„Władcy Wszechświata. Objawienie” - recenzja
Dodane: 24-07-2021 08:52 ()
Animowany He-Man powrócił! Wszyscy jego wielbiciele powinni więc skakać ze szczęścia. Tylko że...
Prawdziwy heros z Eterni był wytworem lat 80. i skończył się wraz z nimi. Później powstał jeszcze dość komiczny serial produkcji japońsko-francuskiej "Nowe przygody He-Mana", który nie dorastał do pięt oryginałowi. A w roku 2002 na ekrany telewizorów zawitał nieco unowocześniony reboot oryginalnej serii, który nie zdobył wszakże wielkiej popularności. Również niedawno wyemitowany spin-off "She-Ra i księżniczki mocy" okazał się papką nie do strawienia.
Obecnie platforma Netflix zaprezentowała pierwszą część zupełnie nowej produkcji, której akcja toczy się całe lata po ostatnim odcinku serialu z 2002 roku. Czy zdoła porwać ludzkie serca i umysły?
Dochodzi wreszcie do ostatecznej konfrontacji między Skeletorem a całą potęgą Greyskull. Władca Wężowej Góry wdziera się podstępem do zamku, chcąc wydrzeć złożoną w jego podziemiach magię i użyć jej do własnych celów. Tymczasem w królewskim pałacu odbywa się uroczyste pasowanie Teeli na nowego Zbrojmistrza. Jej przybrany ojciec chce wreszcie odpocząć, zrezygnować z choćby części obowiązków. Teela wydaje się idealną kandydatką na jego następcę. Podczas uroczystości książę Adam odbiera telepatycznie rozpaczliwe wezwanie od Czarodziejki Zoary i rusza jej na pomoc wraz z przyjaciółmi. Okazuje się, że opanowany żądzą władzy absolutnej Skeletor nawet nie przypuszcza, na co się porwał. A tylko Czarodziejka ma świadomość, że Magia tak naprawdę jest ślepa i wszystko jej jedno, w kogo uderzy, gdy wyrwie się ze swego więzienia...
Przyznaję, że byłam od początku bardzo sceptyczna wobec "Władców Wszechświata". Oryginalny serial miał typową dla ówczesnej animacji grafikę, niezmiernie estetyczną i pełną subtelnego wdzięku. Nikt już nie tworzy takich kreskówek i chyba po prostu nikt już nie umie - najlepszym przykładem jest ewolucja graficzna przygód Scooby-Doo. Sympatyczne, miłe dla oka, nakreślone elegancką kreską postacie powoli stawały się coraz bardziej kanciaste, aż do nieprzyjemnej karykaturalności w "Wyluzuj, Scooby Doo". Bałam się tego, co nowi twórcy zrobią z He-Manem. Moje obawy prawie się nie potwierdziły... prawie, bo dobrze nie jest, ale też nie tak źle, jak sądziłam.
Sama fabuła została skonstruowana dość zgrabnie i logicznie, choć sądząc po pierwszym odcinku, zmierza w stronę, która na pewno mi się nie spodoba. Kiedyś "silna kobieta" w filmie stanowiła pewnego rodzaju kontrapunkt dla prężących mięśnie samców, warto jednak podkreślić, że nawet w ferworze walki nie traciła swej kobiecości. W czasach, gdy wyrażenie "cnoty niewieście" budzi jednocześnie śmiech i furię, ciężko przyznać się do tęsknoty za kobiecymi bohaterkami w dawnym stylu. Dziś modne są babochłopy. Pewnie dlatego graficy zaserwowali nam zupełnie nową Teelę, ponurą wiedźmę z permanentnym PMS i w najwyższym stopniu odpychającą. Podobnie zresztą potraktowano inne postacie, dodając im nie tylko lat, ale też cech depresyjnych, widocznych w twarzy i ruchach. Swój pierwotny urok zachował właściwie jedynie książę Adam, ale... No właśnie. Lepiej nic więcej nie powiem.
Reasumując: czy mi się podobało?
Wcale.
Czy będę dalej oglądać?
Ależ oczywiście!
Szczególnie że na aktorską wersję chyba nie ma już co liczyć.
Ocena: 5/10
comments powered by Disqus