"Dziedzictwo: Złamany" - recenzja

Autor: Krzysztof "Aquenral" Rewak Redaktor: Shonsu

Dodane: 17-11-2008 18:01 ()


Dziedzictwo: Złamany” (w oryginale „Legacy, volume 1: Broken”) to pierwszy tom nowej serii komiksowej, która odkrywa najnowsze karty historii odległej galaktyki „Gwiezdnych wojen”. Za scenariusz komiksu odpowiada John Ostrander (autor m. in. serii „Republic” czy „Jedi”), rysunkami zajęła się współpracowniczka Ostrandera, Jan Duursema (wykreowała znanych bohaterów jak Aayla Secura i Quinlan Vos), a tłumaczenie zostało wykonane przez Macieja Drewnowskiego.

Akcja komiksu rozpoczyna się sto trzydzieści lat po zniszczeniu pierwszej Gwiazdy Śmierci pod Yavinem (130 ABY). Już samo umiejscowienie najnowszej serii komiksów w tak odległych czasach spotkało się ze skrajnymi opiniami fanów. Dla niektórych nie powinno się w ogóle ukazywać tego okresu, inni byli zdania, że wpierw należy uzupełnić wydarzenia po książkowym „Dziedzictwie Mocy”, którego akcja rozgrywa się w latach 40-41 ABY, a jeszcze inni byli zachwyceni takim stanem rzeczy. Na potrzeby serii stworzono „Legacy 0”, wydane w Polsce w „Star Wars Komiks #2, 2/2008”, które było przewodnikiem po tych odległych czasach.

W Stanach Zjednoczonych seria zyskała wielką popularność, do dziś jest to najlepiej sprzedająca się seria. „Złamany” jest wydaniem kolekcjonerskim, które zawiera zeszyty „Legacy” #1, #2, #3, #5, #6 oraz #7. Format polskiego wydania jest znacznie mniejszy od oryginału. Nie wiadomo dlaczego właśnie w takiej formie komiks trafił na nasz rynek. Na duży plus zasługuje fakt, że nie zrezygnowano z oryginalnego designu wewnątrz albumu. Wprowadzenie zajmuje aż dwie strony, w przeciwieństwie do oryginału, gdzie wspomina się tylko wojnę z Yuuzhan Vongami i jej następstwa, Egmont zdecydował się przywołać historię od bitwy o Endor w „Powrocie Jedi”, opowiadając o kampanii Thrawna, klonie Imperatora, ślubie Luke’a i Mary Skywalkerów, wojnie z pozagalaktycznymi najeźdźcami i dopiero wracając do czasów Dziedzictwa.

Fabularnie „Złamany” nie zachwyca. Widać wyraźne schematy ze Starej Trylogii: główny bohater - Jedi, księżniczka w opałach, złe Imperium,  zakon Jedi na wymarciu, Sith władający galaktyką… Nawet garderoba księżniczki Marasi Fel przypomina ubrania Leii. Na całe szczęście, na tym kończą się podobieństwa, gdyż Cade Skywalker, główny protagonista, rzuca swoje dziedzictwo, stając się łowcą nagród i piratem. Darth Krayt, tajemniczy władca Sithów zrywa z Zasadą Dwóch stworzoną przez Dartha Bane’a tysiąc lat wcześniej i tworzy nowy zakon Sithów. Galaktyka po raz kolejny pogrąża się w chaosie… Fabuła, jak już wspominałem, jest banalna, jednak „Złamany” to tylko wprowadzenie do większej części, jaką jest „Dziedzictwo”. Fabułę, w skali do dziesięciu, oceniam na 6.

Graficznie „Złamany” także nie zaskakuje. Rysunkami zajęła się Jan Duursema, która stworzyła większość komiksów „Republic” - znanych z ładnej kreski. Jednak w tym komiksie, artystka postanowiła najwyraźniej sprawdzić, co potrafi. Udziwnione pozycje bohaterów czy sceny walki rodem z filmu „Latający tygrys, ukryty smok” wcale nie podnoszą poziomu graficznej oprawy, wręcz ją zaniżają. Ciekawostką jest fakt, że wszystkie kobiety w „Złamanym” są młode, szczupłe, powabne i seksowne. Nie, żeby komuś się to nie podobało, ale nigdy w „Gwiezdnych wojnach” nie podkreślano tego aż tak dosadnie. Widać, że komiksy są kierowane głównie na amerykański rynek, gdzie żądni seksu Amerykanie lubią takie bohaterki komiksów. Pomimo tych kilku zgrzytów, oprawa graficzna jest ładna, postacie wyraźne, tła niejednolite i ciekawe, jedynie statki kosmiczne mają dziwaczne kształty. Duursema zawsze rysowała ładnie, jednak „Złamany” niestety nie należy do jej najlepszych dzieł; ocena za same rysunki wynosi 7+/10.

Tłumaczenie „Złamanego” zasługuje na najwyższe oceny - pan Maciej Drewnowski zrobił świetny przekład na język polski. W komiksie naprawdę trudno znaleźć błędy, które przecież tak obficie występowały w „Nowym” (także tłumaczonym przez Drewnowskiego). Cieszy fakt, iż Darth Wyyrlok, który w zapowiedziach miał tylko jedno „y”, stał się oryginalnym Wyyrlokiem przez dwa „y”. Zaskakującym zabiegiem jest przetłumaczenie na siłę kobiecych imion na język polski. Tym oto sposobem, księżniczka Marasiah Fel stała się Marasią (Marasia), a Deliah Blue – Delią Blue (Delia). Spowodowane jest najwyraźniej polskimi zasadami imion żeńskich (muszą kończyć się literą „a”), jednak, moim zdaniem, nie powinno się przekształcać nazw własnych. Tłumaczenie dostaje ocenę 9/10 (właśnie te imiona obniżają o jeden punkt).

Podsumowując, „Złamany” jest dobrym komiksem, jednak nie najlepszym, jaki czytałem z serii Star Wars. Biorąc pod uwagę fakt, że to tylko wprowadzenie do wielkiej serii, można zrozumieć nieco infantylną fabułę, która ma nam tylko przedstawić nową galaktykę w nowej erze. Pozycja spodoba się fanom, którzy pragną rozwoju rozszerzającego się Uniwersum, jednak wiele osób może uznać, że nie powinno się odkrywać ery Dziedzictwa. Największym mankamentem jest wysoka cena, bo 40 złotych za niecałe 150 stron to spory wydatek. Komiks jest wart polecenia, chociażby, aby zobaczyć jak wygląda galaktyka po stu trzydziestu latach po wydarzeniach znanych nam ze Starej Trylogii.

 

Korekta: Motyl


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...