„Halo, Hans! Czyli nie ze mną te numery!” - recenzja

Autor: Luiza Dobrzyńska Redaktor: Motyl

Dodane: 07-01-2023 11:10 ()


Polacy są znani w świecie z różnych rzeczy, gorszych i lepszych. Jedną z cech naszego narodu jest umiejętność śmiechu wtedy, gdy powinniśmy raczej umierać z przerażenia i grozy. Polacy żartowali w najgorszych czasach i najgorszych miejscach - pod zaborami, za okupacji niemieckiej, w obozach koncentracyjnych czy katowniach UB. Pomagało nam to przetrwać i choć do pewnego zachować zdrowie psychiczne.

Z tego, co już przeminęło, śmiać się oczywiście dużo łatwiej i czasami też ośmieszenie jest tu najlepszą bronią przeciw paranoi. Nie na darmo wkrótce po wojnie powstała przecież genialna komedia "Giuseppe w Warszawie" - nadziwić się nie można, że do tej pory nie przerobiono jej na serial telewizyjny, skoro mamy do czynienia z gotowcem. Spróbowano natomiast sparodiować inny polski "skarb filmowy". Serial Polsatu "Halo, Hans" miał nawiązywać tytułem do "Allo, allo", jednego z najlepszych sitcomów, jakie kiedykolwiek nakręcono, a treścią do "Stawki większej niż życie". Pomysł znakomity, nieograniczone możliwości, dobrzy aktorzy... i całkowita klapa. Dlaczego?

Prowincjonalne, bezimienne miasto, gdzieś w Generalnej Guberni. Rok tysiąc dziewięćset czterdziesty... któryś. Lokal rozrywkowy PARADYZ, prowadzony przez przedwojennego komika o bardzo niezręcznych personaliach "Adolf Kaput". Z ich powodu obecny knajpiarz umiera ze strachu, że zostanie wylegitymowany przez SS. Nie ma przy tym pojęcia, że pod jego własnym dachem pracuje dwoje konspiratorów: barmanem jest pułkownik Jabłuszenko, oficer GRU, a kelnerką Marianna, będąca łączniczką AK pod pseudonimem Jasna. Często wpada też niejaki von Slodowy, adiutant Hermanna Brudnera z gestapo, niebędący wprawdzie w konspiracji, ale z entuzjazmem pomagający ruchowi oporu. Pewnego dnia do lokalu przybywa Piękna Nieznajoma, przynosząc żałobną wieść o śmierci agenta J-23. Jabłuszenko staje przed trudnym zadaniem: musi wybrać nowego Klossa. Po wielu trudach znajduje nasłanego mu przez polską partyzantkę agentka Jana Kosa, który pasuje fizycznie do swej roli, wszakże odmawia przyjęcia nazwiska Kloss, uważając je za pechowe. W końcu dwudziestu trzech Klossów już zginęło...

Serialowi nie można zarzucić praktycznie niczego, poza nieco niedopracowanym scenariuszem. No i to chyba wystarczyło, by podpisać na niego wyrok. Nie pomogły świetne kreacje aktorskie. Zwłaszcza kobiece, wśród których na szczególną wzmiankę zasługuje zjawiskowa, absolutnie bezkonkurencyjna Tamara Arciuch w roli Pięknej Nieznajomej, słodka i dziewczęca Magdalena Socha jako Jasna oraz pełna ognia Katarzyna Galica jako Hilda Klopps. Tak, tak, w tej wersji nasz superagent ma legalną żonę, w dodatku stuprocentową Germankę! Mimo że Hilda zdradza cudem odzyskanego męża - jak sama mówi, wrócił już zza grobu dwudziesty trzeci raz - to jest o niego bardzo zazdrosna. Utrudnia to Kloppsowi jego robotę, polegającą zazwyczaj na uwodzeniu wskazanych przez Jabłuszenkę kobiet i wyciąganiu od nich informacji w łóżku. Równie zazdrosna jest o niego łączniczka Jasna, bez pamięci zakochana w przystojnym Janku. Do tego Klopps musi uważać na Brudnera, który śledzi go i usiłuje przyłapać na szpiegowskiej robocie, a także na Jabłuszenkę, który - jako oficer GRU - z zasady nie ufa nikomu. Naprawdę trudno mu w takiej sytuacji wykonywać swoje zadania, to znaczy być członkiem AK, który przeniknął do AL, żeby GRU mogło umieścić go w Wermachcie, gdzie ma szpiegować dla ZSRR

Bartek Kasprzycki jako Hans Klopps jest naprawdę świetny. Pokazał klasę aktorską, której mamy bardzo mało u aktorów młodego pokolenia. Warto też zwrócić uwagę na kreację mało znanego Bogdana Kalusa, który jako von Slodowy (kolejna aluzja), Ślązak, przemocą wcielony do niemieckiego wojska, stworzył pełnokrwistą, zabawną postać polskiego Szwejka. Inni mężczyźni prezentują się nie tyle gorzej, ile bardziej blado - choćby Piotr Pręgowski jako Hermann Brudner. Wspaniały duet komiczny, czyli Artur Barciś jako Mosze/von Thorgelsund i Cezary Żak jako Jabłuszenko, sam w sobie był genialny, ale ich kreacjom zaszkodził chyba fakt, że jako aktorzy charakterystyczni są zbyt dobrze znani z innych produkcji. Lepiej byłoby zaangażować tych mniej znanych i mniej "ogranych". Z żalem muszę powiedzieć, że najgorzej chyba zaprezentował się bardzo przeze mnie lubiany Grzegorz Wons jako knajpiarz Kaput. Nie jest to jednak wcale wina sympatycznego aktora, a kogoś, kto zdecydował o "ozdobieniu" go kiczowatym makijażem, dzięki któremu jego postać wygląda jak własna karykatura. Można było rozegrać to lepiej, nie robić klauna z właściciela knajpy, a przed wojną konferansjera - tak na marginesie, wyraźna aluzja do Fryderyka Jarosy'ego. Mogłoby być więcej takich nawiązań. Za to zupełnie niepotrzebną, nic niewnoszącą i nieśmieszną, a raczej irytującą postacią jest Pimpusza, podrabiana cygańska wróżbitka - w tej roli Dorota Chotecka. Doskonale mogłoby się bez niej obyć, i szkoda tak dobrej aktorki dla tej roli.

Mimo wszystkich zastrzeżeń serial ogląda się na tyle dobrze, że trudno nie westchnąć nad jego przedwczesnym zakończeniem. Można było przecież poprawić scenariusz i zaryzykować drugi sezon. Wiele gorszych produkcji ma ich po kilka, a nawet kilkanaście. Tymczasem producenci "Halo, Hans" zwinęli chorągiewkę niemal od razu i do dziś możemy najwyżej oglądać powtórki jedynego sezonu, który powstał. Naprawdę szkoda.

Ocena: 6/10

Tytuł: Halo, Hans! Czyli Nie ze mną te numery!

Reżyseria: Maciej Strzembosz

Gatunek: serial komediowy

Obsada:

  • Bartłomiej Kasprzykowski
  • Tamara Arciuch
  • Piotr Pręgowski
  • Cezary Żak
  • Grzegorz Wons
  • Artur Barciś
  • Katarzyna Galica
  • Magdalena Socha 

Ilość odcinków: 13

Premiera: 1 grudnia 2007 r.


comments powered by Disqus