„Star Wars Komiks” 4/2019: „Kapitan Phasma” - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 07-09-2019 20:52 ()


Phasma. Imię tej postaci wywoływało entuzjazm fanów co najwyżej przed premierą „Przebudzenia Mocy”. Gdy okazało się, że w filmie odegrała ledwie trzecioplanową rolę i w ostatniej scenie bez zająknięcia zdradziła Najwyższy Porządek, fani ostatecznie odwrócili się od niej – natomiast twórcy uniwersum nie. By zrobić z Phasmy nieco wyrazistszą postać, powstała powieść pod tytułem „Phasma”. Osobiście nie spodobała mi się oklepana postapokaliptyczna fabuła tej książki, choć nasza antybohaterka wypadła w niej w miarę dobrze i dostała wiarygodne usprawiedliwienie swojego zachowania w filmie. Za książką poszedł komiks, który tę kwestię dopiął tak jakby, na ostatni guzik. Poza nim w najnowszym numerze „Star Wars Komiks” znalazły się też dwa one-shoty powiązane z trylogią sequeli, o których opowiem później.

Fabuła „Kapitan Phasmy” rozpoczyna się jeszcze w trakcie Epizodu VII, a dokładniej w momencie, gdy Phasma wydostaje się ze zsypu śmieci. Co robi w pierwszej kolejności? Zaciera ślady mówiące, że to właśnie ona wyłączyła tarczę Bazy Starkiller... i rusza w pościg za jedyną osobą z Najwyższego Porządku, która wie, co się naprawdę stało. Moja pierwsza negatywna uwaga dotyczy tego, gdzie w ramach pościgu trafia pani kapitan: na kolejną planetę jakby wyjętą wprost z postapokaliptycznego gatunku. Zagranie jest celowe, na co wskazuje parę kadrów, skutkuje natomiast nudą i przemielaniem schematu znanego z powieści. Czemu by Phasmy nie wrzucić w inne środowisko, gdzieś, gdzie nie musi robić dokładnie tego samego, co w innych pozycjach nowego kanonu? Uważam, że jest to nieco zmarnowana szansa.

Komiks ma do zaoferowania tylko dobry początek – to, co mniej więcej opisałem – i samiutki koniec, gdzie kolejny raz wychodzi na jaw prawdziwa natura Phasmy. Reszta jest niespecjalnie interesująca. Poza panią kapitan zobaczymy tylko jedną bardziej znaczącą postać, przy czym jest to postać, która spełnia funkcję awatara czytelników: to przez nią dowiadujemy się, co robi i planuje Phasma, gdy nie jest to oczywiste z samej obserwacji jej działań na poszczególnych kadrach (i czasem, niestety, gdy jest). Tak po prawdzie, komiks znacznie by zyskał, gdyby tej postaci po prostu nie było i w związku z tym działania Phasmy były ukazane wyłącznie drogą wizualną, bez chmurek z dialogami czy przemyśleniami.

Szczególnie że pod tym względem jest to przepiękny komiks. Autorem rysunków jest Marco Checchetto, włoski artysta, którego w Polsce mogliśmy oglądać w „Rozbitym Imperium” i wstępie do „Cytadeli grozy” (i niestety tylko wstępie), a w USA w „Obi-Wanie i Anakinie”. Jego praca jest równie olśniewająca, jak zbroja Phasmy, tym bardziej że świetnie ją uzupełnia klimatyczna paleta barw oparta na kontraście czerwieni z błękitem. Można jedynie żałować, że Checchetto tak rzadko trafia do świata Star Wars, a jak już tam jest, to dostaje do zilustrowania niespecjalnie wybitne komiksy.

Ponieważ „Kapitan Phasma” liczy zaledwie cztery zeszyty, a magazyn „Star Wars Komiks” zwykle jest obszerniejszy, resztę zawartości wypełniają one-shoty: „Poe Dameron: Niesubordynacja” (pierwotnie „Poe Dameron Annual 1”) oraz „Burze na Crait”. „Niesubordynacja” to nieskomplikowana i mało odkrywcza historyjka o najlepszym pilocie Ruchu Oporu, która jest niczym innym, jak tylko przerywnikiem pomiędzy dwoma tomami serii „Poe Dameron”. Jest jednak o tyle pożyteczna, że zdradza pewną ważną informację. „Burze na Crait”, stworzone chyba tylko po to, by pokazać, jak piękne jest Crait, z pożytecznością nie mają nic wspólnego. Szczegóły dotyczące rebelianckiej przeszłości Crait i tamtejszej bazy poznaliśmy z powieści „Leia – Princess of Alderaan”, tymczasem komiks się do tego prawie nie odnosi i oferuje jedynie banalną opowiastkę; tyle dobrze, że zakończoną soczystą walką z lubianym przez wielu fanów przeciwnikiem. To ładny komiks, który byłby ładniejszy, gdyby nie sztuczne twarze bohaterów rodem z rysunków Salvadora Larrocy, ale nic więcej. Z „Ostatnim Jedi” nie ma żadnego związku, wbrew pierwotnemu tytułowi pierwotnego amerykańskiego wydania, w którym z powodów czysto marketingowych pojawiła się nazwa Epizodu VIII.

Trzy komiksy związane z elementami trylogii sequeli i trzy komiksy dość niejakie, nie licząc pięknych, a w przypadku „Kapitan Phasmy” nawet przepięknych rysunków. Jak widać, bilans nie jest zbyt korzystny. Tak jak zazwyczaj piszę, że jeśli jest się fanem czegoś, to spokojnie można przeczytać komiks z tym czymś, nawet jak jest słaby, tak teraz nachodzą mnie pewne wątpliwości – bo i też ilu jest fanów Phasmy? Raczej niewielu. Fabularna zawartość „Star Wars Komiks” 4/19 nie jest szczególnie godna uwagi, a po przeczytaniu powieści „Phasma” powiedziałbym nawet, że jest kompletnie niegodna. Za to rysunkowo to jeden z najmocniejszych numerów „SWK”. Jeśli więc tego właśnie szukacie w komiksach Star Wars, to dobrze trafiliście, jeśli nie – szkoda na to czasu.

 

Tytuł: „Star Wars Komiks” 4/2019: „Kapitan Phasma”

  • Scenariusz: Ben Acker, Ben Blacker, Kelly Thompson, Robert Thompson
  • Rysunek: Mike Mayhew, Marco Checchetto, Nicole Virella
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Data premiery: 20.08.2019 r.
  • Tłumaczenie: Jacek Drewnowski, Katarzyna Nowakowska  
  • Liczba stron: 148
  • Format: 170x260 mm
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Wydanie: I
  • Cena: 19,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus