„Star Wars. Darth Maul: Syn Dathomiry” - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 24-02-2024 22:52 ()


Dawno, dawno temu, gdy do kin wchodziły kolejne części trylogii prequeli, zwykło się mówić, że „Mroczne widmo” broni się tylko trzema elementami: wyśmienitą muzyką Johna Williamsa, nieźle skoordynowanymi walkami na miecze świetlne i Darthem Maulem. Ze swojej strony nie uważałem wtedy, że Maul – bardziej śmieszny, niż groźny, karykaturalnie mroczny z idiotycznie zepsutymi zębami – wyróżnia się jakoś na plus. Zdanie zmieniłem, dopiero gdy George Lucas (nie Dave Filoni, jak się to czasem twierdzi) podjął wielce kontrowersyjną decyzję przywrócenia Maula do życia w serialu „The Clone Wars”. Dopiero wtedy, nomen omen, nabrał on życia i kolorytu, i z jednowymiarowego „złola” przeistoczył się w ciekawą postać o niejednoznacznych motywacjach.

Gdy skasowano serial w 2013 roku (czyli niedługo po kupieniu Lucasfilmu przez Disneya), wydawało się, że historia Maula nie zostanie poprowadzona dalej. Stało się jednak inaczej i scenariusz czterech odcinków, które miały to uczynić w niewyprodukowanym wówczas siódmym sezonie, został w 2014 roku zaadaptowany na potrzeby komiksu pt. „Syn Dathomiry”. I, nie da się ukryć, na każdym kroku to czuć. Dość rzec, że ten czterozeszytowy (w oryginale) komiks przeczytałem w rekordowe 20 minut, jest aż tak wypakowany akcją.

Nie da się też ukryć czegoś innego: ten komiks to mokry sen fanów Ciemnej Strony, Maula i Mandalorian. Gdzie nie spojrzeć – ktoś w beskarze, ktoś machający mieczem świetlnym albo rzucający błyskawicami Mocy. Jeśli zaś chcieliście kiedykolwiek zobaczyć wieloosobową bitwę na miecze świetlne i Moc z udziałem trzech różnych Darthów (lub ex-Darthów), generała Grievousa i nie tylko, to dobrze trafiliście. Ba, w pewnym momencie we wszystko mieszają się Jedi, z Mace'em Windu i Obi-Wanem w rolach głównych. Czy wychodzi z tego dobry komiks? Średnio.

Przede wszystkim, będzie miał dla Was sens jedynie, jeśli oglądaliście odcinki z udziałem Maula z „The Clone Wars” (czyli końcówkę czwartego sezonu i części piątego, i szóstego) – powiedzieć, że jest sporo odniesień do nich to mało, bez znajomości serialu nie macie po co sięgać po tę pozycję. To, że „Syn Dathomiry” nie działa do końca jako samodzielna pozycja to jedno, innym problemem jest pędząca na złamanie karku akcja, gdzie nie ma czasu na oddech i zagłębienie się w niuanse fabuły. Choć z drugiej strony może to dobrze, bo jakby się zatrzymać, to doszłoby się do wniosku, że połowa historii nie ma sensu np. z syndykatami kryminalnymi idącymi na regularną wojnę z Separatystami.

Z drugiej strony, choć „Syn Dathomiry” faktycznie jest przeładowany fajerwerkami, dokłada kilka cegiełek do budowy postaci Dartha Maula i jego obsesji na punkcie swojego byłego mistrza (bo o obsesji na punkcie Obi-Wana wiemy chyba wszyscy). Fabuła ma też niezłe zwroty akcji, z knującymi i próbującymi przewidzieć swoje ruchy Sidiousem i matką Talzin. A i same fajerwerki nie są najgorsze; jeśli lubicie komiksy, gdzie dużo się dzieje, to ten spokojnie zaspokoi Wasze najśmielsze oczekiwania. Może kreska nieco kuleje, ale swoje zadanie wykonuje. Jeśli jednak nie jesteście fanami takich dzieł, nie darzycie wielką miłością „The Clone Wars”, a na widok Maula nie szczerzycie zębów (nawiasem mówiąc, zęby Maula są popsute tylko na okładce; wszędzie indziej są perfekcyjnie bielutkie), to „Syna Dathomiry” zdecydowanie Wam odradzam – to nie jest komiks, którego szukacie.

 

Tytuł: Star Wars. Darth Maul: Syn Dathomiry

  • Scenariusz: Jeremy Barlow, Dave McCaig
  • Rysunki: Dave McCaig, Juan Frigeri, Lucas Marangon
  • Tusz: Rick Magyar
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Data wydania: 31.01.2024 r.
  • Seria: Star Wars: Darth Maul
  • Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
  • Druk: kolorowy
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Format: 16,7x25,5 cm
  • Stron: 144
  • ISBN: 9788328164413
  • Cena: 54,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji


comments powered by Disqus