„Żołnierz królowej Madagaskaru” - recenzja

Autor: Luiza Dobrzyńska Redaktor: Motyl

Dodane: 16-05-2020 16:55 ()


Film muzyczny to najczęściej sceniczny musical przeniesiony na ekran. Często w ten sposób powstają prawdziwe perełki, które ogląda się z wielką przyjemnością. Niekiedy piosenki z takich filmów stają się przebojami nuconymi przez całe pokolenia. Wszyscy znamy tytuły takich filmów – „Hair”, „Dźwięki muzyki”, „My Fair lady”. Jednak i nasz kraj nie pozostawał kiedyś w tyle za innymi. Realizowano filmy, mające rzeczywistą wartość i dopracowane pod każdym względem. Jednym z nich jest „Żołnierz królowej Madagaskaru”, ekranizacja farsy scenicznej, bijącej kiedyś rekordy popularności.

Mecenas Mazurkiewicz, wielce szanowany obywatel Radomia, wdowiec i podpora miejscowego kółka parafialnego, wybiera się w podróż do Warszawy żegnany owacyjnie przez elitę swego miasta. Mazurkiewicz jedzie do stolicy, by ożenić się tam z młodziutką Sabiną, ale ma też inne zadanie – chce mianowicie sprowadzić na drogę cnoty znaną divę teatralną, Kamillę, dla której wszyscy mężczyźni tracą głowę.

Panna Sabinka ze strachem oczekuje na przybycie swego podstarzałego adoratora. Nie chce za niego wychodzić, choć nie śmie sprzeciwić się matce. Od dawna jest zakochana w swoim kuzynie Waldemarze Łąckim, który wszakże wypatruje oczy za piękną Kamillą. Chłopak nie ma pojęcia, że artystka jest kochanką jego własnego ojca i zupełnie nie zwraca uwagi na skromną Sabinkę, którą przywykł traktować jak młodszą siostrę. Przybycie Mazurkiewicza, który przywozi ze sobą swego niesfornego synka Kazia, uruchamia całą lawinę przezabawnych wydarzeń…

Jak już wspomniałam, film został oparty na libretcie farsy pod tym samym tytułem. Jeśli weźmie się pod uwagę, że autorem owego libretta bym nikt inny, jak tylko Julian Tuwim, można zrozumieć jego wyrafinowany smak. Ponieważ Tuwim osobiście nie cierpiał zjawiska zwanego operetką, wyśmiał w farsie zarówno samą konstrukcję dzieł „podkasanej Muzy”, jak i powszechne w librettach idiotyzmy (na przykład uratowana z tonącego statku artystka ma na sobie fikuśną szatę, a ze sobą gramofon i uparcie wmawia widzom, że na Madagaskarze mieszkają żyrafy). Nie miał to być jednak paszkwil na operetki, raczej na podwójną, mieszczańska moralność – nobliwy ojciec romansuje z artystką, a żona nic nie widzi, stary cap owładnięty manią religijną usiłuje nawrócić „grzesznicę” i jednocześnie zaciągnąć ją do łóżka itd. A wszystko podane w lekkim, nad wyraz łatwo przyswajalnym sosie.

W filmie wystąpili tak znani aktorzy, jak Irena Kwiatkowska i Andrzej Szczepkowski, tworząc niezapomniane kreacje. Dodatkowym atutem jest wpadająca w ucho, bezpretensjonalna muzyka oraz piękna choreografia. Film podobnie jak będąca jego podstawą sztuka łączy w sobie francuską lekkość i typowo polskiego, żeby nie rzec sarmackiego ducha. Dlaczego teraz nie robi się takich filmów? Trudno powiedzieć. Oparty na cienkich aluzjach dowcip zastąpiły żarty poniżej wszelkiej krytyki, orbitujące niemal wyłącznie wokół spraw wydalniczo-genitalnych. Dlaczego? Przecież można inteligentniej i lepiej. I bardziej śmiesznie będzie też. Choć gdzie teraz szukać takich aktorów?

„Żołnierz królowej Madagaskaru” to jeden z moich ulubionych filmów. Polecam go każdemu, kto chce zobaczyć, jak powinna wyglądać prawdziwa komedia, niewulgarne filmidło dla meneli. Co ciekawe – jest to druga ekranizacja sztuki Tuwima i Dobrzańskiego. Pierwsza, także w reżyserii Jerzego Zarzyckiego, powstała w 1939 roku, ale kopia uległa zniszczeniu podczas wojny. Ocalał tylko kilkuminutowy fragment z tańczącą i śpiewającą Leną Żelichowską, odtwarzającą rolę Kamilli.

 

Tytuł: „Żołnierz królowej Madagaskaru”

Reżyseria: Jerzy Zarzycki

Scenariusz: Jerzy Zarzycki, Jeremi Przybora

Obsada:

  • Irena Kwiatkowska
  • Andrzej Szczepkowski
  • Tadeusz Fijewski
  • Ignacy Gogolewski
  • Jarema Stępowski

Muzyka: Stanisław Wisłocki

Zdjęcia: Antoni Wójtowicz

Montaż: Janina Niedźwiecka

Rok produkcji: 1958

Czas trwania: 77 minut

Artykuł pierwotnie ukazał się na łamach CZYTADELI.


comments powered by Disqus