Star Wars Komiks #1/2008 - recenzja

Autor: Krzysztof "Aquenral" Rewak Redaktor: Shonsu

Dodane: 08-10-2008 14:26 ()


Komiksy spod znaku „Gwiezdnych wojen”: w USA wyszły ich setki, jeśli nie tysiące. Dziesiątki serii, niektóre kilkuzeszytowe, inne mające prawie sto odcinków. Tytuły znane wśród fanów takie jak słynne Republic, Empire, Knights of the Old Republic czy Legacy. W kraju nad Wisłą aż cztery wydawnictwa podejmowały się tłumaczenia i wydawania gwiezdno-wojennych komiksów, a były to TM-Semic, Egmont, Amber i Mandragora. Ta czwarta wydała ostatni komiks w 2006 roku i od tamtej chwili żadne wydawnictwo nie zainteresowało się kontraktem z Dark Horse, które wydaje komiksy za Atlantykiem.

Kiedy okazało się, że we wrześniu 2008 roku do polskich kin trafi animowany film „Wojny klonów”, ktoś pomyślał, że można zarobić na „Gwiezdnych wojnach”. Wydawnictwo Egmont, które znamy z wydania „Cieni Imperium”, „Karmazynowego Imperium” czy „Opowieści Jedi”, postanowiło ponownie zainteresować się odległą galaktyką. Rzucono informację, że wskrzeszony zostanie miesięcznik „Gwiezdne wojny: Komiks” (pod nową nazwą: „Star Wars: Komiks”, a także w sprzedaży znajdą się wydania zbiorcze popularnych komiksów, takich jak wcześniej wspomniane Legacy. Pierwszy numer „Star Wars: Komiks”, nazwany 1/2008 z podtytułem „Darth Vader i ostatnia walka Jedi” na okładce, pojawił się 16 września 2008 roku.

Pierwsze wrażenie: szczerze powiedziawszy zawiodłem się nieco. Cena i papier były w porządku, jednak na pierwsze wrażenie zadziałała okładka na słabym papierze, który bardzo szybko się zniszczy. Trzeba będzie ostrożniej obchodzić się z komiksem, jednak pięć złotych (bez dziesięciu groszy) za 48 stron to satysfakcjonująca cena. Na drugiej stronie okładki mamy chronologię filmów i komiksów zawartych w tym numerze. Ponadto zostało wytłumaczone czym jest ABY i BBY oraz wstęp napisany przez Jacka Drewnowskiego, redaktora magazynu. A sam „Star Wars: Komiks 1/2008” składa się z trzech komiksów, jednego one-shota i dwóch historyjek z Tales: „Dzieci Mocy”, „Czystka” oraz „Apokalipsa na Endorze”.

Czystka” (w oryginale: „Purge”) to mroczny komiks, którego akcja dzieje się w 19 BBY, tuż po wydaniu Rozkazu 66 i przemianie Anakina Skywalkera, Wybrańca, Bohatera bez Strachu w Dartha Vadera, czarnego lorda Sithów i prawą rękę Imperatora Palpatine’a. Początek przygody rozpoczyna się na planecie Eriadu na Zewnętrznych Rubieżach, gdzie mistrz Jedi, Tsui Choi, rozprawia się brutalnie z grupą szturmowców-klonów. Spotyka się on z Bultar Swan, która mówi mu o zebraniu Jedi na Kessel. Tymczasem na Coruscant, Darth Vader poszukuje informacji dotyczących miejsca pobytu jego byłego mistrza i mentora - Obi-Wana Kenobiego. Czarny lord Sithów otrzymuje raport wywiadu, który donosi, że na Kessel będzie również generał Kenobi. Vader pojawia się w kopalni przyprawy, gdzie odbywa się ów „konklawe Jedi”, jednak wszystko okazuje się zmyślną pułapką, mającą na celu zniszczenie Sitha. Czarny lord okazuje się potężnym wojownikiem, który z łatwością pokonuje większą część Jedi. W finałowej fazie walki pojawiają się szturmowcy, którzy rozstrzeliwują pozostałych przy życiu.

Czystka” została napisana przez Johna Ostrandera i narysowana przez Douga Wheatleya, których obu bardzo cenię. Fabułę oceniam 9/10, rysunki -10/10 (w pewnym momencie zmienia się kolor miecza świetlnego Sii-Lan Wez). Tłumaczeniem zajął się Maciek Drewnowski, brat redaktora serii, i muszę przyznać, że całkiem mi się spodobało. Nie ma takich błędów jak w Mandragorze (Joda zamiast Yoda itp.) czy TM-Semic (Cesarz jako Imperator), chociaż na stronie dwudziestej drugiej Vader mówi: „Obiecałam Ci…” Cóż, najwyraźniej to tylko błąd w korekcie, więc można przymknąć oko. Są i Zewnętrzne Rubieże, i Imperium, a jedyne, co kłuje w oczy to kortozis, ale tylko dlatego, że przyzwyczaiłem się do oryginalnej nazwy, czyli cortosis. Ogólnie komiks otrzymuje ocenę 9/10.

Dzieci Mocy” (oryginalnie wydane pod tytułem „Children of the Force” w Star Wars Tales #13) to krótka opowiastka koncentrująca się na mistrzu Windu i tytułowych dzieciach Jedi. Czterdzieści pięć lat przed bitwą o Yavin, Mace Windu i Depa Bilabba obserwują dzieci wrażliwe na Moc przyniesione do Świątyni Jedi przez rodziców, bądź też odebrane siłą przez Zakon. Mistrzyni Bilabba ma rozterki moralne, uważa odbieranie dzieci za okrutne, jednak Mace mówi, że Jedi nie może odczuwać silnych emocji, także tych, związanych z rodziną. Gdy Depa odchodzi, w Świątyni pojawia się Vianna D’Pow, zeltroniańska łowczyni nagród, która została wynajęta do porwania dziecka. Szybko okazuje się, że zatrudnili ją rodzice dziecka, które zostało im odebrane siłą przez Zakon. Windu decyduje się oddać dziecko, a ostatnia plansza pokazuje, że jego rodzina z Haruun Kal także chciałaby się z nim skontaktować…

Tutaj będę bardziej krytyczny, gdyż po świetnej „Czystce” musiałem przestawić się na banalną historyjkę. Autorem scenariusza jest Jason Hall, a rysunkami zajął się Lucas Marangon. Podczas gdy ta pierwsza jeszcze uchodzi (fabule dam 5/10), to oprawa graficzna zwala z nóg, w negatywnym znaczeniu tej przenośni. Pan Marangon się nie postarał albo rysowanie mu nie wychodzi; postaci są po prostu brzydkie, kolory pastelowe, komiks wygląda jak bajka dla dzieci. Rysunki: 2/10. Do tłumaczenia nie mam zastrzeżeń, nie znalazłem żadnych błędów; to będzie 10/10. Ogólna ocena „Dzieci Jedi” wyniesie 3+/10 i zaznaczam, że to najgorszy komiks w tym numerze miesięcznika.

I ostatnia historyjka w 1/2008: „Apokalipsa na Endorze” wydana oryginalnie jako „Endor Apocalypse” w Star Wars Tales #12. Mamy 25 ABY, najprawdopodobniej jeszcze przed wojną z Yuuzhan Vongami. W karczmie „Szalonego Anghusa” imperialny weteran opowiada towarzyszom o swoim życiu i służbie w Armii Imperium, wspomina między innymi o pamiętnej bitwie o Endor, gdzie zginął Imperator Palpatine i Darth Vader. Eks-szturmowiec zapamiętał Ewoki jako bezlitosne stworzenia, które „blokowały broń”, porywały szturmowców, zrzucały ciężkie głazy na oddziały Imperium, zastawiały pułapki i strzelały we wszystko, co się rusza. Weteran szczerze nienawidzi Ewoków i cieszy się, że eksplodująca Gwiazda Śmierci musiała je wszystkie pozabijać. Młodzieniec, jeden ze słuchaczy, uświadamia starca, że apokalipsa na Endorze to mit, powodując jego rozgoryczenie…

Scenariusz: Christian Read, 9/10. Rysunki: Clayton Henry, 8/10. Bardzo spodobała mi się ta krótka historyjka, szczególnie wspomnienia o śmiercionośnych Ewokach. Zastanawia mnie fakt, że Egmont umieścił ten komiks 25 ABY, co nigdzie nie zostało udowodnione, przynajmniej w żadnym oryginalnym wydaniu. Najbardziej rozbawiła mnie scena, w której Ewok wkłada czerwonego kwiatka do lufy blastera szturmowca, a żołnierz Imperium krzyczy, że próbują zablokować im broń. Tłumaczenie jest niezłe, tylko znane ewockie „yub, yub” zostało zmienione na „nub, nub” (podobało mi się w „Eskadrze Widm”: „zyg, zyg”). Poza tym jeszcze karczma (w oryginale: fun public house), ale ogólnie wszystko daje radę. Ogólna ocena: 9/10.

Podsumowując, świetną informacją jest fakt, że Egmont powrócił do „Gwiezdnych wojen”. Mamy profesjonalnie wydane i przetłumaczone komiksy, które będą się pojawiać co miesiąc, plus wydania zbiorcze, czyli popularne TPB. Pierwszemu numerowi magazynu „Star Wars: Komiks” daję ocenę 8+/10. Ucieszył mnie również fakt, że Egmont zdecydował się ukazać, jakich komiksów powinniśmy oczekiwać w przyszłości, a są to między innymi „Unseen, Unheard” z czasów KotORa, „The Phantom Menaces” o Darthcie Maulu, „Thank the Maker” i wiele innych. Niech Moc będzie z Egmontem.

 

Korekta: Marcin "Motyl" Andrys


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...