„Istota” - recenzja

Autor: Luiza Dobrzyńska Redaktor: Motyl

Dodane: 20-08-2020 16:29 ()


Przed zabawą w Boga ostrzegało już wielu twórców, poczynając od Mary Shelley z jej „Frankensteinem”. Ich obawy bywają wyśmiewane jako przejaw ciemnoty, kołtunerii, wręcz zabobonu. Warto jednak zastanowić się nad tym, czy fakt, że możemy coś zrobić, jest wystarczającym powodem, by rzeczywiście to robić. Doskonałym przykładem jest tu film Vincenzo Natali „Istota”.

Dwoje młodych i błyskotliwych naukowców, Elsie oraz Clive, pracuje dla giganta farmaceutycznego Nerd. Ich zadaniem jest stworzenie organizmu zwierzęcego produkującego unikalne białko mogące być wykorzystane w produkcji leków na najcięższe choroby. Efektem ich starań są dwa bezkształtne stworzenia nazwane przez twórców Ginger i Fred. Ich zachowania godowe stymulują produkcję pożądanych białek, jednak coś idzie nie tak. Niecierpliwi badacze tworzą więc trzeci organizm, samowystarczalny, używając do tego celu ludzkiego DNA. W efekcie otrzymują dziwaczne zwierzątko, które z czasem, szybko dorastając, staje się coraz bardziej podobne do człowieka. Wreszcie przybiera postać przypominającą młodą dziewczynę. Elsie traktuje początkowo Dren, gdyż takie imię otrzymuje stworzenie, z niemal macierzyńską czułością, usiłuje ją nawet uczłowieczyć, jak bardzo się da. Jednak pewne zdarzenie zmienia wszystko w niezwykle gwałtowny sposób…

Widzowie czekający na typowy horror albo przynajmniej coś w rodzaju cyklu „Gatunek”, na pewno będą zawiedzeni. Zwolennicy thrillerów naukowych pozbawieni uprzedzeń na pewno nie. Reżyser przedstawia historię niczym z „Archiwum X”, nie stawiając przy tym jasnej granicy między człowiekiem a potworem. Bo Dren budzi raczej litość niż strach. Chociaż przypomina krzyżówkę człowieka, ze stawonogiem i ma długi ogon z jadowym kolcem, to jest piękna. Nie umie mówić, jedynie świergocze niezrozumiale, ale wszystko rozumie i składa słowa z klocków. Bez wątpienia powinna mieć jakieś prawa, ale… nie ma żadnych. Została powołana do życia wyłącznie po to, by dostarczyć białko potrzebne do leków, i niesprawiedliwość takiego uprzedmiotowienia widać jak na dłoni. Dren jest inteligentna i ma potrzeby emocjonalne, które ludzie ignorują, bo nie powstała po to, by rozwijać się i być szczęśliwa. Zmuszono ją do życia w niemal zupełnej izolacji bez określonego, zrozumiałego dla niej celu. Z punktu widzenia prawa i nauki jest tylko bardziej zaawansowanym zwierzęciem laboratoryjnym, przez kaprys twórców czasem traktowanym jak żywa lalka do zabawy.

Nie do końca wiemy, jakie pobudki pchają Dren do niektórych czynów. Nie znamy jej myśli, jej rzeczywistej osobowości. Czasem wydaje się, że działa czysto instynktownie, a czasem odzywają się w niej potrzeby wyższego rzędu. Na pewno nie jest bezwzględną zabójczynią jak Sil z „Gatunku”, choć postawiona pod ścianą lub zwyczajnie rozzłoszczona umie użyć swego jadowego kolca. Jej niewłaściwe czy złe postępki w całości obciążają sumienie twórców, traktujących świadomą, inteligentną istotę jak rzecz. Dren nie rozumie pojęcia etyki, nie ma moralności, bo akurat tego nikt jej nie nauczył. Lecz mogłaby mieć. Chyba. Bo na pewno nie wiadomo o niej nic. Poza tym, że bez wątpienia jest bardzo nieszczęśliwa. Poczęta i urodzona w laboratorium, tam pobiera pierwsze proste nauki. Następnie zostaje wywieziona do starej rudery na odludziu, gdzie jedynym jej towarzyszem jest przybłąkany kot. Nie jest w stanie zrozumieć, co się dzieje. Rysowane przez nią dziecinne obrazki ludzkich twarzy wyrażają tęsknotę za ludźmi, okropną samotność. Gdy wskutek przyspieszonego procesu starzenia zaczyna dojrzewać płciowo, sprawa musi się źle skończyć.

Nie bez powodów już na samym początku odwołałam się do „Frankensteina”. Stworzony przez genialnego naukowca potwór również budzi współczucie we wnikliwszym czytelniku. Jest podobnie jak Dren niezwykle samotny i wyobcowany. Popełnia przestępstwa, lecz trudno nazwać go złym. Zbyt różni się od ludzi, którzy nawet nie usiłują go zrozumieć, by mogło się to dobrze skończyć i z tego wynika całe nieszczęście. Można się czasem zastanowić, kto tu jest prawdziwym potworem. W przypadku „Istoty” wychodzi na takiego Elsie, bo jej partner grzeszy jedynie słabością charakteru. Nie umie przeciwstawić się dziewczynie, która ma nad nim wyraźną władzę. Są tak samo utalentowani i równi statusem. Różni ich jednak siła charakteru i ocena moralna tego, co robią. Clive jest w tym związku uległym, a Elsie dominantem. I częściowo właśnie ten układ prowadzi do tragedii, bo egoizm i brak skrupułów młodej badaczki popycha ją w końcu do czystego okrucieństwa. Zapłaci za to, ale czy to ją czegoś nauczy?

Film zdecydowanie nie dla wszystkich. Tylko dla tych, co umieją myśleć i analizować.

Ocena: 8/10

Tytuł: Istota

Reżyseria Vincenzo Natali

Scenariusz: Vincenzo Natali, Antoinette Terry Bryant, Doug Taylor

Obsada:

  • Adrien Brody
  • Sarah Polley
  • Delphine Chaneac
  • Brandon McGibbon
  • Simona Maicanescu
  • David Hewlett
  • Abigail Chu

Muzyka: Cyrille Aufort

Zdjęcia: Tetsuo Nagata

Montaż: Michele Conroy

Scenografia: Todd Cherniawsky

Kostiumy: Alex Kavanagh

Czas trwania: 104 minuty

 


comments powered by Disqus