„Say what you need to say” - recenzja filmu „Choć goni na czas”
Dodane: 18-09-2008 08:59 ()
„Even if your hands are shaking, and your faith is broken...
Say what you need to say”
Przeciwieństwa, jak świat długi i szeroki, przyciągają się zawsze i wszędzie. Czerwony i niebieski biegun magnesu. W jedną całość łączą się elementy puzzli, czy uwielbianych przez dzieci klocków Lego. Jeśli odnieść to do dwójki ludzi, to nierzadko takie przyciąganie polega na wzajemnym uzupełnianiu się; nawiązaniu przyjaźni na dobre i na złe między dwiema osobami, które nigdy nie przypuszczałyby, że zamienią ze sobą choć dwa słowa. A nagle, ni stąd ni zowąd, wpadają na siebie w zupełnie nieoczekiwanym miejscu. Niestety, dla głównych bohaterów filmu Roba Reinera „Choć goni nas czas” („The Bucket List”), tym miejscem jest szpitalna sala, gdzie czeka na nich wiadomość o tym, jak długo będą żyć, zanim ich „czas” odbierze im nowotwór.
Edwarda Cole'a i Cartera Chambersa różni wszystko. Jeden jest właścicielem szpitala, drugi mechanikiem samochodowym. Życie pierwszego, choć w luksusie, jest raczej smutne; drugiego – przepełnionego rodzinnymi i codziennymi problemami oraz niespełnionymi marzeniami. Dzień, kiedy dowiadują się, że ich godziny są policzone, staje się pierwszym dniem ich nowego życia. Cole oraz Carter wychodzą ze szpitala trzymając w ręku pojedynczą, wyrwaną z notesu kartkę, na której wypisali wszystkie rzeczy, których nie zrobili w życiu, a które zrobić zawsze pragnęli. Zostawiając za sobą dotychczasowe życie, wybierają się w podróż, żeby zrealizować przed śmiercią swoje marzenia.
You measure yourself by the people who measure themselves by you. – Carter Chambers.
Film porusza tematy ciężkie. Ale porusza je w sposób trochę inny, niż znane kinowym bywalcom dramaty czy melodramaty. Tutaj wszystko jest bardziej lekkie, spokojne. Każda scena jest nakręcona z wyczuciem – momenty komediowe (zderzenie dwóch silnych charakterów i wzajemne docinki) przeplatają się z momentami dramatycznymi nie wywołując u widza reakcji typu „a co to do licha ciężkiego ma być?”.
„Choć goni nas czas” to nie tylko film o zbliżającej się śmierci, ale przede wszystkim o tym, że nie wolno marnować czasu na rzeczy niepotrzebne. Trzeba znaleźć w swoim życiu radość i dać ją innym. Stosując się do niepisanych zasad przyjaźni Carter kieruje Cole’a na właściwe tory, a Cole pokazuje Carterowi szczęście, które jego przyjaciel miał zawsze przed nosem, ale którego pod natłokiem codziennych problemów nie potrafił dostrzec.
O aktorstwie teoretycznie nie trzeba zbyt dużo pisać, prawda? W rolach głównych występują w końcu Jack Nicholson oraz Morgan Freeman. I w tym miejscu nieśmiało wtrącę, że w przypadku tej dwójki aktorów nic nie może wyjść źle. Jak dla mnie i Nicholson i Freeman mogliby czytać na głos książkę telefoniczną, a ja i tak siedziałabym przed ekranem zafascynowana ich grą.
Jedynym minusem filmu jest jego schematyczność. Mimo, że główne role są bardzo dobrze zagrane, można odnieść wrażenie, iż taki typ bohaterów już gdzieś widzieliśmy; gdzieś się z nimi spotkaliśmy. Freeman jak zwykle gra dobrego, wyrozumiałego faceta, który próbuje jakoś zmierzyć się ze wszystkim, co zgotował mu los. Nicholson to znowu cyniczny, wredny bogacz, w którym po pewnym czasie zaczyna odzywać się sumienie. Mistrzowska gra, ale ciągle ta sama postać.
„Choć goni nas czas” jest filmem o zagubieniu i odnalezieniu radości; o przyjaźni aż do końca i o tym, że mimo wszystkich walących się na głowę problemów są w życiu piękne momenty, dla których warto żyć. Jak dla mnie, solidna czwórka.
* Tekst piosenki Johna Mayera Say
Obsada:
Jack Nicholson - Edward Cole
Morgan Freeman - Carter Chambers
Sean Hayes - Thomas
Czas: 97 minut
Reżyseria: Rob Reiner
Scenariusz: Justin Zackham
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...