"Sanctuary" - recenzja

Autor: Katarzyna "Katya" Ulman Redaktor: Kiriana

Dodane: 30-09-2007 12:22 ()


 

„Terapia genowa, transplantacja, klonowanie... Znaczenie słowa – człowieczeństwo – we współczesnym świecie zmienia się prawie codziennie. Ale istnieje ciemniejsza strona ewolucji ludzkości. Istnieje również prawda, z którą zmierzyć się może parę odważnych osób. Na świecie panoszą się potwory. I to one są kluczem do przyszłości naszej rasy.”

Sanctuary” („Azyl”)

 

 

Azyl to miejsce w mrocznym i tajemniczym świecie, zamieszkanym przez potwory, kreatury oraz wszelkie inne hybrydy powstałe w wyniku nieodpowiedzialnej działalności człowieka. Tutaj, w czasach przypominających klimatem zbitkę Gotham City z epoką wiktoriańską lub „Underworldu”, stanowią one grupę „Anormalnych”, składającą się z najróżniejszych postaci – od wilkołaków po wampiry. Wszyscy posiadają jakieś niezwykłe zdolności. Ich życie nie przypomina jednak sielanki. Niektórzy z „Anormalnych” stanowią zagrożenie dla siebie samych, niektórzy swoim zachowaniem mogą być niebezpieczeństwem dla społeczeństwa lub społeczeństwo może nim być dla nich. Inni stoją pomiędzy dwoma obozami, balansując na cienkiej linii. I potrzebują ochrony. A tą może im zapewnić osoba z niesamowitymi zdolnościami i możliwościami. Możliwości, chęć i siłę, aby stawić temu wszystkiemu czoło posiada grupka ludzi skupionych wokół tytułowego „azylu” i jego właścicielki.

 

Bohaterowie

 

„Najlepsi naukowcy zawsze spoglądali poza granice nauki. Poza to, co było niewiadome. Byli zdolni uwierzyć w to, co było niewyobrażalne. ” (www.sanctuaryforall.com)

Dr Helen Magnus (Amanda Tapping) – doktor z bronią.

Pochodząca jeszcze z Anglii epoki Wiktorii dr Magnus posiada dar nieśmiertelności. Obecnie ma ponad 150 lat, choć tak właściwie wygląda na 35. Jako jedna z nielicznych kobiet – lekarzy w II połowie XIX wieku kontynuowała swoje studia w innych dziedzinach jak biologii, itp. jednocześnie prowadząc badania nad wszelkimi nadprzyrodzonymi rzeczami wymagającymi wyjaśnień. Miejsce do badań znalazła w tzw. „azylu”, podziemnym laboratorium, gdzie jej ojciec dawał schronienie różnym stworzeniom zgłębiając jednocześnie ich naturę i nadnaturalne zdolności. Helen kontynuuje jego misję, stając w obronie grupy „Anormalnych” i pomagając im jak tylko może, nie przerywając jednak badań nad nimi. Dar, który posiada, był nie do końca przez nią oczekiwaną i pozytywną nagrodą, otrzymaną w wyniku przeprowadzanych eksperymentów. Oprócz tej niespodziewanej cechy, za sprawą „Anormalnych” i pracy z nimi olbrzymie zmiany pojawiły się również w prywatnej sferze życia Helen. Zmiany te pojawiły się pod postacią Johna Druitta - jednego z pierwszych pacjentów dr Magnus. Już na samym początku ich znajomości, okazał się najbardziej „niezwykłym” z badanej grupy. Posiadał zdolność przemieszczania się w czasie i przestrzeni, jednak motywem jego działań nie była ciekawość, ale chęć zatarcia śladów oraz uniknięcia kary za zbrodnie, których się dopuścił. Za każdym razem, gdy korzysta i korzystał ze swoich zdolności, pogarszał się jego stan zdrowia, w wyniku czego popadał w coraz większą psychozę. Teraz jego podróż ma trochę inny charakter – Druitt przemierza przestrzeń i „spaceruje” pomiędzy wiekami, aby odszukać swoją niedoszłą żonę i... córkę.

 

Ashley Magnus (Emilie Ullerup) – bunt w rodzinie.

Ashley to nieodrodna córka swojej matki. Podobne sarkastyczne poczucie humoru, zainteresowanie medycyną i chęć niesienia pomocy to coś, co cementuje ich już i tak dobre relacje. Jednak wszystko zostaje wywrócone do góry nogami, w momencie, gdy Ashley zostaje wciągnięta w „podziemny” świat, w którym obraca się jej matka, oraz świadomość, że jej ojcem jest morderca. Te rewelacje kładą cień na relacji matka – córka, w szczególności, gdy córka to niezależna dwudziestolatka, radząca sobie z niemal każdym typem broni, wygadana i kierująca się głównie instynktem doskonale radzi sobie w tym „drugim świecie”. To typowa nastolatka (właściwie aż za bardzo typowa, co czasami odbija się negatywnie na fabule) – zbuntowana, impulsywna i nieznośna od czas do czasu.

 

 

Dr Will Zimmerman (Robin Dunne) – „uczeń”.

Will, to lekarz – psychiatra; przyszłość działalności dr Magnus. Wcielając się w rolę trochę zagubionego nowicjusza, ucznia Helen, Dunne wnosi do serialu element komiczny (utarczki słowne z Helen), przy czym nie na tym kończy się jego „przydatność”. Jako młody podopieczny dr Mangus zgłębia tajniki laboratorium i pomaga pacjentom „azylu”. Jego doskonała znajomość psychiki i ogromna empatia pozwala mu zmierzyć się z wewnętrznymi demonami „Anormalnych”, jak i własnymi problemami – strachem przed potworami nabytym w dzieciństwie. Teraz Zimmerman zostaje wciągnięty do świata, w którego obecność nigdy nie wierzył, i który zmusza go do zanegowania wszystkich wartości, jakie znał. Wybór, po której stronie stanąć; powrócić do normalnego życia i zostawić za sobą to nowe, bądź co bądź, niebezpieczne życie, zależy tylko i wyłącznie od niego.

 

Co, gdzie, jak i kiedy?

 

Sanctuary” to jeden z niewielu seriali wyprodukowanych i emitowanych tylko w Internecie. Wcześniej takie kroki z większym lub mniejszym sukcesem były podejmowane przez Frasera Coulla i jego Night is Day" oraz film Dreamscape. Tego samego medium użył Ronald D. Moore, łącząc sezon drugi i trzeci serialu „Battlestar Galactica” za pomocą odcinków „Resistance”. „Sanctuary” idzie o krok dalej.

 

Ta próba, w odróżnieniu od poprzedników ma wprowadzić kilka nowości do tego typu emisji. Serial ma łączyć w sobie elementy typowej produkcji telewizyjnej, gry komputerowej oraz telewizji High Definition i CGI. Oprócz tego twórcy „Azylu” skupiają się na kontakcie z fanami i na ich zaangażowaniu w projekt – poprzez pomoc w samej promocji, czy tworzeniu fabuły. Każdy z odcinków – ośmiu w pierwszym sezonie trwających około 15 minut – zabiera widzów w tajemniczy i mroczny świat określany przez twórców jako mieszanka „Z archiwum X” i „Van Helsinga”, w którym prym wiodą kanadyjscy aktorzy, dobrze znani wśród telewizyjnego środowiska science fiction.

 

 

Przez „Wrota” do „Sanctuary”

 

 

W tworzenie „Azylu” zaangażowani są ludzie odpowiedzialni za „StarGate SG – 1” (dla mnie definitywnie serial numer jeden) i „StarGate: Atlantis”, zaczynając od Amandy Tapping (Samantha Carter, Helen Magnus). Postać odtwarzana w „Azylu” niemal całkowicie różni się od odpowiedzialnej i opanowanej pani pułkownik. I nie mówię tu o sposobie uczesania i kolorze włosów. Helen, od początku osoba zdystansowana i doświadczona przez życie, jakie przyszło jej prowadzić. Ma mroczniejszą naturę i bardziej bezkompromisowe podejście do życia. W końcu 150 lat tułania się człowieka po tym padole ziemskim musi mieć swoje konsekwencje w zachowaniu bohaterki. W rękach Amandy wszystkie niuanse tej postaci są wiarygodnie oddane i przedstawione. Jednym słowem – bomba.

Kontrastem dla dr Magnus jest Ashley. Grająca ją Emilie Ullerup, tak jak reszta ekipy, nie jest nowicjuszką w tego typu produkcji. Swoje pierwsze kroki dziewczyna stawiała w trzech odcinkach „Battlestar Galactica” jako Julia Prynne). Teraz trafiła pod skrzydła Damiana Kindlera i reszty „gwiezdnej” ekipy. Jak na początek, zaczyna dość dobrze.

Postać Willa Zimmerman gra aktor znany z „Dead Like Me”, Robin Dunne. W roli młodego badacza, wkraczającego w niebezpieczny świat „Anormalnych”, radzi sobie OK, ale bez żadnych fajerwerków. Jest to solidna aktorska robota, ale nie wciskająca widza w fotel, czy obrotowe krzesło. Trzeba jednak zaznaczyć, że patrząc na relacje Helen i Willa miałam niezłą radochę.

Przez „Azyl” przewija się paru innych aktorów z rodziny „SG-1”, m.in.: Dawid Hewlett, czy Peter DeLuise.

 

Podsumowanie

 

Zdaje się, że pomysł zdał egzamin – już na jesieni cała ekipa powraca do pracy nad sezonem drugim. Jeżeli ktoś jeszcze nie zaczął podróży z tą trójką bohaterów, bez problemu może nadrobić zaległości. Pierwsze cztery odcinki pierwszego sezonu są do ściągnięcia za darmo z oficjalnej strony serialu, ale można je „złapać” na You Tube, czy MySpace. Reszta odcinków jest dostępna za niewielką opłatą – 1,99 $. Pod koniec roku ma się zresztą pojawić wydanie DVD.

Biorąc pod uwagę wszystkie osiem odcinków trzeba przyznać, że podsumowanie końcowe jest pozytywne. Serial nie pozbawiony jest błędów, ale „Sanctuary” rozwija się pod każdym względem – technicznie i fabularnie. Warto zwrócić uwagę na tę produkcję i dać jej szansę. A nuż takie projekty staną się popularniejsze i seriale zagoszczą w Internecie, z dala od niektórych stacji telewizyjnych.

 

 

 

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...