„Szkarłatny pilot” - recenzja
Dodane: 29-03-2008 02:11 ()
Jak możemy dowiedzieć się na jednej ze stron poświęconej twórczości Hayao Miyazakiego, "Porco Rosso" (o japońskim tytule "Kurenai no buta") pierwotnie miał powstać jako 30-40-minutowa produkcja. Jej przeznaczeniem miało być zabawianie podróżujących za pośrednictwem Japońskich Linii Lotniczych. Sugerował to nawet zabawny opis, który określał niegdysiejszy projekt: „film, który może zadowolić biznesmenów podczas międzynarodowych lotów, nawet gdy ich umysły są otępiałe z racji niedoboru tlenu". I w tym momencie nasza historia mogłaby się zakończyć, gdyby nie dała o sobie znać nieposkromiona wyobraźnia Hayao Miyazakiego, która przekształciła stosunkowo niewielki projekt w pełnometrażowy film animowany traktujący o włoskim pilocie Marco i jego czerwonym samolocie.
Porco Rosso w dosłownym tłumaczeniu oznacza Karmazynowa/Purpurowa Świnia i jest to przydomek, który przywarł do głównego bohatera nie bez powodu. Oczywiście wcale nie chodzi o to, że zachowuje się on jak ostatni cham i prostak. Otóż panie i panowie - Marco naprawdę jest świnią. No, może przesadziłem - jest hybrydą człowieka i świni. Wygląda to mniej więcej tak, że chodzi na dwóch nogach, ręce ma sprawne i pięciopalczaste, potrafi się standardowo porozumiewać, ale posiada świński ryjek i uszy. Brzmi komicznie, czyż nie? Dlatego wcale się nie dziwię osobom, które po pierwszym spojrzeniu na głównego bohatera animacji stwierdzają, że jest to film dla dzieci do lat dwunastu. Odnośnie genezy niecodziennej aparycji Marco dowiadujemy się jedynie tyle, że jest ona efektem bliżej niewyjaśnionej klątwy. Autor nie ukrywa, że Porco do pewnego momentu był człowiekiem. Prowadzone są na ten temat liczne rozmowy, widać to we wspomnieniach samego bohatera, dowodzi tego jedyne ocalałe zdjęcie z Marco przed przemianą. Pamiętam doskonale, że w tym momencie pomyślałem sobie: „aha! To na tym ma opierać się oś całego filmu, w końcu trzeba zdjąć tę klątwę". Jak się później okazało, pomyliłem się o, bagatela, kilkanaście lat. Miyazaki owszem, zdjął klątwę z człowieka zmienionego w świnię, ale dopiero w swojej późniejszej animacji pt. „Spirited away". Wbrew pierwszemu wrażeniu opowieść o Porco wcale nie miała się zajmować jego, przepraszam za wyrażenie, świńskim wyglądem.
Skoro już wiemy „kto", ustalmy „kiedy". Rzecz dzieje się gdzieś pomiędzy pierwszą a drugą wojną światową. Najprawdopodobniej są to 30. lata XX w. – wskazuje na to wspomniany w filmie Wielki Kryzys. Z przebiegu akcji możemy wywnioskować, że Marco latał podczas pierwszej Wojny Światowej w barwach narodowych, następnie, gdy we Włoszech pojawiły się zalążki faszyzmu, zbuntował się. Od tego momentu stał się najemnikiem i łowcą nagród, walczącym głównie z powietrznymi piratami nad Adriatykiem. Z racji umiejscowienia w tych, a nie innych ramach czasowych nie zaobserwujemy żadnych superodrzutowców czy latających maszyn żywcem wziętych z „Broken Arrow". Podczas licznych pojedynków na nieboskłonie nie będą również śmigały rakiety typu powietrze-powietrze. Możemy za to podziwiać prezentujące się niezwykle godnie i malowniczo dwupłatowce z karabinkami.
Historia rozpoczyna się śmiałą i brawurową akcją ratunkową w wykonaniu Porco. Przypadkowy statek zostaje zaatakowany przez powietrznych piratów, napastnicy biorą zakładników, którzy na nieszczęście sympatycznych i jakoś znajomo głupkowatych rabusiów nie chcą usiedzieć w miejscu. Może dlatego, że jest to gromadka rozwrzeszczanych dzieciaków, która jest wszystkiego ciekawa i niezmiernie ruchliwa. W tym momencie wkracza nasz bohater i popisowo zmusza piratów do poddania się, uwolnienia zakładników i rezygnacji z części łupu. Okazuje się, że jest to dzień, jak co dzień dla latających złodziejaszków, gdyż Porco gromi ich tak często, jak często wymaga to sytuacja i da się na tym zarobić. Rozwścieczeni rabusie postanawiają rozwiązać problem „obrońcy uciśnionych" wynajmując samozwańczego asa przestworzy, Amerykanina Curtisa. Wprawi to w ruch maszynę, która zmusi Porco do powrotu do Włoch, gdzie nawiąże nowe znajomości i odnowi stare. W efekcie nastąpi ponowne spotkanie z piratami oraz będzie miał miejsce niezwykły zakład.
„Porco Rosso” różni się od większości wcześniejszych produkcji filmowych Miyazakiego silnym zakorzenieniem w świecie realnym. Zwykle wędrujemy do odległych, nieznanych nam rzeczywistości, ocieramy się o magię, poznajemy nowe rodzaje istot. Tutaj najbardziej niezwykłą rzeczą, jaką znajdziecie, jest świński wygląd głównego bohatera – poza nim wszystko ma swoje właściwe zwyczajne umiejscowienie. Błędem jednak jest sądzić, iż ta tak zwana „zwyczajność” nie pobudza w żaden sposób wyobraźni. Jak już zdążyłem wspomnieć wcześniej, w filmie mamy do czynienia z samolotami znacznie odbiegającymi od współczesnych maszyn. Nie są to zimne, czarne, stalowe konstrukcje – są czymś więcej. Gdy patrzymy na czerwony samolot Porco na tle błękitnego nieba pośród kłębiących się wokoło chmur, pod którym rozciąga się tafla Adriatyku muśnięta promieniami słońca, pojawia się nostalgia i w pewnym sensie tęsknota za dokładnie taką wolnością.
Właśnie ta romantyczna wizja wolności pilota/łowcy nagród zostaje silnie zderzona z rzeczywistością, gdy bohater zostaje zmuszony do powrotu do Mediolanu. We Włoszech Porco jest poszukiwany m.in. za odmówienie współpracy z władzami, nielegalny wyjazd i przyjazd, wyznawanie innych poglądów politycznych. Warto zwrócić uwagę na propagandowy film wyświetlany w kinie przedstawiający Porco oczywiście jako postać negatywną.
Plejada bohaterów jest bardzo zbliżona do wcześniejszych produkcji autorstwa Miyazakiego. Jak to zwykle bywa, jedną z głównych bohaterek jest ładna, ambitna dziewczyna o silnym charakterze i niezwykłym zacięciu. W tym przypadku nazywa się Fio i zajmuje się projektowaniem samolotów - Porco poznaje ją w Mediolanie. Poza tym mamy do czynienia z piratami, którzy swoim głupkowatym zachowaniem oraz obecną w pewnym stopniu dobrodusznością przypominają nam powietrznych korsarzy z wcześniejszej produkcji Ghibli „Laputa: The Castle In the Sky”. Niespodzianką jest obsadzenie w roli głównej Porco. Wystarczy spojrzeć na wszystkie opowieści autorstwa mistrza Hayao, by się przekonać, że dorośli mężczyźni nigdy nie pojawiali się w czołowych rolach. Zwykle śledziliśmy losy młodych dziewczyn jak Naussicaa, Kiki czy Chihiro.
Czego jeszcze brakuje? Mamy włoskiego pilota ściganego przez niedobre faszystowskie władze, mamy amerykańskiego awanturnika, który poprzez pokonanie Porco chce zyskać powszechną sławę i szacunek, zgraję fajtłapowatych piratów oraz dziewczynę, projektantkę maszyn latających. Zapewne, gdyby Porco był młodzieńcem w kwiecie wieku tyle, by wystarczyło, jednakże jest on mężczyzną dojrzałym i wyszedłby na totalną świnię, gdyby oglądał się za Fio. Miyazaki rozwiązał ten problem, wprowadzając postać Giny, przyjaciółki Marco z dawnych lat, która jest właścicielką neutralnego hotelu na wodzie goszczącego na równych prawach zarówno osobników z szarej strefy (m.in. wspomniani piraci), jak i praworządnych obywateli.
Film jest jakby zlepkiem dwóch światów – jeden przesiąknięty wspomnianą wcześniej tęsknotą, nostalgią i realiami tamtych lat, drugi zaś tworzy tą „bajkową” otoczkę: piraci, sceny humorystyczne, czy w końcu sam wygląd głównego bohatera. Wiele osób narzeka, że film nie niesie żadnego przesłania (np. „Księżniczka Mononoke” czy „Naussicaa” itp. agitują wartości proekologiczne), że nie stara się niczego nauczyć widza. Powoduje to rozbieżne oceny nawet wśród największych miłośników prac studia Ghibli. Częściowo muszę się z tą opinią zgodzić – nie ma ponadczasowego przekazu dla odbiorców, zadaniem tego filmu jest opowiedzenie pewnej historii i ona sama w sobie jest najważniejsza.
Warto zwrócić uwagę na niesamowitą i subtelną oprawę muzyczną filmu, która wspaniale współgra z tym, co autor pragnie powiedzieć. Gdybym miał wytknąć palcem scenę, która muzycznie najbardziej mnie urzekła, byłby to niewątpliwie moment śpiewu Giny oraz ending produkcji. Przyjemna dla oka animacja nie różni się od innych prac Miyazakiego – każdy, kto oglądał choć jeden film autora, doskonale wie czego się spodziewać.
Kolejną dyskusyjną sprawą odnośnie do „Porco Rosso” są wszechobecne niedopowiedzenia. Nie jest sprecyzowane, co dokładnie spowodowało przemianę bohatera w krewniaka świnki Piggy, a i zakończenie pozostaje otwarte. Jeżeli gustujecie w klarownym zakończeniu, gdzie wszystkie wątki podlegają prawu rozwiązania, a dzieje bohaterów są tak jawne od początku do końca, jak tylko być mogą, będziecie kręcić nosem. Miyazaki pozwolił sobie na pozostawienie uchylonych drzwi, by każdy odbiorca za sprawą swojej własnej wyobraźni postawił kropkę nad „i”. A może właśnie tej kropki być nie powinno? Może właśnie ta niewiadoma, takie zakończenie, ma zmusić nas do końcowej refleksji i zastanowienia?
„Porco Rosso” jak najbardziej przypadł mi do gustu i uważam, że stanowi ważną pozycję w dorobku filmowym Miyazakiego. Nie zmienia to jednak faktu, że omawiana animacja nie każdemu może się spodobać, szczególnie gdy dana osoba nastawia się na seans, mając w pamięci „Księżniczkę Mononoke” czy „Ruchomy Zamek Hauru”. Jest to zupełnie innego typu historia i z tej racji została w zupełnie inny sposób opowiedziana. Pomimo tego jestem przekonany, że każdy wielbiciel produkcji studia Ghibli znajdzie w „Porco Rosso” coś dla siebie – jeśli nie sentymentalną podróż w czasy przeszłe, to z pewnością barwne postaci i typowe dla autora poczucie humoru.
Ocena: 9/10
Tytuł: „Szkarłatny pilot”
Reżyseria: Hayao Miyazaki
Scenariusz: Hayao Miyazaki
Muzyka: Joe Hisaishi
Czas trwania: 93 minut
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...