„Nowy wspaniały świat” sezon 1 - recenzja

Autor: Luiza Dobrzyńska Redaktor: Motyl

Dodane: 04-03-2021 20:06 ()


Platformy streamingowe znane są z przenoszenia na mały ekran książkowej klasyki, nie zawsze z dobrym skutkiem. Dla przykładu Opowieść podręcznej została rozciągnięta do niemożliwości i pozbawiona wreszcie wszelkiego sensu, nie mówiąc już o katastrofalnym wręcz doborze głównej aktorki. Star Trek Discovery to najgorsze naśladownictwo dzieła Roddenberry'ego, jakie można sobie wyobrazić, przeładowane w dodatku politycznie poprawnymi akcentami i bredniami, przy których najgłupsze pomysły scenarzystów poprzednich seriali wydają się sensowne jak słownik. Wiedźmin - no, mieliśmy do tej pory jeden sezon i poza okazjonalnym blackwashingiem (Fringilla, elfy) od biedy trzymał się kupy. Może coś z tego będzie. Obecnie wszedł do oferty Netflixa Nowy wspaniały świat według prozy Aldousa Huxleya, swoją drogą jednej z mych ulubionych. W tym przypadku Netflix kupił prawa do serialu już nakręconego przez inną platformę streamingową. Pytanie brzmi: czy zdecyduje o wznowieniu produkcji?

Lenina Crowne, przedstawicielka klasy Beta Plus, pracuje w Instytucie Rozrodu. Pewnego dnia wzywa ją Bernard Marx, jeden z dyrektorów odpowiedzialny za nadzór nad pracownikami. Zwraca dziewczynie uwagę, że jej zbyt bliski związek z Henrym Fosterem nie jest właściwy, gdyż "każdy należy do każdego" i monogamia jest bardzo źle widziana. Bernard chce przy tym ukryć, że jemu samemu bardzo zależy na Leninie, do której nie ma śmiałości się zbliżyć. Lenina potulnie zgadza się z jego sugestiami.

Wezwany do Pałacu Rozrywki Bernard musi zmierzyć się ze sprawą śmierci jednego z Epsilonów, przedstawiciela najniższej kasty. Jego zdaniem jest to samobójstwo. Wilhelmina Watson, której zwierza się ze swych domysłów, odrzuca tę możliwość, twierdząc, ze Epsilony nie mają uczuć, zatem musiał to być wypadek.

Tymczasem poza granicą "cywilizowanego świata", gdzie na skraju rezerwatu mieści się ośrodek wypoczynkowy dla ważnych obywateli, młody mężczyzna imieniem John pracuje przy konserwacji sprzętu koniecznego dla robienia "przedstawień". John to jeden ze stałych mieszkańców rezerwatu, dzikus pozbawiony praw. Jest zamkniętym w sobie introwertykiem, nielubianym nawet przez tych, między którymi żyje, głównie za to, że pracuje dla "tamtych" i że jego matka jest... dziwna. Chłopak zbyt różni się od otoczenia, by nie było tego widać, ale przywykł do swej odmienności i osamotnienia. Któregoś dnia dowiaduje się, że nie wszyscy, tak jak on, akceptują panujący podział społeczny. I że rówieśnicy z rezerwatu mają wobec niego plany...

Co można powiedzieć o tym serialu? Wizualnie prezentuje się bardzo dobrze. Akcja toczy się tak, by każdy mógł ją zrozumieć, nawet nie znając książki. Nie jest to zresztą wierna adaptacja, a raczej "wariacje na temat". Można oczywiście zarzucić twórcom zbytnie skupienie się na seksie, ale to akurat jest zgodne z duchem książki. Przecież takie właśnie jest społeczeństwo u Huxleya, gdzie liczy się tylko ciało i jego potrzeby, nic poza tym. Jednak od pierwszego odcinka rzucają się w oczy wprowadzone przez scenarzystów zmiany. Rezerwat nie jest - jak w powieści - azylem dla Indian żyjących niczym w epoce kamiennej. Przypomina raczej dzisiejsze miejskie slumsy, razem z ich brutalnymi realiami. Odmienna jest również Linda, matka Johna. W książce jest otyłą, zniszczoną przez alkohol i przedwcześnie postarzałą kobietą. W serialu - cóż, to Demi Moore. Czy trzeba mówić więcej?

Nie obyło się też bez wprowadzania kobiet w miejsce mężczyzn. Z najciekawszej postaci książki, Helmholtza Watsona, zrobiono Wilhelminę. Również Zarządca Świata, Mustafa Mond, jest w tej ekranizacji kobietą - w obu rolach wystąpiły ciemnoskóre aktorki, ma się rozumieć. Bez znaczenia, można powiedzieć. Nie dla mnie. Nie znoszę takich chwytów. Chociaż muszę przyznać, że w tym akurat przypadku jest to do pewnego stopnia usprawiedliwione. Powieść Huxleya nie może się poszczycić ani jedną silną postacią kobiecą. Mało tego, przedstawicielami najwyższej kasty są tam wyłącznie mężczyźni, żadnej żeńskiej Alfy autor nam nie przedstawił. Nic w tym dziwnego, pierwodruk miał miejsce w 1932 roku, kiedy jeszcze nikt nie myślał o czymś takim jak parytety, równouprawnienie itd.

Bohaterowie w ogóle stanowią najsłabszy punkt widowiska. Producenci zrezygnowali z przedstawienia fizycznego zróżnicowania i wyrazistego dresscodu, przedstawionego w świecie wykreowanym przez Huxleya. Przedstawiciele poszczególnych klas właściwie nie różnią się między sobą. Alfy i Bety są bardziej wystrojone i to wszystko. Od razu zaburza to prawidłową percepcję treści. Również mieszkańcy rezerwatu, o czym już wspomniałam, nie są rzeczywistymi dzikimi, Indianami pogodzonymi z losem, a jedynie ludźmi wyrzuconymi na margines cywilizacji... właściwie nie wiadomo dlaczego. Za tym idzie nieuchronnie coś, co nasuwa się samo - motyw rewolucyjny. Coś, co u autora oryginału nie mogłoby w ogóle mieć miejsca.

Daję tej produkcji ostrożne 7/10. Nie jest źle, choć liczyłam na więcej. Co będzie, jeśli Netflix zdecyduje się pociągnąć temat? Zobaczymy. Na razie nic nie wskazuje, by miało do tego dojść.

 Ocena: 7/10

Tytuł: Nowy wspaniały świat

Reżyseria: Owen Harris, Aoife McArdle, Andrij Parekh, Craig Zisk, Ellen Kuras

Scenariusz: David Wiener, Grant Morrison, Brian Taylor, Nina Braddock

Obsada:

  • Alden Ehrenreich
  • Jessica Brown Findlay
  • Harry Lloyd
  • Nina Sosanya
  • Joseph Morgan
  • Kylie Bunbury
  • Sen Mitsuji
  • Hannah John-Kamen
  • Sophie McIntosh
  • Matthew Aubrey
  • Demi Moore 

Muzyka: Jordan Gagne, Jeff Russo

Zdjęcia: Andrew Commis, Carl Sundberg, Gustav Danielsson

Montaż: Tom Hemmings, Sacha Szwarc, Daniel Greenway, Johnny Rayner, Dan Roberts, Dominic Strevens

Scenografia: Poppy Luard

Kostiumy: Susie Coulthard

Odcinki: 9

Czas trwania odcinka: ok. 50 minut


comments powered by Disqus