„Dolina bogów” - recenzja wydania DVD
Dodane: 20-12-2020 19:26 ()
„Dolina bogów” to najnowszy film w dorobku Lecha Majewskiego, który niedawno pojawił się na polskim rynku w formie DVD. Jeżeli jednak rozważacie sprezentowanie go komuś pod choinkę z okazji zbliżających się świąt, to muszę uprzedzić – nie jest to upominek dla każdego.
Już na okładce płyty przeczytać możemy, iż „Dolina bogów” wykracza poza tradycyjny obraz filmowy. Nie sposób się z tym nie zgodzić. Przede wszystkim uwagę zwraca słabo zarysowana główna oś fabularna – tak naprawdę nie jesteśmy w stanie powiedzieć o czym film opowiada i jakie były intencje jego autora. Jest to w pewnym sensie zaleta; swoboda interpretacji jest tu niczym nieograniczona i niemal każda scena może zostać odczytana na kilka sposobów. Z drugiej strony, zamiłowanie Lecha Majewskiego do symbolizmu i teatralności jawi się w „Dolinie bogów” jako fetysz, który może przeszkadzać w odbiorze. Mistycyzm, drugie dna, nawiązania do podań, religii i wierzeń, a także podważanie sensu istnienia dosłownie wylewają się z ekranu i jestem przekonany, że mniej zaprawiony w bojach widz po prostu w tym natłoku symboli i odniesień utonie. Ambicja Majewskiego jest godna podziwu, chciał w swoim dziele zmieścić jak najwięcej, ale w mojej opinii wymaga od odbiorcy za dużo. Trudno w trakcie seansu oddać się medytacji i rozważaniom, kiedy co kilka minut odbiera się coraz więcej bodźców, próbujących zmusić oglądających do refleksji. Jest to najzwyczajniej w świecie męczące i wcale nie pomaga w tym konstrukcja filmu, który podzielony jest na prolog i rozdziały. Być może w zamyśle miało to ułatwić odbiór, ale w połączeniu ze swobodnym podejściem do chronologii sieje zamęt.
Sprawy nie ułatwia postać głównego bohatera filmu, Johna, granego przez Josha Hartnetta. To mężczyzna targany wątpliwościami, z licznymi problemami osobistymi i zawodowymi, który jest w dodatku niespełnionym artystą, choć realizuje się w innym zawodzie i sądząc po wyglądzie jego domu, zarabia lepiej niż dobrze. Hartnett zdecydowanie nie udźwignął roli. Jest całkowicie nieautentyczny w swych rozterkach, troski, które nim targają, sprawiają wrażenie sztucznych i wydumanych. Postaci tej absolutnie nie da się lubić, a co dopiero się z nią utożsamiać – a wydaje się, że taki był cel scenarzysty. Cała historia Johna jest tak zagmatwana, że trudno właściwie powiedzieć, co zaważyło o czym i z czego wynikło.
Co innego drugi z głównych bohaterów. Wes Tauros, grany przez wybitnego hollywoodzkiego aktora, Johna Malkovicha, jest całkiem intrygujący i o nim chciałoby dowiedzieć się czegoś więcej. Niestety, podczas jednej krótkiej sceny, z udziałem Hartnetta zresztą, postać ta została sprowadzona do absurdu. Nie można na przestrzeni kilku minut wypowiadać się jak egzystencjalny nihilista i biznesmen-wizjoner zarazem, to po prostu nie ma prawa wypaść wiarygodnie, nawet jeżeli tekst podaje ktoś taki jak Malkovich. Majewski kilka razy w tym filmie, ze zmiennym szczęściem, próbował postawić w kontrze do siebie dwa różne punkty widzenia. W tym konkretnym przypadku poszedł jednak o jeden most za daleko.
Główne przesłanie filmu, pomimo silenia się na oryginalność i zrobienie z niego utworu niemal poetyckiego, jest w gruncie rzeczy banalne i pod koniec trudno było mi uwierzyć, że w zasadzie do tego sprowadza się większość treści zawartych w „Dolinie bogów”. Motywem przewodnim staje się tak naprawdę walka nowoczesności i technologii z naturą i tradycją. Nie dochodzi do żadnego wielkiego przełomu, niczego nie odkrywamy, nie ma ani katharsis, ani efektu „wow”. Reakcją na zakończenie może być, moim zdaniem, co najwyżej delikatne uniesienie brwi – nie z wrażenia, ale z rozczarowania.
Na szczęście nie można powiedzieć, że w filmie wszystko jest złe. Oprócz ciekawego Malkovicha (choć chodzi tu bardziej o charyzmę i talent aktora, niż o błyskotliwie napisaną postać) mamy tu przepiękne zdjęcia. Momentami miałem wrażenie, że oglądam kompilację krajobrazów, która podczas wizyty w elektromarkecie ma zachęcić do zakupu telewizora. Ja bym się skusił! Tytułowa dolina filmowana jest przepięknie, aż chce się wejść do ekranu i wybrać na długi spacer po okolicy. Zachwyt budzą też niektóre ujęcia miasta czy rezydencji Taurosa. Jest to istotne zwłaszcza na początku, bo film ma bardzo długi wstęp do właściwej akcji i te „widokówki” rekompensują brak dialogów czy nawet zarysu fabuły.
Duże brawa należą się Janowi A.P. Kaczmarkowi, który skomponował muzykę do filmu. Laureat Oscara za muzykę do „Marzyciela” znowu pokazał co potrafi i jego utwory są zdecydowanie najmocniejszym punktem „Doliny bogów”. Muzyka doskonale komponuje się z obrazem, a często wydobywa wręcz życie z martwej sceny. Z inną ścieżką dźwiękową w niektórych momentach byłoby naprawdę nieciekawie, ale Kaczmarek sprawił, że udało się przez nie przebrnąć. Czapki z głów.
Mimo świetnej muzyki i pięknie pokazanych krajobrazów, nie mogę polecić tego filmu. To zdecydowanie kino dla koneserów, większość widzów nie znajdzie w „Dolinie bogów” niczego dla siebie. Wielbiciele symbolizmu i historii utkanych tak zawile, że nawet autorzy zdają się w nich gubić, z pewnością spojrzą na dzieło Majewskiego przychylnym okiem. Pozostali mogą przez długi czas zastanawiać się „co autor miał na myśli” i liczyć na to, że uda im się poznać w końcu odpowiedź na to pytanie. Niestety, podczas napisów końcowych pozostanie im uczucie niedosytu i frustracja.
Ocena: 3/10
Tytuł: Dolina bogów
Reżyseria: Lech Majewski
Scenariusz: Lech Majewski
Obsada:
- Josh Hartnett
- John Malkovich
- Bernice Marlohe
- Keir Duella
- John Rhys-Davies
- Jaime Ray Newman
- Joseph Runningfox
- Steven Skyler
Muzyka: Jan A.P. Kaczmarek
Zdjęcia: Lech Majewski, Paweł Tybora
Montaż: Eliot Ems, Norbert Rudzik
Scenografia: Christopher R. Demuri, Lech Majewski
Kostiumy: Ewa Kochańska, Eva Minge, Carolyn Leone
Czas trwania: 121 minut
Dziękujemy dystrybutorowi Galapagos Films za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus