„Rysowałem od zawsze” – wywiad z Markiem Sachmatą

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 28-03-2021 12:17 ()


Połączenie superbohaterskiej konwencji i lokalnego folkloru? Dlaczego nie! Wszak m.in. w Indiach tego typu produkcje znane są od lat. Wygląda na to, że podobną inicjatywę podjął na polskim gruncie Marek Sachmata, ostrołęcki plastyk prezentujący efekt swojej pracy m.in. na profilu „Marek Sachmata Zrysowane”.

Paradoks: Jak to się stało, że akurat komiks (do tego prawdopodobnie ze szczególnym uwzględnieniem konwencji superbohaterkiej) stał się dla Ciebie wart uwagi? Pamiętasz kiedy pierwszy raz zetknąłeś się z tym medium i jakie to był/były tytuł/tytuły?

Marek Sachmata: Komiksy chyba bardziej na mnie działały niż książki, a przynajmniej w latach, gdy człowiek zaczynał czytać. Później, dzięki komiksom zacząłem sięgać także po książki. Pierwszym komiksem, jaki pamiętam, był chyba „Doman”. Ale moja prawdziwa pasja zaczęła się w momencie, gdy zacząłem zbierać wydania zeszytowe TM-Semic. Pierwszy komiks od nich to był bodajże „G.I. Joe”. Początki więc były mało superbohaterskie. Potem był „Batman” (komiksowa ekranizacja burtonowskiego „Nietoperza” – nr 1/1990) i jeszcze „Podwójne życie Pająka”, „Transformers” oraz inne, które wpadły mi w tamtych czasach w ręce. Jednak największą miłością okazała się seria  „X-Men”, którą zbierałem od numeru 4/1994 aż do ostatniego zeszytu (tj. numeru 7/1997). To były czasy szkoły podstawowej. Brakujące epizody uzupełniłem potem na konwencie w Łodzi. Wtedy też razem z kolegą rysowaliśmy nasze pierwsze komiksy superbohaterskie. O ile się nie rozpadły, leżakują one jeszcze gdzieś na strychu.  

Paradoks: Czyli można o Tobie rzec, że jesteś przedstawicielem tzw. pokolenia TM-Semic?

Marek Sachmata: Tak, zdecydowanie jestem pokoleniem TM-Semic. Chociaż teraz wydaję dużo więcej na komiksy niż wtedy.

Paradoks: Wspomniałeś o początkach swojej aktywności jako twórcy. Mógłbyś wskazać moment, w którym podjąłeś próby, by z odbiorcy stać się właśnie także twórcą? Pamiętasz może bohaterów, których wówczas powołałeś do „istnienia”?

Marek Sachmata: Rysowałem od zawsze. Pierwszy komiks, jaki zrysowałem, to była moja wersja G.I. Joe, którą napisałem fonetycznie „Dż.Aj.Dżo”. Ach te wczesne lata szkoły podstawowej. Natomiast faktycznie pierwszym moim bohaterem był Flash Man i wcale nie rzucał błyskawicami. Dysponował szponami niczym Wolverine, a na głowie miał metalowy czerwony hełm z żółtą błyskawicą i prostokątnym otworem na oczy. Później dołączyli do niego inni i powstała supergrupa Riders (mam gdzieś ich wersję). Zawsze lubiłem tworzyć superbohaterów. Całą szkołę podstawową wymyślałem i rysowałem własne komiksy. W liceum jednak wszystko się zmieniło.

Paradoks: Przy okazji tego właśnie etapu „podstawówki”, czy dobrze zrozumiałem, że już wówczas odwiedziłeś łódzką imprezę komiksową (jakkolwiek ona wówczas się nazywała)? Pamiętasz kiedy mniej więcej miało to miejsce? Jakie były Twoje wrażenia z tej imprezy?

Marek Sachmata: Na pierwszy łódzki konwent pojechałem w 2001 r. Wybraliśmy się tam razem z kumplem, z którym wspólnie rysowaliśmy. Wówczas byłem już w liceum. Z tej imprezy najbardziej chyba pamiętam giełdę. A to z tego względu, że nigdy w życiu nie widziałem tylu komiksów na raz. Do tego jeszcze darmowe lody w czekoladzie, których były dwie wielkie zamrażarki.

Paradoks: Czy próbowałeś swoich sił w organizowanym tam komiksowym konkursie?

Marek Sachmata: Jak najbardziej. Miało to miejsce rok później, czyli w roku 2002. Do konkursu zakwalifikowała się moja praca pt.: „Dlaczego ryby nie biorą podczas pełni księżyca”. Był to komiks złożony z trzech plansz, wykonany akwarelami, cienkopisami i markerami. Można go znaleźć u mnie na fanpage'u na wiadomym portalu społecznościowym. Byłem wówczas świeżo po maturze i pracy dyplomowej w liceum plastycznym. Wspomniana praca w sumie to też był komiks, tyle że utrzymany w konwencji superbohaterskiej.

Paradoks: A przy okazji: jak na Twoją chęć realizacji się przy tworzeniu komiksów reagowali przedstawiciele tzw. ciała pedagogicznego? Pytam, bo na przykładzie wspomnień adeptów przynajmniej dwóch innych tego typu placówek (do tego uczęszczających do nich w zbliżonym okresie co Ty) znać, że kadra nauczycielska wobec podobnych ambicji na ogół była sceptycznie usposobiona.

Marek Sachmata: Akurat mój nauczyciel i promotor od projektowania graficznego był super, a zrealizowany przeze mnie komiksowy dyplom nie był pierwszym tego typu dyplomem powstałym w łomżyńskim Liceum Plastycznym (bo o tej właśnie szkole mowa). Ponadto przygotowywałem się do tego projektu już wcześniej. Zawsze gdy na zajęciach pojawiało się zadanie, dajmy na to, projekt folderu, kalendarza czy książki, ja robiłem coś z „udziałem” Lobo (byłem wówczas wielkim fanem „Ważniaka” w interpretacji Simona Bisleya). Zawsze, gdy tylko miałem sposobność nawiązać do komiksu - czyniłem to. Całość licealnej pracy dyplomowej pt. „Czerwony alarm” także jest dostępna na moim fanpage'u. Do promotorów zawsze miałem szczęście, a efekt był taki, że praca licencjacka również podejmowała problematykę komiksu. Tyle tylko, że w formule pisanej.  

Paradoks: Tym sposobem docieramy do Twojego etapu „studenckiego”, w którego trakcie najwyraźniej nie „wyrosłeś” z zainteresowania komiksem. Wspomniałeś o licencjacie. Jakie podejmował konkretnie zagadnienie? Podejrzewać można, że równolegle realizowałeś także kolejne inicjatywy plastyczne, w tym także komiksowe...

Marek Sachmata: W mojej pracy licencjackiej zawarłem rozważania na temat tego medium jako sztuki sensu stricto (tytuł pracy: „Współczesna sztuka komiksu”), o elementach charakterystycznych gatunku, jakim jest komiks. Najobszerniejszą część pracy stanowiło przybliżenie historii komiksu. Można wręcz rzec: praca opisowa. W trakcie studiów rysowanie odeszło na dalszy plan. Wykonywałem  drobne rysunki, ale raczej niezbyt istotne. Wówczas zdecydowanie więcej czytałem i ponadto pisałem. Pisałem głównie białe wiersze i krótkie opowiadania. Przez półtora roku prowadziłem też swoje dwa blogi - jeden z wierszami, a drugi to była taka powieść pisana codziennie pt: „Dziennik Łowcy”. Główny bohater, bękart demona, był takim współczesnym wiedźminem. Cała akcja dzienników miała miejsce w Ostrejmęce. Było to połączenie faktów, które naprawdę miały miejsce i tych totalnie wymyślonych. Antagonistami głównego bohatera były wszelakie stwory takie jak strzygonie, topielce, wampiry, mgłydzi i jeszcze jakieś inne, które wymyśliłem. Rysunek powrócił dopiero jakiś czas później, gdy rozpocząłem współpracę z nieistniejącą już gazetą „Rozmaitości Ostrołęckie”. W okresie studiów sporo czasu spędzałem ponadto jako aktywny gracz gier komputerowych. W tym czasie zrodziło się moje zainteresowanie mitologią, wierzeniami pogańskimi, zabobonami i legendami.

Paradoks: Wspomniałeś o pracy w gazecie. Czym dokładnie się tam zajmowałeś?

Marek Sachmata: Głównie rysowałem do ich artykułów. Współpracowałem z nimi przez około dwa i pół roku. Powstało wówczas mniej więcej sto różnego typu ilustracji, głównie prospołecznych, dotyczących szkodliwości hazardu, dopalaczy, generujących specyficzne zachowania gratisach („skoro za darmo to wynosimy całymi reklamówkami”), komentującymi ostrołęcką rzeczywistość, rebusy nazw okolicznych miejscowości (na łamach „Rozmaitości…” był tego typu konkurs). Realizowałem ponadto cykl pt. „Ostrołęczanin do Ostrołęczanina”. Powierzono mi także osobną rubrykę pod nazwą „Marek Sachmata poleca”. Najczęściej była to publicystyka przybliżająca wybrany film o tematyce komiksowej. Jeden z gazetowych rysunków (traktujący o hazardzie) śmiga zresztą w prezentacji administracji Urzędu Skarbowego. Jeszcze ciekawostka. Gdy gazeta przestała się ukazywać (tj. w roku 2017), postanowiłem założyć wspominany fanpage.

Paradoks: W tym akurat momencie docieramy do Twojego obecnie sztandarowego projektu (choć w gruncie rzeczy mamy do czynienia z dwoma równolegle realizowanymi projektami), tj. sprzężenia dwóch jakości: ikonograficznej specyfiki Kurpiowszczyzny oraz superbohaterskiej konwencji. Jak wyglądały okoliczności zaistnienia tego przedsięwzięcia?

Marek Sachmata: Preludium do sKURPionych były dwa wcześniejsze projekty. Pierwszy z nich to komiks „Piekielna Łokazja”, który powstał z myślą o konkursie plastycznym na krótką formę komiksową pod hasłem „Zdarzyło się na kurpiowskim trakcie...”. Natomiast drugi to ilustracje do książki dla dzieci o Kurpiach. To właśnie we wspomnianym komiksie po raz pierwszy pojawiły się stroje kurpiowskie, a w ilustracjach do książki poza strojami, charakterystyczna dla moich obecnych prac wycinanka w tle. Połączenie superbohaterów z folklorem kurpiowskim pojawiło się zatem spontanicznie. Pierwszy został sKURPiony Spider-Man co miało miejsce tuż przed premierą filmu „Spider-Man: Daleko od domu”. Następnie poszło już tzw. rzutem na taśmę. Początkowo wykonywałem powstające wówczas ilustracje kredkami i cienkopisami, by następnie przerzucić się na farby akrylowe. Od momentu gdy rozpocząłem ów projekt liczba obserwujących i „lubiących” wzrastała co „nakręcało” mnie, by sKURPiać coraz nowych bohaterów. Niedawno liczba przekroczyła 500 i powoli rośnie.

Poza sKURPionymi bohaterami wróciłem też do zawsze lubianej przeze mnie w latach szkoły podstawowej inicjatywy, tj. kreowania własnych bohaterów w autorskim Kurp Universe. Nazwałem ich Drygsami/Obdarowanymi, jako że w gwarze kurpiowskiej „dryg” oznacza dar.

Poza superbohaterami z kurpiowskim sznytem wdrażam także projekt, który nazywam zbohateryzowani. Polega na wykonywaniu rysowanych/malowanych portretów wskazanych mi osób jako superbohaterów. Zaczęło się od prezentu ślubnego dla brata, ale znaleźli się też chętni, którzy to zauważyli i zapragnęli stać się bohaterami. Zwłaszcza w formule połączenia zbohateryzowanych ze sKURPionymi. Tym sposobem powstało kilka prac, a ja dzięki temu uzyskałem środki na farby i komiksy. Jednak nie jest to na tyle dochodowe przedsięwzięcie, by zająć się tylko i wyłącznie tym w trybie pełnoetatowym. Stąd w gruncie rzeczy niemal cały wolny czas poświęcam na malowanie.

Paradoks: Nie tak znowu dawno, bo pod koniec listopada 2020 r. zaprezentowano Twoją autorską wystawę. Czy masz dalsze plany w tym zakresie?

Marek Sachmata: Wystawy są w planach, bo z okolicy mam dwóch oddanych fanów. W samej Ostrołęce też może się to zdarzyć, choć najpierw obecna sytuacja musi ulec jako takiej normalizacji. To zaś nastąpi raczej nieprędko. Do tej pory odbyła się jedynie wystawa w trybie online.   

Paradoks: Które techniki plastyczne preferujesz najbardziej?

Marek Sachmata: Pod tym względem podstawą jest w moich pracach rysunek. Najlepiej czuję się, używając cienkopisów i kredek oraz farb akrylowych. Czasem przytrafi się łączenie akwareli z cienkopisami.

Paradoks: Mógłbyś wymienić swoich ulubionych komiksowych twórców? Do tego zarówno tych, którzy Cię najbardziej inspirują, jak również najbardziej przez Ciebie lubianych po prostu jako odbiorcę.

Marek Sachmata: Zacząłbym raczej od kilku artystów niezwiązanych z komiksem. Są nimi malarze tej klasy co Vincent van Gogh, Honorè Daumier i Jan Matejko oraz pisarz Kurt Vonnegut. A nie da się ukryć, że komiks, do którego scenariusz rozpisałby autor „Syren z Tytana”, a narysowany/namalowany byłby przez Vincenta, to byłoby niepowtarzalne zjawisko. Podejrzewam, że Matejko sprawdziłby się np. w seriach z Conanem w roli głównej bądź też z Hulkiem. Wróćmy jednak do pytania. Komiksowych twórców, których cenię, jest wielu. Z sentymentu lubię Simona Bisleya, Jima Lee, Johna Romitę Młodszego, Chrisa Bachalo, Todda McFarlane’a i Jae Lee. Wprost uwielbiam Mike’a Mignolę oraz Franka Millera. Jak na razie wymieniałem samych rysowników, ale jest też kilku scenarzystów, których postrzegam jako wyjątkowych. Należą do nich Chris Claremont, Grant Morrison i Alan Moore. Chociaż tak naprawdę, po prostu lubię czytać komiksy.

Paradoks: Czy planujesz pełnowymiarową, komiksową realizację rozgrywającą się w Twoim autorskim uniwersum?

Marek Sachmata: Nad komiksem z moimi własnymi kurpiowskimi bohaterami cały czas myślę. Pomysły zapisuję i niewykluczone,  że pewnego dnia „skleją” się one w konkretny album z kurpiowską wycinanką na okładce.

Paradoks: Dziękujemy za rozmowę i powodzenia zarówno przy kontynuacji już rozpoczętych projektów, jak i tych, które dopiero przed Tobą.

Galeria


comments powered by Disqus