„Free Guy” - recenzja wydania blu-ray

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Motyl

Dodane: 16-02-2022 23:54 ()


Ryan Reynolds oprócz występowania w filmach akcji lubuje się w produkcjach komediowy, do czego ma smykałkę. Nie tylko ze swobodą wciela się w komiksowych bohaterów, ale ma też spory potencjał komiczny, co z powodzeniem pokazuje na ekranie. Wydaje się więc, że rola we Free Guyu jest dla niego wymarzona. To swoiste połączenie dowcipkowania, którym raczył nas nie raz i nie dwa na dużym ekranie, a także sprawności fizycznej przy wszelkiego rodzaju heroicznych kreacjach. Kim jest zatem tytułowy Guy, którego trzeba uwolnić, a dokładnie skąd go trzeba uwolnić?

Tak więc Guy to jedna z dalszoplanowych postaci w bijącej rekordy grze komputerowej Free City, zwany powszechnie non player character, czyli bohater dalekiego tła. Niejednokrotnie zanurzeni w różnego rodzajach grach nawet nie zwracamy na takie postaci uwagi. Twórcy filmu jednak pokazują, że to błąd i wręcz wykrzykują z ekranu, co by było, gdyby taki NPC był samoświadomy i zaczął odgrywać w danej konsolówce większą rolę niż robienie tylko za szare tło. Mamy zatem ciekawy punkt wyjścia, który gwarantuje nam, że w grze zacznie zachodzić jakaś ewolucja z uwagi na odmienne zachowanie Guya. Warto nadmienić, że bodźcem do zmiany monotonnego życia NPC było spotkanie na ulicy kobiety - avatara gracza Molotovgirl – do której Guy poczuł miętę. I tak miłość staje się silniejsza niż algorytmy gry, statystyki czy co tam jeszcze spece od gier komputerowych wymyślą. Guy staje się samoświadomy i rozpoczyna miłosny podbój w grze. Drugim dnem jest profil gracza, w którym bohater się zakochuje, i jak ten niecodzienny związek rezonuje na przyszłość samej gry.

Od Free Guya nie miałem większych oczekiwań, liczyłem na znośną rozrywkę, wizualne fajerwerki świata przedstawionego, czyli miasta w grze i kilka niezłych dowcipów, które oczywiście film dostarczył z nawiązką. Gdyby przyjrzeć się bliżej fabule można wyliczyć kilka mielizn czy wręcz chwytów działających na zasadzie deus ex machina. I widza oczekującego ambitnej produkcji będzie to uwierało, jednak jeśli ktoś nastawia się na dobrą zabawę okraszoną efektami specjalnymi, to powinien być ukontentowany. Tym bardziej że obraz stoi kreacjami aktorskimi. Ryan Reynolds czuje się wyśmienicie w komediowym anturażu i co chwila podkreśla to udanymi gagami, popis w niewielkiej roli daje Taika Waititi jako złowieszczy i pazerny szef, który chciałby wszystko wykasować, a objawieniem filmu jest zjawiskowa Jodie Comer w podwójnej roli. Morał tej opowieści jest przesłodzony, ale dla akcji, licznych odniesień do świata gier i popkultury warto sięgnąć po Free Guya. Film nie jest zbyt brutalny, więc zadowoli widza w każdym wieku, a kilka cameo z pewnością również nie rozczaruje.

Na uwagę zasługują dodatki umieszczone na płycie blu-ray. Mamy trzy sceny, które nie znalazły się w finalnym montażu, gagi z planu i całą masę materiału dotyczącego pracy nad produkcją. I powiem szczerze, że jest to najciekawszy materiał z dodatków, jakie ostatnio widziałem. Poza arkanami pracy na planie, tworzeniem efektów, mamy całkiem pokaźny zasób wiedzy na temat aktorów i ich przygotowywania się do ról, przenikania dwóch światów, rzeczywistego i wirtualnego. Widać, że twórcy poświęcili na stworzenie tego dzieła wiele godzin pracy, energii i chcieli, aby stworzony przez nich świat gry był szczegółowy, widowiskowy, a wyprawa z Guyem ekscytującą przygodą. 

Dzieło Shawna Levy'ego to typowy blockbuster, który ma zapewnić dwie godziny dobrej zabawy, nakierować na różne odniesienia do popkultury i zaskoczyć nieoczekiwanymi ester eggami. Tylko tyle i aż tyle.

Ocena: 7/10

Tytuł: Free Guy

Reżyseria: Shawn Levy

Scenariusz: Matt Lieberman, Zak Penn

Obsada:

  • Ryan Reynolds
  • Jodie Comer
  • Lil Rel Howery
  • Joe Keery
  • Utkarsh Ambudkar
  • Taika Waititi
  • Channing Tatum
  • Aaron W Reed
  • Britne Oldford
  • Camille Kostek

Muzyka: Christophe Beck

Zdjęcia: George Richmond

Montaż: Dean Zimmerman

Scenografia: Satyvart Arya, Kimberly Leonard, Leslie E. Rollins

Kostiumy: Marlene Stewart

Czas trwania: 115 minuty

Dziękujemy dystrybutorowi Galapagos Films za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus