„Opowieść o Zbawicielu” - recenzja
Dodane: 18-09-2019 17:50 ()
Z wiadomych względów teksty ewangeliczne stanowią jedne z najczęściej ekranizowanych fragmentów Pisma Świętego. Arcypopularna „Ewangelia według św. Łukasza” (1979) czy niestandardowa „Ewangelia według św. Mateusza” (1993) cieszą się w pełni zasłużonym statusem klasyków. Nic zatem dziwnego, że również ta przypisywana apostołowi Janowi doczekała się sfilmowania.
Założenie twórców niniejszego filmu było na swój sposób nowatorskie. Bowiem w odróżnieniu od realizatorów „Jezusa” z 1999 r. zrezygnowali oni z nadmiernej fabularyzacji literackiego pierwowzoru dostosowującej go do oczekiwań współczesnego widza. Miast tego sięgnęli wprost po ewangeliczny tekst przenosząc go bez cienia ingerencji w jego strukturę na wielki ekran. Tym samym słowo po słowie przetworzono na język filmu świadectwo apostoła Jana.
Efekty? W opinii części widzów przyjęta formuła okazała się – pisząc kolokwialnie – nie do „przebrnięcia”. Wszak nie od dziś wiadomo, że język pisany nie zawsze sprawdza się po „przetworzeniu” na inne formy artystycznego wyrazu. Zwłaszcza, gdy literacki pierwowzór liczy sobie setki czy nawet tysiące lat. Nie brakowało jednak również opinii wręcz entuzjastycznych. W mniemaniu przynajmniej części recenzentów sam pomysł nie tylko świadczył o szacunku dla adaptowanego tekstu, ale też ze względu na uniwersalną treść w pełni przemawia także do współczesnego widza.
Rola centralnej postaci tej opowieści przypadła Henry’emu Ianowi Cusickowi, aktorowi znanemu przede wszystkim z udziału w bijącym rekordy popularności serialu „Zagubieni”. Mimo, że Jezus w jego wykonaniu zdradza pewne podobieństwa do analogicznej roli Roberta Powella (uznawanej za przekonującą, choć chyba aż nazbyt wyzbytą żywiołowości), to jednak wspomniany, tam gdzie było to stosowne i możliwe, pozwolił sobie na odrobinę ekspresji. Nie inaczej jest w przypadku apostołów, zwłaszcza Piotra w wykonaniu Daniela Kasha oraz Judasza Iskarioty odgrywanego przez Alana Van Spranga. Do rangi ciekawostki wypada zaliczyć okoliczność, że roli narratora podjął się znakomity, kanadyjski aktor, Christopher Plummer, który w pamiętnym serialu Franco Zeffirellego „Jezus z Nazaretu” wcielił się w postać Heroda Antypasa.
Realizatorzy zadbali o pieczołowite odtworzenie realiów ewangelicznych. Niby standard, bo przecież zarówno we wspominanym „Jezusie”, „Ewangelii według św. Łukasza” jak i „Pasji” trudno dopatrzeć się pod tym względem uchybień. A jednak „Opowieść…” wyróżnia się na ich tle warstwą muzyczną skomponowaną na potrzeby tego filmu za pomocą instrumentów wykonanych według antycznych przekazów.
W ocenach „Opowieści…” nie zabrakło również kontrowersji. Bowiem w scenie ukazującej Ostatnią Wieczerzę znalazło się miejsce również dla Marii Magdaleny. Tymczasem kanoniczne Ewangelie nie wspominają o jej udziale w paschalnym posiłku. Mało tego – podczas mowy jaką wygłosił Chrystus do swych uczniów tuż przed swym odejściem do Nieba w sposób szczególny błogosławi on nie tylko apostołów, ale też wspomnianą kobietę. Wierni Kościoła prawosławnego w którym cieszy się ona szczególną czcią (nieprzypadkowo określana mianem „równej apostołom”) wobec tej sytuacji zapewne nie zgłaszaliby większych zastrzeżeń. Natomiast we Wspólnocie „łacinników”, według tradycji utożsamiającej ją z „jawnogrzesznicą” (por. Jana 8, 3-11) może stanowić źródło zafrapowania (czemu zresztą dał wyraz ksiądz prof. Tadeusz Zasępa). Tym bardziej, że mniej więcej równolegle z polską premierą tegoż filmu ogromną poczytnością cieszyła się powieść autorstwa Dana Browna „Kod Leonarda Da Vinci”, w zmanipulowany sposób eksploatująca wątek Marii Magdaleny.
Bez względu na wzmiankowaną formułę dosłownego adaptowania ewangelicznego tekstu, niniejsza produkcja stanowi szczególnie cenną pomoc do promowania ewangelicznych treści.
comments powered by Disqus