„Donnie Brasco” - Ci wspaniali gangsterzy w swoich wspaniałych latach 90-tych

Autor: Łukasz Kubaszczyk Redaktor: Motyl

Dodane: 02-06-2008 19:01 ()


Ponoć na pytanie, który film – „Ojciec chrzestny” czy „Chłopcy z ferajny” – lepiej odwzorowuje mafijną rzeczywistość, członek mafii, akurat odsiadujący wyrok w więzieniu, powiedział, że bliżej prawdy był Scorsese ze swoimi "Chłopcami…". Ciekawe, czy temu panu było dane zapoznać się z innym filmem opowiadającym o realiach gangsterskiego żywota – „Donnie Brasco”.

Donnie Brasco (Johnny Depp) to agent specjalny FBI, który wkrada się w szeregi mafii dzięki protekcji Lefty’ego, będącego jednym z jej członków. Zmęczona twarz Lefty’ego jest znaną, szanowaną oraz lubianą twarzą cichego kawalera Hollywood, Ala Pacino. Fabuła osnuta jest wokół dość oklepanego, ale ciekawie opowiedzianego wątku rozpracowywania przez policyjnego kreta środowiska przestępczego, choć wraz z jej rozwojem widzimy, że staje się ona pretekstem do czegoś innego. Właśnie, czego?

Dwa wątki wybijają się do przodu – jesteśmy świadkiem powolnej przemiany tytułowego bohatera, który wchodząc między niebezpieczne i nieznane mu środowisko, musi poznać jego zasady i przystosować się do nich. Widz zadaje sobie pytanie, w którym momencie te zasady są wcielane w życie tylko po to, by móc sprawnie wykonywać pracę tajnego agenta, by przypodobać się otoczeniu, a w którym stają się one wewnętrznymi, osobistymi normami? Pytanie ciekawe, więc tym bardziej szkoda, że pozostawione bez jasnej odpowiedzi. Jest ona jedynie zasugerowana jedną ze scen, przez którą twórcy chcieli jakby powiedzieć, iż czasami zapędzamy się tak daleko, że potrzebujemy pomocy, by wrócić.

Interesujący wątek pozostawia uczucie niedosytu, albowiem brakuje w nim bardziej wnikliwego przyjrzenia się zmianom, jakie zachodzą w psychice osoby, która poddana jest tak dużej presji, i która, by przeżyć oraz móc dobrze wykonywać swoją pracę, musi nabyć umiejętności przywdziewania sztucznej, a zarazem doskonałej maski. Co się dzieje z człowiekiem, który jest zmuszony zapomnieć o swojej prawdziwej tożsamości i kreować nowe „Ja”? W jakim stopniu to „Ja” po długim czasie takiego procederu staje się częścią dotychczasowej jaźni, jak duża jest to asymilacja? Cóż, tego nie będzie dane nam się dowiedzieć. Za to, abyśmy od stołu nie odeszli całkiem głodni, twórcy serwują nam drugi wątek przebijający się na wierzch – kryzys, w jaki wpada rodzina Brasco, wywołany jego stałą nieobecnością i zmianami w zachowaniu. Ten pomysł nie zachwyca, a tym bardziej jego zrealizowanie. Został on powierzchownie potraktowany, przez co pozostawia wrażenie cokolwiek niedoprowadzonego do końca i nieprzemyślanego.

Warto na koniec wspomnieć o absolutnie genialnej i poruszającej scenie, w której objawia się fenomen Pacino i jego wielkość. Gdyby w filmie pojawił się tylko w tej scenie, to nie mam wątpliwości, że i tak przyćmiłby resztę obsady (to samo mówiono także o Deppie i jego roli w „Piratach z Karaibów”). Właśnie dla tej sceny warto obejrzeć „Donniego Brasco”, dla tego momentu go polecam.

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...