Czy warto było? Podsumowanie filmowego 2007 roku

Autor: Motyl Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 30-12-2007 22:49 ()


Czy warto było wybrać się do kina? Miniony rok okazał się owocny dla branży filmowej, zdecydowanie lepszy od swojego poprzednika - 2006 roku. Wzrost zainteresowania można było zaobserwować także w Polsce. W przeciwieństwie do ubiegłego roku, kiedy to żaden z obrazów nie potrafił zgromadzić ponad dwumilionowej widowni, w tym uczyniły to z nawiązką „Shrek Trzeci" i „Katyń". Widzowie chętnie oglądali komedie, produkcje rozrywkowe czy kino akcji. Początek roku był nieszczęśliwy dla prasy filmowej w kraju. W styczniu przestała się ukazywać „Cinema", a dwa miesiące później w ślad za nią poszły „Premiery". Fakt ten potwierdza smutną prawdę, iż rzadko odwiedzamy sale kinowe, a wiedzę o sztuce filmowej pogłębiamy sporadycznie.

W 2007 r. popularne trendy w kinie nieustannie dotyczyły polityki amerykańskiej, terroryzmu i wolności. Idee oscylujące wokół tragedii z 11 września cały czas znajdowały się na topie („Droga do Guantanamo", „Ukryta strategia", „Cena odwagi", „Transfer"). Twórcy postanowili rozliczyć się z dawnymi systemami („Życie na podsłuchu", „4 miesiące, 3 tygodni i 2 dni"). Judd Apatow przyczynił się do renesansu komedii dla dorosłych („Wpadka", „Supersamiec"). Widzów zdobywały szturmem niezależne produkcje, opowiadające o codziennych sprawach, często kontrowersyjnych, stanowiących tematy tabu („Mała miss", „Notatki o skandalu").

Jednak to nadal kropla w morzu potrzeb. Bolączką światowej kinematografii pozostał brak oryginalności. Kino od kilku lat boryka się z wtórnością, przechodzi negatywną metamorfozę. Na pierwszym miejscu stawiana jest kasa, po drugie widoczne staje się wypalenie znanych aktorów, po trzecie brak perspektyw, po czwarte strajk scenarzystów. Można powiedzieć, że przyszłość X muzy rysuje się w czarnych barwach. Jak nie wyciągać takich wniosków, skoro kino skomercjalizowało się chyba do granic możliwości. W pierwszej kolejności nacisk kładziony jest na zyski, zapominając całkowicie o artystycznych wymowach dzieł. Obecnie doświadczamy zalewu sequeli, prequeli, remake'ów, a jeszcze 10 lat temu obrazy szczyciły się przynajmniej namiastką oryginalności. Nowe „gwiazdeczki" starają się z całych sił zastąpić weteranów, z różnym, czasem katastrofalnym skutkiem. Boli trend, który stał się ostatnio bardzo popularny. Kino zaczyna przyciągać coraz więcej osób z branży muzycznej, oczywiście ze szkodą dla samych obrazów. I w tym przypadku wygrywa chłodna kalkulacja.. Niskie koszty produkcji, średnie wpływy (ale nie straty), a spore zyski na rynku DVD, czyli jednym słowem wszystko kręci się wokół pieniędzy. Jakie wartości prezentują takie „dziełka"? Żadne, nawet jako filmy rozrywkowe nadają się jedynie do kosza na śmieci.

Pomimo tych wszystkich grzeszków kino nadal pozostaje jednym najpopularniejszych nośników współczesnej kultury. I pod tym względem 2007 rok w Polsce okazał się bardzo dobry. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy w kinach pojawiło się 279 produkcji, to niecałe 5% więcej niż w roku ubiegłym. Natomiast wpływy (oczywiście dane szacunkowe) okazały się znacznie lepsze. W 2006 roku sprzedano blisko 24 miliony biletów, natomiast w bieżącym liczba ta zapewne przekroczy granicę 30 milionów. Najwięcej premier odbyło się w listopadzie - aż 33, również sporo było ich w najkrótszym miesiącu roku - 31, ale akurat „oskarowy luty" zawsze przyciąga widzów do kin. Najmniej premier odbyło się, co również nie powinno dziwić, w lipcu - tylko 11. Wakacje raczej bardziej służą wypoczynkom na świeżym powietrzu, niż przesiadywaniu w salach kinowych, często nie posiadających klimatyzacji (daleko nam do zachodnich standardów).

Jeżeli miałbym krótko scharakteryzować 2007 rok, to od razu nasuwają się następujące wnioski. Liczbą roku była niewątpliwie trójka. Kina opanowała inwazja triqueli - „Spider-Man 3", „Piraci z Karaibów 3" „Shrek Trzeci", „Godziny szczytu 3", „Ocean's 13", „Ultimatum Bourne'a" „Resident Evil 3". Kino powoli zaczyna przypominać telewizyjne telenowele, a z zapowiedzi wynika, że tendencja raczej będzie się pogłębiała niż zanikała. Tożsame fabuły mnożą się niemiłosiernie, czy to w horrorach, komediach czy filmach akcji. Najwidoczniej dużo łatwiej i pewniej jest wyłożyć pieniądze na produkt sprawdzony niż inwestować w niepewne projekty. Mimo mnogości sequeli należy odnotować kilka udanych „come backów". Bruce Willis, Kurt Russell, Sylvester Stallone, John Travolta czy Michelle Pfeiffer udowodnili, że nie można spisywać ich jeszcze na straty.

Na kinowe salony w chwale wróciły westerny. Dwa głośne tytuły zachwyciły krytyków i widzów. Mowa oczywiście o „3:10 do Yumy" i „Zabójstwie Jesse Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda". Obie produkcje mają szansę na Oskary. Kończący się rok to także triumf kina niezależnego, autorskiego i to nie tylko pochodzącego z Ameryki. Naprawdę szkoda, że takie produkcje trafiają na rodzime ekrany z dużym poślizgiem, często w niewielkiej ilości kopii. Z drugiej strony nie ma się co dziwić decyzjom dystrybutorów, skoro filmy docenione przez Amerykańską Akademię Filmową, nagradzane na światowych festiwalach nie potrafią zebrać stutysięcznej widowni w naszym kraju. Można zachwycać się dziełem nieżyjącej już Adrienne Shelly - „Kelnerka". Z bardzo dobrej strony zaprezentowała się produkcja Bena Afflecka „Gdzie jesteś Amando?", oparta na bestsellerowej książce Dennisa Lehane'a. Rewelacyjną postawę zaprezentował obraz „Juno" ze świetną kreacją Ellen Page, która zagrała nastolatkę w ciąży. W Europie triumf święci biograficzny obraz o Marjane Satrapi - bohaterce „Persepolis" oraz najnowsze dzieło Juliana Schnabla „Motyl i skafander". Niestety, na większość tych filmów musimy poczekać do przyszłego roku.

2007 rok to także nowe twarze w kinie. Shia LaBeouf jeszcze nie tak dawno temu zagrał epizod u boku Keanu Reevesa w „Constantinie". Obecnie sam został gwiazdą światowego formatu. Zachwycił krytyków w niskobudżetowej produkcji „Niepokój", udzielił głosu Cody'emu w animacji „Na Fali", aby w końcu wspólnie z Autobotami uratować Ziemię w filmie Michaela Baya - „Transformers". Nazwisko młodego aktora warto zapamiętać. W przyszłym roku zobaczymy go u boku Harrisona Forda w „Indianie Jonesie", a kolejne hity są tylko kwestią czasu.

Całkiem sporo w tym roku powstało produkcji fantasy. Widać, że twórcy coraz chętniej sięgają po różne książkowe pozycje w poszukiwaniu Eldorado - drugiego „Władcy Pierścieni". Niestety, na razie świetne wyniki zbiera tylko „Harry Potter". Klęskę poniosła „Ciemność rusza do boju" (polska premiera w styczniu), „Gwiezdny pył" mimo pozytywnych recenzji nie przykuł uwagi widzów, słabo sprzedaje się „Złoty kompas", a wynik „Mostu do Terabithii" można określić mianem przyzwoity. Nie oznacza to, że obyło się bez niespodzianek. Pierwszą z nich jest zdobywca trzech Oskarów „Labirynt Fauna" oraz zbierająca dobre recenzje komedia fantasy „Zaczarowana" (do Polski zawita w styczniu).

Najpopularniejszym filmem w polskich kinach, jak można się było spodziewać, został „Shrek Trzeci". Na dzień dobry ustanowił rekord otwarcia (po 1989 roku) - niespełna 800 tysięcy widzów. W sumie przygody zielonego ogra obejrzało w Polsce ponad 3,3 miliona widzów. Drugim najchętniej oglądanym tytułem okazała się rodzima produkcja - „Katyń" (niespełna 2,75 miliona widzów). Spośród polskich komedii najlepiej zaprezentował się „Testosteron", ponad 1,3 miliona widzów.

Warto odnotować sukces adaptacji „graphic novel" Franka Millera. „300" osiągnęło na starcie rezultat 175 tysięcy widzów. To jeden z najlepszych komiksowych debiutów w naszym kraju. Ani „Spider-Man 3" Raimiego ani „Batman: Początek" Nolana nie osiągnęły takiej popularności. „300" obejrzało w Polsce niespełna 600 tysięcy osób, świetny rezultat w tym roku. Honor amerykańskich produkcji obronił praktycznie w pojedynkę „Shrek". Wprawdzie najnowszy „Harry Potter" czy „Piraci z Karaibów" zebrały po milionie widzów, ale w perspektywie innych rynków światowych, bądź europejskich przygody czarodziejów z Hogwartu oraz wyczyny Jacka Sparrowa sprzedały się w Polsce przeciętnie. Tu powtarza się stara prawda, że mamy problemy z wykształceniem kultury oglądania filmów. Osiągniecie wyniku powyżej 200 tysięcy widzów w Polsce uznawane jest za sukces. Biorąc pod uwagę wpływy z innych europejskich rynków, gdzie podobny wynik produkcje uzyskują w przeciągu kilku dni, rodzime rezultaty wypadają blado.

Zawrotną popularnością cieszą się nieustannie komedie romantyczne. Każda nowa tego typu produkcja stanowi jedynie kalkę swojej poprzedniczki, oferując podobne schematy. Żyjemy zbyt szybko, zbyt łatwo, nie poszukujemy w kinie artystycznych wartości tylko taniej papki, którą karmimy nasze umysły. Dużo łatwiej jest przyswoić produkt pięknie zapakowany, podany nam z całą medialną otoczką niż zdobyć się na chwilę refleksji nad nietuzinkowym obrazem. Zwyczajnie nie wymagamy od kina głębszego przesłania, a twórcy podążają w podobnym kierunku. Skoro kino ambitne nie przemawia do wyobraźni Polaków, otrzymujemy nic nie warte dziełka, piękne złudzenia, które napełniają kasy kin. Nie czepiam się polskiej komedii (kultowy niegdyś gatunek), ale stylu w jakim takie produkcje powstają. Forma naszej rodzimej kinematografii popada w coraz większą degrengoladę. Europa potrafi kręcić niezłe filmy. Aby się o tym przekonać, wystarczy rzucić okiem na produkcje naszych sąsiadów Niemców, Czechów czy Rosjan. Dlaczego tylko komedie potrafią ściągać widzów do kin (pomijam „Katyń")? Najwyraźniej uwielbiamy oglądać przekoloryzowany świat perfekcyjnych ludzi, zapominając o szarej codzienności. Na szczęście nie wszyscy pragną kręcić filmy dla mas. W minionym roku nie zabrakło interesujących polskich produkcji. Wystarczy wymienić obraz Doroty Kędzierzawskiej „Pora umierać", „Sztuczki" czy „Wszystko będzie dobrze". Ale są to jedynie wyjątki, na ekranach pojawia się zbyt duża ilość tandety i sztampy.

Jakie prognozy rysują się na przyszłość? Popularność kina nie zmaleje, ale coraz bardziej odczuwalny będzie nacisk rynku DVD. Dystrybutorzy planują kilka interesujących premier na 2008 rok, zarówno kina ambitnego, jak i czysto rozrywkowego. Wielbiciele różnych gatunków znajdą dla siebie interesujące tytułu. Jak zwykle początek roku będzie mocno obsadzony, wyścig po Oskary czas zacząć.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...