„Star Wars. Wielka Republika: Równowaga Mocy” - recenzja
Dodane: 30-12-2023 21:27 ()
Twórcy ambitnej „Wielkiej Republiki” przygotowali dla nas trzy fazy projektu. Pierwsza, zakończona upadkiem Gwiezdnego Blasku, zostawiła nas z szeregiem pytań i niedomkniętych wątków, i wielką chrapką na więcej. Na to przyjdzie nam jednak nieco poczekać, gdyż druga faza – być może świadomie odzwierciedlając chronologię powstawania trzech filmowych trylogii „Star Wars” – cofa nas o sto pięćdziesiąt lat, do czasów bez Nihilów, Drengirów i hasła „wszyscy jesteśmy Republiką”, za to z tajemniczą Matką i jej Ścieżką Otwartej Dłoni. Motorem napędowym projektu są książki, ale podobnie, jak to miało miejsce z poprzednią fazą, tak i tu towarzyszy im seria komiksowa, choć tym razem rozpisana tylko na dziesięć zeszytów.
„Równowaga Mocy” wrzuca nas w sam środek drugiej fazy, na znaną z „Rogue One” Jedhę, gdzie niedługo ma się odbyć podpisanie traktatu pokojowego między Eiram and E’ronoh. Na szczęście – lub nie – czytelnik nic nie musi o tym wiedzieć; komiks zawiera kilka scen, które docenią Ci, co przesłuchali słuchowisko „The Battle of Jedha”, ale poza tym podąża swoją ścieżką. Jeśli ktoś się spodziewał mocnych powiązań z książkami i wspomnianym słuchowiskiem to może się poczuć zawiedziony. Być może druga część serii będzie pod tym względem inna.
Co nas czeka w „Równowadze Mocy”? Powolne budowanie historii za pomocą paru postaci, które – wyjątkowo jak na „Wielką Republikę”, gdzie ten aspekt jak dotąd nigdy nie zawodził – nie robią wielkiego wrażenia. Weźmy takiego rycerza Jedi, Vildara Mara. Poza wyciąganą co chwila jako flashback traumą z dzieciństwa nie można o nim powiedzieć nic. Jest na pierwszym planie, jednak to postać całkiem bezbarwna. Były strażnik Whillów, Tey Sirrek, wpisuje się w schemat „tego dobrego, co zawsze jest w złym miejscu i czasie” o co najmniej jedno „złe miejsce” za dużo. Ciekawsi są przemykający się po drugim planie bohaterowie, ale zostają nam oni ‘podani’ dość fragmentarycznie; taka choćby Olivah, padawanka znudzona konfliktami w Zgromadzeniu Mocy, aż prosi się o więcej kadrów.
Jak już wszedłem na temat kultów Mocy, komiks robi wiele, by utwierdzić nas w przekonaniu, że Jedi nie są mile widziani w Świętym Mieście, nie dowiadujemy się jednak, czemu. Odpowiedzi musimy obie poszukać w książkach, a to o tyle irytujące, że wystarczyłoby parę słów wyjaśnienia. Jednak na kulty Mocy nie ma co narzekać: „Równowaga Mocy”, inaczej niż „The Battle of Jedha”, robi świetną robotę w przedstawieniu, jak wiele różnych ścieżek Mocy jest na Księżycu Pielgrzymów (w tym parę znanych z Legend), i jak kolorowe i różnorodne jest Zgromadzenie Mocy. Tego mi brakowało w słuchowisku; tam wiele o tym mówiono, ale niewiele pokazano.
Wspominałem, że „Równowaga Mocy” to powolne budowanie historii. Jak na pierwszą część relatywnie krótkiej serii, komiks zdecydowanie za dużo czasu poświęca rozpędzeniu się do właściwej prędkości, co skutkuje zostawieniem nas z paroma cliffhangerami. Obawiam się też, że zanim poznamy multum postaci przewijających się w serii i spędzimy z nimi trochę czasu, zaraz się ona skończy. Mam wrażenie, że byłoby lepiej, gdyby scenarzysta ograniczył paletę bohaterów i szybciej przeszedł do meritum. W rezultacie dostaliśmy to, co dostaliśmy – nie do końca udany komiks, który wchodzi w drugą fazę w nieco dziwnym miejscu. O ile nie wczytujecie się z zapartym tchem „Wielkiej Republiki”, nie wiem, czy „Równowaga Mocy” to lektura, którą bym Wam polecił.
Tytuł: Star Wars. Wielka Republika: Równowaga Mocy
- Scenariusz: Cavan Scott
- Rysunki: Ario Anindito, Andrea Broccardo
- Wydawnictwo: Egmont
- Tłumaczenie: Katarzyna Nowakowska
- Data publikacji 06.12.2023 r.
- Druk: kolorowy
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Format: 16,7x25,5 cm
- Stron: 128
- ISBN: 9788328164208
- Cena: 49,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji
comments powered by Disqus