„Pan Wilk i spółka. Bad Guys” - recenzja

Autor: Ewelina Sikorska Redaktor: Motyl

Dodane: 16-01-2023 23:45 ()


Idąc przez życie, niejednokrotnie zadajemy sobie pytanie, czy jest możliwa jego diametralna zmiana? Czy my jesteśmy w stanie zmienić się na lepsze lub gorsze? Czy jesteśmy w stanie zmienić swoje nawyki? I w końcu najważniejsze: lepiej być dobrym czy złym? Na to pytanie postanowiło odpowiedzieć studio, które słynie z nietuzinkowych bohaterów o złotych sercach. Mowa oczywiście o DreamWorksie, które u szczytu swej potęgi konkurowało z największymi w animowanej branży, a dziś chyba postanowiło dać sobie i nam widzom drugą szansę.

Od swoich najwcześniejszych początków, studio to było takim bad boyem w amerykańskiej branży animacji, buntownikiem idącym pod prąd, gotowym na różnego rodzaju eksperymenty i ryzyko, przy tym kompletnie różnym od swojej największej konkurencji – Disneya. O ile studio Myszki Mickey miało jako swoich głównych bohaterów postaci wręcz kryształowo moralne, to bohaterowie DreamWorksa przeważnie nie byli bez wad, ale co istotne zawsze serce mieli po właściwej stronie. Mimo nierzadko kontrowersyjnego podejścia studio potrafiło jednak tak umiejętnie żonglować poszczególnymi elementami fabuły, że zawsze udawało się łączyć zabawę i niebanalny morał, stanowiący naukę dla najmłodszych. Tak było w Shreku, czy nawet krytykowanym przez wielu Dzieciak rządzi (chociaż dla mnie tak na marginesie to całkiem przyjemna animacja a studio miało w swojej historii o wiele gorsze produkcje). Jednak po sukcesach Jak wytresować smoka 3 i Kung Fu Pandy 3 przez kilka ostatnich lat DreamWorks raczej nie zachwycało. Dostawaliśmy raczej przyzwoite produkcje, ale nie na tyle, aby zostały zapamiętane przez widzów czy krytyków na dłużej (seria Dzieciak rządzi, seria Trolle, Krudowie 2, Kapitan Majtas: Pierwszy wielki film) i raczej skierowane do widza najmłodszego. Jednak premiera Pana Wilka i Spółki. Bad Guys dała nadzieję, że czas posuchy się kończy i idzie ku dobremu.

Studio DreamWorks przeważnie miało dobrą rękę do adaptacji książek. Zawsze potrafiło wyciągnąć z papierowego oryginału to, co najlepsze, tworząc jego animowaną adaptację. Nie zawsze wierną, ale oddającą ducha literackiego pierwowzoru. Nie inaczej rzecz ma się z Panem Wilkiem i spółką. Bad Guys, których scenariusz bazował na bestsellerowej serii powieści graficznych Aarona Blabeya pod tym samym tytułem.

Wracając jednak do samej animowanej opowieści studia mającego w swoim dorobku takie hity jak m.in. Shrek, Jak wytresować smoka czy Kung Fu Panda, tym razem w centrum wydarzeń znajdują się tytułowi Bad Guys, tj. Pan Pirania, (mały, ale wariat), Pani Tarantula (spec od komputerów), Pan Rekin (złodziej klasy światowej), Pan Wąż (włamywacz jedyny w swoim rodzaju), ale przede wszystkim Pan Wilk, kieszonkowiec - dżentelmen i herszt tej nietuzinkowej bandy złoczyńców-przyjaciół, który pewnego dnia dostaje olśnienia: czy do końca życia musi być tym złym. Czas na bycie dobrym! Pomińmy fakt, że wpada na to w chwili, gdy po nieudanym skoku, jemu i jego kumplom grozi odsiadka i tylko postanowienie poprawy może ten stan zmienić. W końcu liczą się chęci, prawda? I tak to, co zaczęło się jako niewinne wyjście z patowej sytuacji, stawia życie Pana Wilka i jego przyjaciół na głowie i wymusza podjęcie trudnych decyzji. W tle zaś tego wszystkiego czai się skryty w cieniu złoczyńca z diabolicznym planem....

Pan Wilk i Spółka. Bad Guys przypomina trochę niewydarzone, ale całkiem urocze dziecko Zwierzogrodu z Ocean's Eleven (nawet dostajemy własnego Clooneya w postaci Pana Wilka! Szkoda, że ten prawdziwy nie miał przyjemności użyczyć swojego głosu) z nutką Guya Ritchiego. Co ważne, od czasu Megamocnego (który osobiście jest jedną z lepszych animacji na koncie studia) DreamWorks nie czyniło głównymi bohaterami tak niejednoznacznych moralnie bohaterów, jak ekipa Pana Wilka. Tym samym debiut Pierre'a Perifelsa sięga do korzeni studia. I robi to w naprawdę pięknym stylu.

Wielkie brawa dla scenarzystów, którzy idealnie wykorzystali najmocniejsze elementy papierowego oryginału i dostarczyli nam bohaterów z krwi i kości oraz dynamiczną, wciągającą fabułę trzymającą w napięciu. Przy tym wszystkim wyczuwa się, że, Pan Wilk i spółka. Bad Guys jest to animacja zrobiona w stylu starych dobrych Dreamworksów, gdzie oprócz dobrej zabawy widz musiał konfrontować się trudnymi pytaniami oraz otrzymywał ważne i pouczające lekcje. Nie inaczej jest w przypadku tej opowieści. Poprzez klasyczną opowieść o grupie wyrzutków osadzoną w kliszy heist movie twórcy pokazują jasno i klarownie, jak stereotypy mogą wpływać na nasze życie, postrzeganie świata i ludzi, którzy nas otaczają oraz jak ogromną rolę odgrywa środowisko, w jakim się obracamy. Oprócz tego dostajemy bardzo ważną lekcję o tym, że każdy z nas może się zmienić. Wystarczy mieć wiele samozaparcia i kogoś, kto doda sił. Morał prosty, ale jakby czasem przez nas zapominany na co dzień.

W przypadku innych aspektów obrazu: wizualnie Pan Wilk i Spółka. Bad Guys to uczta dla oka. Idąc ścieżką wyznaczoną rewolucją, jaką dla całej branży animowanej był Spider-Man Uniwersum, DreamWorks nie pozostaje w tyle i trzyma rękę na pulsie, serwując nam bardzo pomysłową, komiksową eksperymentalną animację swojego autorstwa. Inną od tej Sony, ale równie piękną. Zachwyca ona, zwłaszcza w scenach walk i pościgu (szczególne wrażenie robi dynamika i choreografia sceny walki w więzieniu).

Trzeba przyznać, że Daniel Pemberton ma od pewnego czasu całkiem dobrą passę, jeśli chodzi o tworzenie ciekawych ścieżek dźwiękowych. Nie inaczej jest w przypadku animacji. Soundtrack Pana Wilka i Spółki. Bad Guys jest ukłonem w stronę klasycznych heist movie lat 60. XX w. To bardzo energetyczna ścieżka dźwiękowa, w której możemy usłyszeć m.in. organy Hammonda, gitarę fuzz, perkusję bongo, syntezator Mooga. Przy czym nie zabrakło też klasycznych orkiestracji czy współczesnych bitów. Dla urozmaicenia kompozycji kompozytor sięgnął również po niestandardowe instrumenty m.in. flet bansurii słyszany w temacie Szkarłatnej Łapy czy japońskie tashiogoto obecne w głównym motywie całej animacji. Co do piosenki ,,We're Gonna Be Good Tonight” całkiem dobrze wpada w ucho jednak, do moich ulubionych utworów z tej ścieżki dźwiękowej należą energetyczny, wprowadzający Big Bad Wolf, ale też Huff+Puff. Również piosenki przeplatające się z pracą Pembertona świetnie się z nią uzupełniają, czyniąc całość świetnym tłem muzycznym dla wydarzeń rozgrywających się na ekranie.

Od strony technicznej płyta DVD prezentuje się skromnie. Na krążku otrzymujemy jedynie możliwość wyboru między polskim a oryginalnym dubbingiem. Niestety, dodatków brak, a szkoda, bo już sam materiał z prac nad stroną techniczną animacji byłby ciekawy. Co do wersji językowej dostępnej w ramach wydania płytowego: choć nasza rodzima ekipa dubbingowa bardzo dobrze wywiązała się ze swojego zadania, to jednak oryginalna obsada skradła mi serducho. Szczególnie Awkwafina jako Pani Tarantula jest świetna.

Pan Wilk i spółka. Bad Guys to całkiem przyjemny dla oka animowany heist movie, który porusza wiele ważnych problemów, nie rezygnując przy tym ze swojej rozrywkowej szaty. I chociaż pierwsza jaskółka wiosny nie czyni, to ta produkcja jest niejako nieśmiałym sygnałem, że studio będące kiedyś trzecią potęgą w animacji po Disneyu czy Pixarze właśnie postanowiło ponownie zawalczyć o podium. Czy to się uda? Czas pokaże.

Ocena: 7/10

Tytuł: Pan Wilk i spółka. Bad Guys

Reżyseria: Pierre Perifel

Scenariusz: Etan Cohen

Obsada:

  • Sam Rockwell
  • Marc Maron
  • Awkwafina
  • Craig Robinson
  • Anthony Ramos
  • Richard Ayoade
  • Zazie Beetz
  • Alex Borstein
  • Lilly Singh
  • Barbara Goodson

Muzyka: Daniel Pemberton

Montaż: John Venzon

Scenografia: Floriane Marchix

Kostiumy: Courtney Hoffman

Czas trwania: 100 minut

 

Dziękujemy dystrybutorowi Galapagos Films za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus