energetyczne i gogle, dzięki którym widzą fantomy. Obowiązkowo dowódcą oddziału jest „były” pani doktor, co miało chyba urozmaicić fabułę. Prawdę mówiąc, jakoś to nie wyszło. A poza tym pani doktor radzi sobie doskonale i bez komandosów. Tak to jest. Piękna, mądra i elokwentna. W przeciwieństwie do fantomów, które wyglądają jak gigantyczne roztocza, pająki ośmiornice, hydra liski czy też japońskie smoki. Podczas pierwszego spotkania z oddziałem dr Ross i tak robi wszystko po swojemu, a już na pokładzie transportowca ochrzania drużynę wojaków. Konsekwentnie dąży do rozwiązania problemu fantomów. Może dlatego, że jednego ma w sobie. I tak to leci do samiuśkiego końca. Pani doktor nikt nie podskoczy, bo jest protegowaną bardzo ważnego doktora. Jej wytrwałość i mądrość wynoszą ją ponad bandę szowinistycznych męskich świń z wielkimi spluwami (że już nie wspomnę o ludzkim czarnym charakterze – generale do rozwiązań siłowych – facia o wyglądzie oficera Gestapo). Olewa przepisy i w końcu ratuje ludzkość. Jakżeby inaczej. Prawdziwa feministka… to znaczy chciałem powiedzieć Amazonka. 

Nie, nie odsłoniłem zbyt wielu wątków. Jeżeli wam mało to obejrzyjcie sobie film. Moim zdaniem Final Fantasy warto obejrzeć przynajmniej raz ze względu na zastosowaną tu technikę. Reszta to nieco wyświechtane i ograne motywy serwowane w amerykańskim stylu. Jest czas na heroizm i heroiczne zgony. A co z samą bohaterką. Feministkom się spodoba. Reszcie może też. I tak wiadomo, że wygra. Po prostu nie wiecie, w jaki sposób…


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...