Hej! To moja ryba! - recenzja

Autor: kwiatosz Redaktor: kwiatosz

Dodane: 07-10-2008 10:58 ()


 

 

Większość osób kojarzy pingwiny ze śniegiem, lodem, zimnem oraz jedzeniem ryb. Są też jednak gatunki tych zwierząt charakteryzujące się większą ciepłolubnością, np. zamieszkujące Galapagos pingwiny równikowe. Gra „Hej! To moja ryba!" traktuje jednak o bardziej stereotypowych przedstawicielach gatunku.

 

Wygląd

Za wydanie gry odpowiada Granna, więc jakościowo nie można spodziewać się niczego mniej niż bardzo dobrego wykonania. Tytuł ten otrzymujemy w pudle, w którym nawet wypraska ozdobiona jest rysunkiem. Samo pudełko już po pierwszym otwarciu okazuje się być jakieś 5 razy za duże, niemniej jest mniejsze niż większość standardowych pudełek, więc nie sprawia w transporcie problemów.

W środku znajdziemy 16 pingwinów w 4 kolorach oraz 60 sześciokątnych kawałków kry. Kafelki są z grubej tektury i są naprawdę solidne, nie ma mowy o przypadkowym ich uszkodzeniu. Na każdej krze leży od jednej do 3 ryb - wszystko jest czytelne, niewielkie uwagi może wzbudzić jedynie fakt, że wszystkie ryby wyglądają, jakby im dawno minął best before, czyli z apetycznością mają niewiele wspólnego. Pingwinom zdaje się to jednak nie przeszkadzać, więc i ja się czepiać nie będę.

Pingwiny wykonane są z dość elastycznego plastiku (ewentualnie dość twardej żywicy - nie znam się na materiałach aż tak dobrze) i pomalowane na 4 kolory. Ich największą zaletą (zwłaszcza dla miłośników czynnika HATE) jest ich kpiąco-szyderczy wyraz pyska (lub dzioba, jak kto woli) oraz wyciągnięty w tej samej manierze palec wskazujący. Sprawia to, że przesuwając naszego pingwina w świetne miejsce, czerpiemy naprawdę dużą satysfakcję, skierowując wyciągniętą z wyższością łapę w kierunku innego pingwina, z drugiej strony, kiedy to przeciwnik wykona taki ruch, naprawdę czujemy, że dopuszczenie niego było dużym błędem.

 

Zasady

Zasady, zgodnie z filozofią Phalanx Games, od którego Granna kupiła prawo do wydania tej gry w Polsce, są bardzo proste, acz stwarzające duże możliwości. Nasz pingwin może poruszyć się o dowolną liczbę pól w linii prostej, po czym zabiera kafelek, na którym stał pierwotnie. Nie może przejść przez innego pingwina ani skręcać w trakcie ruchu, niedozwolone jest także „przeskakiwanie" miejsc, w których przerwana jest ciągłość kawałków kry. Wygrywa ten, kto na koniec będzie miał najwięcej ryb na kafelkach przez siebie zebranych. Gra kończy się w momencie, gdy każdemu z graczy skończą się możliwości ruchu.

 

Rozgrywka

Zasady wydają się bardzo proste, ale jak to wygląda w praktyce? Otóż, oprócz jednego minusa, gra jest rewelacyjna. Zacznę jednak od wspomnianej wady - rozkładanie planszy potrafi trwać tyle czasu, ile sama gra (nie wiem czy z zegarkiem w ręku - takie ma się odczucie podczas jej układania). Sprawia to, że przed wyjęciem gry z pudełka czuje się jakiś wewnętrzny opór, że „po co tak, że tyle to trwa, blablabla". Faktem jednak jest, że po skończonej rozgrywce okazuje się, że jest ona na tyle wynagradzająca, iż następną partię rozkłada się od razu, a problem nie pojawia się aż do schowania gry do pudełka i następnego jej wyciągnięcia z półki.

Dość już malkontenctwa, skupmy się na tym, co w tej grze tak naprawdę „ się robi". Otóż, po pierwsze gra jest na tyle prosta, że już w trakcie pierwszej rozgrywki jesteśmy w stanie dobrze grać. Strategie na odcinanie innych pingwinów w rogach planszy klarują się błyskawicznie, później zostaje sam pojedynek umysłów. Z drugiej strony, dzięki losowemu rozłożeniu planszy, nie da się zastosować tej samej sekwencji ruchów prowadzącej prostą drogą do wygranej w każdej partii. Dodatkowo, na początku sami wybieramy ustawienie pingwinów, co już pozwala nam wywrzeć odpowiednią presję psychiczną na przeciwnikach.

Gra przeznaczona jest dla 2-4 osób i w każdej konfiguracji sprawdza się wyśmienicie, dzięki jakże prostemu i skutecznemu zabiegowi wprowadzenia odwrotnej proporcjonalności liczby graczy do liczby pingwinów - na 2 i 4 uczestników mamy 8 figurek o złośliwej aparycji na planszy, przy 3 graczach mamy pingwinów 9. Dzięki temu gra jest dużo bardziej zależna od pomysłów graczy na rozgrywkę niż zdeterminowana ilością uczestników.

Sama tematyka gry pozwala ukryć de facto mocno logiczną rozgrywkę pod płaszczykiem rodzinnej rozrywki, a przegrana złośliwymi pingwinami nie zostawia przykrego uczucia porażki intelektualnej, a jedynie chęć zagrania następnej partii celem udowodnienia większej złośliwości swoich podopiecznych.

Rozgrywka jest bardzo krótka, trwa 10 do 15 minut, co sprawia, że jest idealna jako tzw. chwiler, mózgożerność natomiast sprawia, że „Hej! To moja ryba!" może stać się też głównym daniem wieczoru. Albo przerwy na uczelni.

Dużym atutem jest również cena, obniżona niemalże o połowę w stosunku do wydania angielskiego. Ten zabieg przy okazji sprawia (dzięki świetnemu wykonywaniu gier), że Granna wyrasta na mojego ulubionego wydawcę. Teraz potrzeba jeszcze tylko więcej decyzji o wydawaniu gier dla osób starszych niż dzieci.

Grę polecam wszystkim lubiącym nieco pomyśleć nad planszą, wykonanie natomiast zdecydowanie pomaga wciągać nieświadomych uzależniającej siły planszówek w sidła tego hobby.

 

  • Grywalność: 5.5/6
  • Wykonanie: 5/6
  • Losowość: 1.5/6 (tyklo rozłożenie planszy jest losowe, rozgrywka jest losowości pozbawiona)
  • Ocena ogólna: 4.5/6 (zniechęcający setup obniża nieco ocenę końcową)

 

Hej! To moja ryba!

  • Liczba graczy: 2-4
  • Czas gry: 10-15 min
  • Autorzy: Alvydas Jakeliunas , Gunter Cornett
  • Cena: 49zł

Korekta: Krzysztof Księski

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...