„Podniebna poczta Kiki” - recenzja

Autor: Paweł Niećko Redaktor: GONZO

Dodane: 20-03-2008 23:11 ()


Od dziecięcych lat mamy raczyły nas opowieściami o niedobrych czarownicach, które za główny cel przyjęły sobie uprzykrzanie życia pozytywnym bohaterom. Zwykle wyobrażamy sobie stuletnie wiedźmy z garbatym nosem, często zwieńczonym brodawką, niekompletnym uzębieniem i chustą na głowie. Gdyby statystyczny dzieciak skonfrontował tę wiedzę z filmem animowanym pt. „Kiki’s Delivery Service” („Majo no Takkyuubin"), rodzice musieliby się długo tłumaczyć. Tutaj chatki czarownic nie posiadają kurzych łap i nie są z piernika, miejsce zgrzybiałej Baby Jagi zajmuje 13-letnia ładna dziewczynka z czerwoną kokardą wpiętą we włosy, a zło, którym powinna być przesiąknięta stereotypowa wiedźma, ustępuje wręcz niespotykanej dobroci serca.

Tytułowa Kiki pochodzi z dosyć niezwykłej rodziny, czego główną przyczyną jest matka-czarownica. Zgodnie z powiedzeniem „niedaleko pada jabłko od jabłoni”, dziewczyna odziedziczyła magiczne umiejętności. W tej niezwykłej społeczności tradycją jest, że po skończeniu trzynastego roku życia młoda czarownica na rok opuszcza dom rodzinny, by osiedlić się w innej miejscowości.

Początek filmu jest zarazem końcem okresu dzieciństwa Kiki, ponieważ w dniu, w którym ją poznajemy, dziewczyna postanawia wyruszyć na poszukiwania własnego miasta (oczywiście przyjmując za główny środek transportu latającą miotłę). Po krótkich perypetiach główna bohaterka i jej nieodłączny towarzysz, czarny kot Jiji, znajdują cel swojej podróży - pewną miejscowość położoną nad oceanem. To właśnie tam Kiki nawiązuje nowe znajomości oraz dowiaduje się, co znaczy niezależność.

Rzeczywistość przedstawiona przez Miyazakiego nie jest komplikowana przez dziwaczne stwory, pojedynki magiczne, zaskakujące wydarzenia. Autor nie maskuje zbytnio głównego tematu, który wbrew pozorom odbiega od wątków fantastycznych.
Każdy z nas prędzej czy później patrzy w przyszłość i zastanawia się, co zrobić ze swoim życiem, czym chce się zająć, czy da sobie radę oraz skąd czerpać inspirację? Kiki nie jest wyjątkiem i właśnie te chwile próbuje nam ukazać autor. Będziemy obserwować, jak główna bohaterka szuka sobie miejsca w nowym mieście, jak radzi sobie z pracą dostarczyciela przesyłek (oczywiście drogą lotniczą), jak poznaje nowe osoby oraz … przeżywa kryzys. Ze względu na podobną tematykę, film „Kiki’s Delivery Service” jest często porównywany do innego dzieła Miyazakiego - „Whisper of the Heart”.

Przechodząc do oceny - podstawowym wymaganiem, jakie stawiam przed dowolną produkcją związaną z czarami i magią jest jej zdolność do obudzenia we mnie pokładów dziecięcej naiwności, muszę uwierzyć w prezentowany świat. „Kiki’s Delivery Service” z łatwością wciąga mnie w swoją rzeczywistość, tak naturalnie, że nawet nie wiem, w którym momencie ma to miejsce. Dla kontrastu odwołam się do jednego z większych fenomenów związanych z magią ostatnich lat, a mianowicie cyklu Harry’ego Pottera. Mimo że potterowska rzeczywistość prezentuje się całkiem okazale pod kątem dynamicznej akcji czy efektownych wydarzeń, nie potrafi mnie przekonać do siebie w takim stopniu, w jakim zrobiła to „Kiki”. Od razu zaznaczam, że nie jestem szalonym opozycjonistą chłopca-cudu Rowling, posiadam na półce wszystkie tomy HP i cenię sobie to czytadło. Po prostu w całej tej plątaninie nie ma miejsca na odprężenie się i puszczenie wodzy wyobraźni, cały czas coś się dzieje, można tylko chłonąć. „Kiki’s Delivery Service” nie posiada pokrętnego, ambitnego scenariusza, ale w jakiś, pozwolę sobie użyć sformułowania, magiczny sposób porywa widza swoją lekkością i płynnością, pozwala na delektowanie się produkcją.

Z bohaterów animacji na największą uwagę zasługuje nieodłączny towarzysz Kiki, czyli Jiji. Przyznam, że motyw magicznej dziewczynki i czarnego kota nieodparcie przywodził mi na myśl „Czarodziejkę z Księżyca”, zależność Usagi-Luna, jednak po jakimś czasie rozgraniczyłem obydwa światy – czytaj – przestałem porównywać. Wspomniany zwierzak podtrzymywał wesoły nastrój rewelacyjnymi tekstami i zachowaniami. Prawdę powiedziawszy, wolałem oglądać w akcji kota niż młodą czarownicę, a to dlatego, że mimo całego uwielbienia dla bohaterów Miyazakiego Kiki po prostu mu nie wyszła. A może właśnie taka miała być, tylko ja ją jakoś dziwnie odbieram. W moim odczuciu autor przesadził w pozytywnej kreacji bohaterki i stworzył ją za dobrą, aż mdłą. Nie widzę też żadnej ewolucji pomiędzy wczesną a późniejszą Kiki, chociaż gdzieś tam, w trakcie historii, takowa przemiana powinna mieć miejsce. Pozostali bohaterowie są nieszczególni, a ich szeregi nie są liczne, przez co czasami miałem wrażenie, że akcja stoi w miejscu. Wiele osób te „nudnawe przestoje” zrzuca na karb braku negatywnej postaci w filmie, przeciwnika, z którym mogłaby się zmierzyć Kiki. W pewnym sensie zgadzam się z tą opinią. Gdyby pojawił się antagonista, akcja nabrałaby tempa, zainteresowała bardziej, jednak z drugiej strony produkcja opowiadałaby już zupełnie o czymś innym.

Nie bardzo wiedziałem, do czego zmierza ten film, zastanawiałem się wciąż, jakie zakończenie by mnie usatysfakcjonowało. Niestety - to, które zobaczyłem, nie spełniło moich oczekiwań. Praktycznie w momencie, gdy coś się zaczyna dziać, pojawiają się napisy, co jest równoznaczne z końcem animacji. Dla mnie i z pewnością nie tylko dla mnie, „Kiki’s Delivery Service” pozostanie filmem urwanym.

Na soundtrack zwróciłem uwagę jedynie w dwóch miejscach, z czego jedno to koniec filmu – krótko mówiąc nie porwał mnie wcale, co jest ewenementem w przypadku animacji Miyazakiego.

„Podniebną pocztę Kiki” warto obejrzeć i to nie podlega dyskusji, nawet po to, by wyrobić sobie własną opinię. Film uważam za przeznaczony głównie dla młodszego odbiorcy, starszy będzie się bawił dobrze, ale pozostanie niedosyt. Spędziłem czas przed ekranem bardzo przyjemnie, wstałem uśmiechnięty i radośniejszy niż przed seansem, lecz zdawałem sobie sprawę, że czegoś brakuje. W moich oczach niestety jedna ze słabszych produkcji Ghibli.


Ocena: 6/10


Tytuł: „Podniebna poczta Kiki”

Reżyseria: Hayao Miyazaki

Scenariusz: Hayao Miyazaki

Muzyka: Joe Hisaishi i Sydney Forest

Czas trwania: 102 minuty


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...